Cudze chwalicie…

Port Lotniczy O’Hare w mieście Chicago. Na dworze nieznośny upał, a na nodze przechodzącego mężczyzny kująca w oczy biała, sportowa skarpeta założona do sandałów. Na szyi zwisa ozdobny łańcuch, kiedyś w kolorze srebrnym. Zagadka wyjaśnia się szybko, gdy właściciel owej kreacji odzywa się do żony w języku narodu, który kolonizuje świat. Tak, przemówił do niej zdaniami prostymi w języku polskim.

Po chwili wychodzą z lotniska i znikają na wielkim parkingu. Mija kilka minut, a ja zdumiony nie mogę uwierzyć w to, co słyszę. Otóż z baru znajdującego się na lotnisku dobiega głośny śpiew kilku mężczyzn mocno odurzonych alkoholem. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że znajdowałem się na lotnisku, przez które przelatuje największa liczba cudzoziemców w Stanach Zjednoczonych, a wszyscy mogli w tym momencie usłyszeć słowa piosenki „Góralu czy Ci nie żal”. Biorąc pod uwagę fakt, że Chicago jest drugim po Warszawie największym polskim miastem ta historia przestaje dziwić. Mieszka tam więcej naszych rodaków niż w Poznaniu. Jak powszechnie wiadomo człowiek jest istotą, która pragnie czegoś, co jest zakazane. Pożądamy żony bliźniego swego, permanentnie przekraczamy prędkość nie zważając na ograniczenia, a piwo smakuje nam najbardziej przed osiągnięciem pełnoletności. Podobnie jest ze wszystkim.
Dostosowując się do przyjętego porządku pojałtańskiego przez lata pokolenia Polaków żyły za żelazną kurtyną. Otrzymanie paszportu było trudniejszym wyczynem niż dziś uzyskanie wizy do Stanów Zjednoczonych – krainy mlekiem i kawą ze Starbucksa płynącej. Żyjąc marzeniami o zagranicznych wojażach, w głowach naszych rodaków kształtował się obraz zakazanej ziemi obiecanej. Przez to, a może dzięki temu, Polacy pokochali wszystko to, co można znaleźć za naszą zachodnią granicą. Istnienie Strefy Schengen sprawiło, że moglibyśmy nawet nie zauważyć przejazdu do naszych zachodnich sąsiadów, a jednak wygląda to zupełnie inaczej. Wjeżdżając za granicę możemy wziąć głęboki oddech, czujemy, jakby czystsze powietrze, drogi nagle stają się równiejsze, a ludzie uśmiechnięci. Do tego nadal większość z nas czuje się w tym czystszym, weselszym i dostatnim świecie wyobcowana. Posiadając kompleks narodu zacofanego czujemy, że musimy coś udowodnić światu. Fascynujemy się wszystkim, co zagraniczne, nawet jeśli nie zasługuje to na naszą najmniejszą uwagę. Kiedy widzimy osikany, cuchnący dworzec gdzieś za zachodnią granicą to myślimy, że tak po prostu musi być, bo widocznie takie są standardy świata cywilizowanego. Sami spychamy się do niższej kategorii tworząc w naszej głowie nieistniejące granice. Pomimo tego, że kiedy u nas wielki kinowy hit wchodzi na ekrany na zachodzie jest już on dodatkiem do kolorowej gazety nie musimy czuć się gorsi. Młode pokolenie powoli to zmienia. Studiując i pracując za granicą pokazujemy światu, że nie jesteśmy równi z niektórymi zachodnimi nacjami, ale jesteśmy od nich lepsi. Nasza pracowitość zmienia stereotyp Polaka pijaka i złodzieja samochodów. Coraz częściej słychać, że znani w świecie ludzie mają polskie korzenie. Kandydat na prezydenta Wenezueli, jedna z najbogatszych kobiet na świecie czy trzon piłkarskiej reprezentacji Niemiec. Nasi rodacy są wszędzie. Możemy o nich usłyszeć nawet w miejscach, o których nie uczono nas na geografii. Nigdy nie mieliśmy kolonii jak Królestwo Brytyjskie czy Francja. Nie było nam to jednak potrzebne, ponieważ my kolonizujemy cały świat.

James Behr

Dodaj komentarz