FALSTART

Po tygodniu euforii, nadziei i przewidywań, wreszcie nadszedł czas sprawdzianu. Wszyscy wierzyliśmy w trenera Nawałkę. Jego powołania oczywiście spotkały się z szeroką falą krytyki, choć zamieniłaby w ogrom pochwał, gdyby tylko mecz na stadionie miejskim we Wrocławiu zakończył się innym wynikiem lub chociaż inaczej wyglądał. Jednak na pewno nie w trenerze należy upatrywać głównego winowajcy piątkowego blamażu.

Każdy kto myślał, że przyjdzie nowy trener i od razu Polacy zaczną grać jak Hiszpania, czy Niemcy, nadaje się na pacjenta szpitala w Gnieźnie, a nie na kibica piłkarskiej reprezentacji Polski. To oczywiste. Nawałka to nie czarodziej, Lewandowski to nie Ronaldo. Dlatego też, ciężko obarczać całą winą nowego szkoleniowca. Niewątpliwy jednak jest fakt, że polski kibic ma coraz więcej powodów do wstydu niż do radości. Jednym z nich był ten mecz. Jedynym kibicem, który w piątek osiągnął wręcz apogeum szczęścia, był mały chłopiec na trybunach, który złapał piłkę.

Ten pierwszy raz

Każdy kto poświęcił piątkowy wieczór na oglądanie meczu reprezentacji Polski zamiast zabawy na imprezie ( w tym ja ) niestety może żałować. Mecz nie był ciekawy, obfitował raczej w proste błędy niż emocjonujące momenty. Przez pierwsze 20 minut obie drużyny grały na podobnym poziomie. Reprezentacja Słowacji również jest w budowie, jednak co można było zaobserwować później – widać już u nich solidne fundamenty. W 31. minucie fatalny błąd debiutanta Kosznika, perfekcyjnie wykorzystał Kucka. Po bramce, naszym zawodnikom włączyła się blokada. Graliśmy coraz gorzej, kilka minut później było już 2:0 dla Słowaków, którzy przeprowadzali treningowe akcje. Fatalnie grała nasza defensywa, raz po raz próbował coś zrobić Błaszczykowski, dużo i bezproduktywnie biegał Mierzejewski i to by było na tyle. Nawałka, który zamienił bezrękawnik z Zabrza na bezrękawnik z orzełkiem, biegał przy linii boiska, choć często można było odnieść wrażenie, że doznaje poczucia bezsilności obserwując poczynania swoich podopiecznych na boisku. Nie udał się debiut trenera i wszystkich nowych kadrowiczów, choć tych „starych” też pochwalić nie sposób.

Klątwa Wójcika

Nawałka przegrał swój premierowy występ w reprezentacji. Idąc tym tropem można wywnioskować, że nic dobrego w najbliższym czasie się z naszą kadra nie stanie. A to dlatego, że ostatnim szkoleniowcem, który wygrał w swoim debiucie był Janusz Wójcik w… 1997 roku. Od tej pory każdy trener przegrywał, bądź w najlepszy wypadku remisował pierwszy mecz. Jako, że reprezentacja od tego czasu gra coraz gorzej, dla tych, którzy wierzą we wróżby, klątwy itd., blamaż Nawałki nie daje nadziei.

safe_image.php

Nic nowego

Taktyka Nawałki i jego powołania nie sprawdziły się. Nowi kadrowicze nie mogą pochwalić się swoim występem. Nasza obrona woła o pomstę do nieba. Cała drużyna zresztą grała przeciętnie (to bardzo łagodnie powiedziane). Ale czy powinno to kogokolwiek dziwić? Debiutanci w reprezentacji na pewno nie zniszczyli tej drużyny, ponieważ nie da się zniszczyć czegoś, co od dawna nie działa. Wszyscy, którzy uważają, że powodem porażki jest brak Wawrzyniaka czy Glika mają chyba problemy z pamięcią. Reprezentacja w składzie z nimi nie grała lepiej. Portal weszlo.com pokusił się o stwierdzenie, że słaba reprezentacja Polski to coś normalnego, a polskiego kibica wierzącego w reprezentację, nazwał naiwnym. Niestety coraz ciężej się z tym nie zgodzić.

„Co wy robicie” i tweet Klicha

W piątek mieliśmy do czynienia z pięknym paradoksem. Na stadionie we Wrocławiu zasiadł komplet widzów. 42 tysiące ludzi poświęciło czas i pieniądze, żeby wspierać naszą reprezentację, która na to nie zasługuje. Gdy obraz gry biało-czerwonych przestawał być znośny, kibice zaczęli wykrzykiwać „Polacy, co wy robicie”, skandować „Jeszcze jeden”, ale w stronę Słowaków i pożegnali zawodników gwizdami. Chyba nikogo nie zdziwiło zachowanie kibiców. A jednak. Po meczu na twitterze Mateusz Klich napisał „40 tysięcy zakazów stadionowych”. Żaden normalny piłkarz, świadomy jakości prezentowanej na boisku, nie napisałby czegoś takiego pod adresem kibiców. Dlatego paradoksalną można nazwać tę sytuację. Kibice skandujący przekleństwa niestety w tym wypadku wyrazili więcej kultury, a przede wszystkim więcej rozsądku niż Klich.

Lewandowski – „piłkarz zagadka”

Oglądając piątkowy mecz doszłam do wniosku, że warto byłoby sprawdzić rodzinę Lewandowskiego. Wpadłam na pomysł, że może mieć brata bliźniaka… To nie jest normalne, że piłkarz, który strzela 4 gole Realowi Madryt, nie potrafi dotknąć piłki przez pół godziny, a gdy już ją dostanie, to nie wie co z nią zrobić i w efekcie ją traci. Lewy gdy jest pokazywany, to najczęściej opuszcza ramiona i ma zrezygnowaną minę. W dodatku nie spełnia swoich zadań jako wysunięty napastnik. Często pole karne przeciwnika zostaje puste, a Robert bierze się za rozgrywanie piłki. Dlaczego? Tego nie wie nikt.

Irlandia, czyli egzamin poprawkowy

Mimo, że spotkanie ze Słowacją napawać może jedynie wstydem, to kibic, który wydał pieniądze w piątek we Wrocławiu, na pewno usiądzie przed telewizorem, żeby obejrzeć drugi mecz z Irlandią. Nie wierzę w to, że tak się nie stanie. Taka już natura polskiego kibica.
W Poznaniu reprezentacja zagra z Irlandią. Wygranej oczywiście nie można zagwarantować, ale dajmy jeszcze jedną szansę Nawałce. W końcu to jego początek. W dodatku z uwagi na gwizdy kibiców był najgorszym z możliwych.

Marta JĘDRZEJCZAK

Dodaj komentarz