
Źródło: pl.kochamy-kotki.wikia.com; Zwykła opowieść o zwyczajnym kocie
Nie jestem miłośniczką zwierząt. Po prostu je lubię; nie mieści mi się w głowie znęcanie się nad nimi, jak też okazywanie im więcej empatii niż drugiemu człowiekowi. W dzieciństwie nigdy nie miałam żadnego zwierzątka, dlatego każde napotkane przeze mnie czworonożne stworzenie wywoływało u mnie uśmiech i chęć choćby muśnięcia palcami jego futra.
Koty zawsze były dla mnie wyjątkowe. Ich kapryśna natura kazała traktować je z dystansem. Trzeba było sobie zasłużyć, by taki pozwolił się pogłaskać lub, tym bardziej, wziąć na kolana.
Nie jestem zapewne jedyna w takim rozumieniu kociego „sposobu bycia”, dlatego opowiem teraz, w czym rzecz. O czym ta historia?
Mój dom jest w moim wieku, i mimo że ja jestem raczej okazem zdrowia, to on daje znać, że te kilka dobrych lat już ma. Mnóstwo w nim drewna, więc dźwięk rozsychających się desek nie budzi zdziwienia, kiedyś na strychu zamieszkało jakieś zwierzę, które nie dawało mi spać w nocy, stukając w sufit mojego pokoju… Można by tak długo mówić, także stukot dobiegający jakby z piwnicy w piątkowy wieczór mnie nie zdziwił, ale kiedy podobny dźwięk usłyszałam dziś rano, to postanowiłam sprawdzić, co może tak hałasować. Spojrzałam na podwórko przez okno i ujrzałam kota z łebkiem uwięzionym w słoiku. Wiem, może brzmieć to nieco komicznie, ale widok zwierzęcia, które cierpi, bardzo mnie przeraził.
Wyszłam z domu i rozglądałam się za tym nieszczęśnikiem, znalazłam go ukrytego w krzakach. Zaczął miauczeć, a ja byłam przerażona jak małe dziecko. Pierwsza próba uwolnienia go z tego potrzasku nie powiodła się. Kot zaczął rozpaczliwie obejmować łapkami słoik. Patrzyłam na to z bólem serca, myślałam o tym, jak może być głodny… W końcu zdecydowałam się spróbować jeszcze raz. Nie miałam nikogo do pomocy i bałam się, że skrzywdzę go jeszcze bardziej, ale udało się. Był wolny. Od razu odbiegł na kilka kroków, mimo że wcześniej nie bał się pozwolić sobie pomóc. Potem spojrzał na mnie i uciekł. Cóż innego miał zrobić jeden z tych, który chodzi swoimi drogami?
To wszystko, cała ta kocia historia. On uciekł, a ja zostałam ze słoikiem w ręku. Jeszcze trochę roztrzęsiona wyrzuciłam go do kubła na śmieci, otrzepałam szalik z igieł i wróciłam do domu. Czułam się zupełnie jak mała dziewczynka, która ze łzami w oczach znajduje w ogrodzie wilgę, która uderzyła w locie w szybę. W kilka chwil przekonałam się, że gdy chodzi o życie, nawet kocie, potrafię opanować paraliżujący mnie, bezsensowny i żałosny nawet strach i je uratować.
Nie chciałam Wam dziś przywracać wiary w ludzi. Dodałam sobie wiary w siebie.
Weronika NOWAK
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.