
Źródło: wikipedia.pl
Już od zwycięstwa Zjednoczonej Prawicy w wyborach parlamentarnych, nad polską sceną polityczną wisi nieprzerwanie, niczym miecz Damoklesa, pytanie o miejsce Jarosława Kaczyńskiego w hierarchii władzy. Opozycja i wierni jej „dziennikarze” zadają je bądź to z ironicznym uśmiechem bądź ze śmiertelną obawą, podczas gdy zwolennicy partii rządzącej unikają go jak ognia, jakby było źle skrywaną, wstydliwą tajemnicą. Tymczasem „koń jaki jest, każdy widzi”.
Choć pojęcie użyte w tytule wydaje się dość niezgrabne, to z pewnością znakomicie oddaje rzeczywistość. Nowy system polityczny powstały w Polsce po 25 października 2015 roku to swego rodzaju „monokracja”, bowiem krajem rządzi jednostka bez wyraźnie określonego stanowiska o niesprecyzowanych kompetencjach i obowiązkach. „Ograniczona”, bo przecież nadal istnieją zarówno niezależne od niej organy oraz opozycyjne ugrupowania jak i wolne wybory, które zweryfikują jej działania. Stwierdzenie, że najważniejszą w państwie osobą jest obecnie Jarosław Kaczyński, naturalnie nie stanowi żadnego novum. Rzadko jednak da się usłyszeć w sarkastyczno-histerycznej kakofonii medialnych przekazów o tym, iż oprócz dość oczywistych wad, obecny układ władzy ma zalety. Wiele zalet.
Przede wszystkim, po raz pierwszy od odzyskania suwerenności w 1989 roku, w ciągu 4 lat stabilnych rządów, zostanie wprowadzona w życie jednolita wizja Polski. Nie tymczasowe reformy mające zapewnić wejście do Sejmu w kolejnych wyborach. Nie bieżące interesy tej czy tamtej grupy lobbystów. Nie drobne korekty wprowadzane po to, aby niczego nie skorygować. Jest to wypracowana przez lata, spójna koncepcja. Owszem, można się z nią całkowicie nie zgadzać, ale nie można ignorować jej istnienia. Przecież całkiem możliwe, iż przyszłe pokolenia ocenią idee prezesa Kaczyńskiego negatywnie. Jednak pozytywnym zjawiskiem jest fakt, że dany im zostanie materiał do analizy. Bo przecież każdy z nas może swobodnie ocenić wizję Polski autorstwa Dmowskiego czy Piłsudskiego, ale nikt nigdy nie spędzi ani chwili na badaniu koncepcji państwa według np. Donalda Tuska, gdyż trudno nazwać „koncepcją” trwanie dla samego trwania grupy ludzi, których nic nie łączy. Nic prócz władzy.
Nadto wydaje się oczywiste, iż państwo zarządzane (w pewnym zakresie) przez jednostkę opartą na autorytecie jest sprawniejsze. Warto dostrzec, iż wbrew twierdzeniom opozycji, podział zadań między triumwirat Szydło-Kaczyński-Duda został dokonany w sposób niesamowicie rozsądny. Premier zajmuję się przede wszystkim polityką wewnętrzną, prezydent zaś zagraniczną, podczas gdy całość koordynuje i wyznacza główny nurt działań prezes Kaczyński (w końcu to o jego wizję Polski chodzi, więc trudno zrozumieć zdziwienie „demokratów” z PO i KOD). W konsekwencji kwestie najważniejsze dla państwa są bowiem rozstrzygane sprawnie i nie zachodzi obawa, iż w toku omawiania i korygowania, dojdzie do rozmycia pierwotnego sensu. Również, jeżeli nadejdzie chwila, kiedy określoną decyzję będzie trzeba podjąć błyskawicznie, zostanie to uczynione.
Kolejnym, choć niejako niestałym argumentem wspierającym „monokrację ograniczoną”, jest sama osoba Jarosława Kaczyńskiego. Znów podkreślmy, że prezesa PiS można nie lubić czy się z nim nie zgadzać, nie sposób jednak zamknąć oczu na jego dokonania. Kaczyński to człowiek, który całe swoje życie poświęcił Polsce. Mimo przeróżnych zniewag oraz oszczerstw, a i nierzadkich ciosów w plecy, wytrwał na scenie politycznej oraz odniósł niesamowity sukces i to w momencie, gdy paradoksalnie został przez większość skreślony. Owszem, Kaczyński ma swoje wady, źle wypada w telewizji, czasem brak mu stanowczości (Misiewicz), czasem znów ma jej za dużo, ale jednego nikt nie jest w stanie mu zarzucić: interesowności. Nigdy nie pragnął stanowisk (ś. p. prezydent Lech Kaczyński mówił nawet o niechęci brata do sprawowania państwowych funkcji), nigdy nie robił ciemnych interesów, nie latał na Maderę, gdy państwo tonęło w kryzysie. Intelektualista, który jakby nie pasuje do współczesnego świata, postawił sobie za punkt honoru, aby wprowadzić swą ideę Polski w życie. I to mu się udało. Tym uporem zdobył sobie rzesze wiernych i oddanych współpracowników, ale też i wyborców. Tak, wyborców, bo choć próbuje się obecnie wmówić ludziom, że zostali oszukani, że miało być inaczej, to wbrew wszystkim stoją oni za prezesem murem, ponieważ w zdecydowanej większości doskonale wiedzieli, na co głosują, stawiając krzyżyk na liście Prawa i Sprawiedliwości.
Autor niniejszego tekstu zdaje sobie naturalnie sprawę, że obecna hierarchia władzy w Polsce ma szereg wad, że nie jest demokracją w klasycznym wydaniu, że kreuje tak charakterystyczne dla podobnych systemów patologie, gdyż niższe szczeble starają się nierzadko być „bardziej papieskie od papieża”. Jednak nie można zapominać, iż polityka to nie posadzka o lśniących, czarno-białych kafelkach, ale szara, całkowicie bezosobowa wykładzina i w związku z tym nie można wszelkich form rządów jednostki uznawać za faszyzm i antonim demokracji. Wbrew temu co się powszechnie mówi, Jarosław Kaczyński nie jest zatem wszechwładnym, rozgoryczonym i samozwańczym dyktatorem (potwierdza to choćby wizyta kanclerz Merkel, stanowiąca swoiste usankcjonowanie władzy prezesa PiS), który chce wszystko zniszczyć i w żaden sposób nie odpowiada za swoje działania. Ponosi on bowiem odpowiedzialność dla polityka najważniejszą. Odpowiedzialność przed Narodem.
Patryk HALCZAK
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.