Przechadzka przez siedlisko zła

Źródło: GeekLife; Jeden tytuł odnoszący się do całkowicie innych światów.

Ponura atmosfera, spisek korporacyjny, postapokaliptyczny świat, a przede wszystkim zombie. Jeśli jednak dodamy do tego jeszcze wielkie wybuchy, spektakularne zwroty akcji i nieuporządkowaną fabułę… to cały kontent z filmu pryska, ba, nawet nie wiadomo jaki gatunek przedstawia seria Resident Evil. A początki zapowiadały się tak obiecująco.

Przynajmniej jak na serię, której korzenie sięgają gier z uniwersum Resident Evil, firmy Capcom. Jak na adaptacje filmowe gier, które powstawały w tamtych czasach, premiera wyszła dość przyzwoicie, a recenzje nie były złe. Rok 2017 jest obfity w tytuły spod tej właśnie marki. Do tej pory wyszła już gra Resident Evil: Biohazard VII i film Resident Evil: Ostatni Rozdział (który może wcale nie być ostatni). Co więcej 27 maja ma mieć premierę film animowany Biohazard: Vendetta, więc wszelkie możliwe serie z tego uniwersum są w tym roku kontynuowane. Aczkolwiek jest w nich wiele nieścisłości. Spotykamy się bowiem z dwiema całkowicie odmiennymi wizjami świata, w których mają miejsce dane wydarzenia. Jedną wizję przedstawia firma Capcom, która pierwszą grę z tego uniwersum wydała w 1998 roku i wciąż ją rozbudowuje oraz filmy animowane w reżyserii Makoto Kamiya. Tymczasem Paul W. S. Anderson, który wykupił licencje do tego tytułu, przedstawia całkowicie inną historię.

Gdzie w tym logika?

Na serwisie Filmweb, który jest chyba najbardziej rozpoznawalną platformą poświęconą kinematografii w Polsce, można zauważyć, jak proporcjonalnie spada ocena filmów Paula W. S. Andersona wraz z kolejnymi odsłonami serii. Na forach podano kilka oczywistych przyczyn tego spadku: nieścisłości fabularne, źle zmontowane sceny akcji oraz słabo rozpisane postacie (jak również ich dialogi). W gruncie rzeczy jest tylko kilka elementów, które łączą filmy z serią gier: zombie, tytuł, kilkoro bohaterów i korporacja Umbrella. Tak, to wszystko. Pierwsza część oddawała klimat serii, kolejna nieco mniej, ale pozostałe to już czysta fantazja reżyseria. Produkcja ta przestał być horrorem, a filmem akcji z jump scare’ami. Oczywiście gry również w pewnym momencie zmieniły fabułę i poszły w stronę survivalu, lecz w najnowszej odsłonie przywrócono je do korzeni, ze zmienioną perspektywą. Graczy znowu napełniono nadzieją po Umbrella Corps i Resident Evil VI. Z tego wynika, że mamy do czynienia z dwoma zgoła odmiennymi tworami, podobnie jak w przypadku książek z uniwersum Wiedźmina, serialu oraz filmu. Pozostaje czekać na kolejną ekranizację z uniwersum Resident Evil i przekonać się, czy z kin wyjdziemy zażenowani, czy może jednak nie będzie to tylko kolejny zbędny wydatek. Pod warunkiem, że film ten trafi do polskich kin, bo z tym bywa różnie.

Piotr NIEDZIELAK

Dodaj komentarz