
Źródło: radiopik.pl; Radość Polaków po zdobyciu brązowego medalu Mistrzostw Świata
Co jest dzisiaj potrzebne, by osiągać sukcesy w sporcie? Talent, pieniądze oraz tytaniczna praca na treningach. Najlepiej wszystko naraz. Czasami jednak i to nie wystarcza. W takich momentach liczy się wiara w zwycięstwo i nadzieja. Niektórzy mówią, że jest ona matką głupich. Zwycięzcy powiedzą, że ona umiera ostatnia.
Śledząc sportowe wydarzenia, co jakiś czas jesteśmy świadkami sportowych cudów czy spektakularnych powrotów. Ostatnio każdy kibic żył rewanżowym meczem między Barceloną a PSG w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Odsuwając na bok wszelkie kontrowersje, ta „remontada” Barcelony przejdzie do historii piłki nożnej. Kataloński zespół dokonał niemożliwego, odrabiając trzy bramki straty w ostatnich minutach meczu. Przypadków, w których zawodnicy o mało nie przyprawili serc kibiców o palpitację, jest jednak dużo więcej.
Magia na murawie
„Cud w Stambule” – tak przyjęło się mówić o finale Ligi Mistrzów z 2005 roku. Do przerwy Milan prowadził 3:0 z Liverpoolem i wydawało się, że już po meczu. Z kolei po przerwie „The Reds” na stałe wpisali się do historii, najpierw wyrównując stan gry w przeciągu zaledwie sześciu minut, a następnie pokonując włoski zespół po serii rzutów karnych. Kapitan Liverpoolu, Steven Gerrard, wspominał później, że jeszcze siedząc w szatni, myślał, że to koniec, lecz gdy wyszedł na murawę, postanowił poderwać zespół do walki. W efekcie to oni wznieśli trofeum po końcowym gwizdku.
Warto zauważyć, że rywalizacja ta odbiła się małym echem 11 lat później, w rywalizacji Liverpoolu z Borussią Dortmund w ćwierćfinale Ligi Europy. Do przerwy „The Reds” przegrywali u siebie 0:2 i potrzebowali trzech bramek do awansu. Trener Jürgen Klopp w szatni przypomniał swoim zawodnikom właśnie finał w Stambule, na koniec mówiąc, by „zagrali tak, aby mieli co opowiadać wnukom”. Wygrali 4:3 po bramce w 91 minucie spotkania.
Zespół z miasta Beatlesów nie ma jednak monopolu na spektakularne powroty. Oprócz niedawnego wyczynu Barcelony, warto wspomnieć przede wszystkim o finale LM z 1999 roku, w którym Manchester United pokonał Bayern Monachium 2:1. Wynik może nie mówi za wiele, lecz fakt, że obie bramki dla „Czerwonych Diabłów” padły w doliczonym czasie gry drugiej połowy, jest do tej pory wydarzeniem absolutnie bezprecedensowym.
Wielka reklama sportu
W Europie rozgrywki Super Bowl nie są traktowane z takim entuzjazmem jak w USA. O finale rozgrywek futbolu amerykańskiego mówiło się najczęściej w kontekście najdroższych spotów reklamowych czy występów gwiazd. Tegoroczne Super Bowl to zmieniło, a to za sprawą nieprawdopodobnego przebiegu finału. Drużyna New England Patriots, mimo że po fatalnej grze przegrywała już 3:28, ostatecznie wygrała po dogrywce z Atlanta Falcons 34:28. Zwycięzcy nie tylko zapisali się w historii Super Bowl, ale pokazali całemu światu, że nie ma dla nich rzeczy niemożliwych.
Gladiatorzy z hali
W Polsce drużyną, która chyba najczęściej doprowadzała kibiców do stanu przedzawałowego, jest reprezentacja szczypiornistów. Praktycznie w każdym turnieju piłki ręcznej, w którym brała udział, byliśmy świadkami morderczej walki do samego końca. I choć nie zawsze wynik spełniał oczekiwania kibiców, to jednak nikt nigdy nie mógł zarzucić im braku wiary i zaangażowania. Momentów, w których Polaków niosła wiara w zwycięstwo było wiele – mecz z Norwegią na MŚ w 2009 roku i bramka Artura Siódmiaka dająca awans do półfinału, brąz zdobyty podczas MŚ w 2015 roku po dogrywce z Hiszpanią czy przegrany mecz półfinałowy z Duńczykami na igrzyskach w Rio, w którym Polacy uznali wyższość rywala dopiero w dogrywce. Jednak momentem chyba najbardziej zapadającym w pamięć był nieprawdopodobny pościg w meczu ze Szwecją na ME w 2012 roku. Doprowadzenie wyniku 9:20 do remisu 29:29, to kwintesencja gry tej kadry, w której zawsze można było pokładać nadzieję. Nadzieję, bez której nie da się osiągać żadnych sukcesów czy to w sporcie, czy w życiu.
Rafał ZAWIERUSZYŃSKI
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.