
Źródło: huffingtonpost.ca
Triathlon to zdecydowanie jedna z najbardziej wymagających dyscyplin olimpijskich. Zwykłemu człowiekowi, nawet po kilku tygodniach intensywnego treningu, trudno byłoby ukończyć zawody, nie mówiąc już o uzyskaniu przyzwoitego czasu. Tym bardziej nieprawdopodobne wydają się wyczyny braci Brownlee, którzy regularnie dominują na niemal każdej ważnej triathlonowej imprezie.
Półtora kilometra wyścigu pływackiego na otwartym basenie (jeziorze, kanale, morzu, oceanie itp.), później 40 kilometrów jazdy na rowerze, a na koniec 10-kilometrowy bieg – tak właśnie wygląda triathlon w standardowym, olimpijskim wydaniu. Choć można zaryzykować stwierdzeniem, że jest to najbardziej wymagająca dyscyplina spośród wszystkich rozgrywanych na igrzyskach olimpijskich, to w większości krajów nie jest ona zbyt popularna.
Być może brak rozgłosu zawdzięcza właśnie temu, że zwykły śmiertelnik raczej triathlonu nie uprawia? A przynajmniej nie na wysokim poziomie. W Polsce mamy tylko jedną zawodniczkę przebijającą się do ścisłej światowej czołówki. Jest nią Agnieszka Jerzyk. Jednak to, co na triathlonowych trasach wyczyniają bracia Alistair i Jonathan Brownlee z Wielkiej Brytanii sprawiło, że stali się żywymi legendami tej dyscypliny. Co ciekawe, obaj swoją pozycję w historii triathlonu potwierdzili podczas… jednego z niewielu przegranych biegów. I to właśnie ten bieg zapewnił im paradoksalnie większą sławę niż te, które uprzednio wygrywali.
Ich sekret tkwi prawdopodobnie w pracy zespołowej. Przez większą część zawodów przebywają obok siebie, dając sobie zmiany oraz wspierając psychicznie. Jednocześnie nigdy nie ulegało wątpliwości, że to starszy z braci jest tym wytrzymalszym. Alistair Brownlee zawsze na kilka kilometrów przed metą zostawiał brata w tyle i samotnie gnał po złoty medal. Było tak na Mistrzostwach Świata w Gold Coast (2009) i w Pekinie (2011). Było tak również na igrzyskach w Londynie (2012) i Rio (2016). Jego brat — Jonathan — w większości przypadków kiedy Alistair wysuwał się na prowadzenie, potrafił utrzymać drugie miejsce i finiszować jako srebrny medalista. Jednak i to nie zawsze mu się udawało – tak było choćby podczas igrzysk w Londynie, gdzie dał się wyprzedzić Javierowi Gomezowi z Hiszpanii i rywalizację kończył „tylko” z brązem.
Jonathan od lat pozostawał w cieniu brata, mimo że zdobywał równie dużo medali, co Alistair. Wszystko miało się zmienić w Cozumel, gdzie kilka miesięcy temu odbył się finał sezonu 2016. W tym wyścigu również bracia Brownlee podążali razem aż do etapu biegowego. Ba! Udało im się nawet wypracować dosyć sporą przewagę. W tamtej chwili Alistair nie wystrzelił jednak do przodu, jak zwykł to robić na poprzednich zawodach. Wręcz przeciwnie – pokazał bratu, że to on ma biec po złoto.
Jonathan przyspieszył zatem, podążając pewnym krokiem do mety. Z czasem jednak Brytyjczyk zaczął opadać z sił: wyraźnie słabł, męczył się. Wbiegając na ostatnią prostą, jeszcze prowadził. Już wówczas miał jednak minimalną przewagę nad swoim bratem i zbliżającym się do nich reprezentantem RPA — Henrim Schoemanem.
Tego, co wydarzyło się na ostatnich metrach, nie spodziewał się nikt. Wycieńczony lider wyścigu, Jonathan Brownlee, zaczął słaniać się na nogach. Opadł z sił do tego stopnia, że chciał nawet wycofać się z wyścigu na kilkadziesiąt metrów przed linią mety! Nie było już żadnych szans, aby Jonathan wygrał ten wyścig. Co więcej, z każdym kolejnym metrem malały szanse na to, że w ogóle ukończy bieg. Z pomocą przybiegł jednak jego brat. Alistair widząc, co się dzieje, nie zdecydował się na wyprzedzenie Jonathana i zwyczajowe podążanie po złoto. Zwyciężyła braterska miłość – chwycił Jonathana pod ramię i poprowadził go na linię mety. I mimo iż ostatecznie obu wyprzedził Schoeman i to on triumfował w finale sezonu, wszystkie oczy zwrócone były ku braciom Brownlee. Alistair doprowadził Jonathana na linię końcową i dosłownie wepchnął go przed sobą tak, aby ten zdobył srebro.
To jedna z tych sportowych opowieści, które nie kończą się całkowitym happy endem. Jonathanowi wciąż brakuje bowiem złota wywalczonego na ważnej imprezie. Takie złoto może przyjść jednak choćby w tym sezonie, który zapewne przyciągnie większą liczbę kibiców niż w poprzednich latach. A to właśnie dzięki historii braci Brownlee – żywych i wciąż aktywnych legend tej dyscypliny.
Dawid BRILOWSKI
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.