CZTERY KĄTY, MILION MOŻLIWOŚCI. Słów kilka o tym, co robić w domu

Źródło: pixabay.com; Spędzasz wolny czas w domu? Rozwijaj się!

Pogoda pochrzaniona była w tym roku bardzo długo. Nawet gdy już wydawało się, patrząc na ładnie wschodzące słońce, że dzień będzie WRESZCIE ciepły, znów wiatr urywał głowy, a lejący się z nieba deszcz powodował chęć siedzenia w domu. Co robimy siedząc w domu? Najlepiej wcinać chipsy przy jakimś kolejnym średnio ciekawym filmie. Powiedzmy sobie jednak szczerze – wtedy ma miejsce rzecz niesłychana. Mianowicie CZAS PRZECIEKA NAM PRZEZ PALCE! Przy okazji podupada zdrowie, bo chipsy NIESTETY witamin nie mają… Co zatem robić w zaciszu domowym?

Pisanie. Jest ono według mnie najlepszym pomysłem. Czy to eseje, rozprawki lub inne formy, których zasady wyniosło się ze szkoły, czy przemyślenia, warto przelewać wszystko na papier (lub, jak kto woli, na komputer). Dlaczego? Uważam, że to dobre z wielu powodów. Po pierwsze wylewamy z siebie wszystko, co nas gryzie. To tak, jak prowadzenie pamiętnika, ale absolutnie nie trzeba pisać o swoim dniu czy odczuciach, przeżyciach. Można wtedy w pełni skorzystać ze swojej wolności – „skrobać”, o czym tylko dusza zapragnie. Mogą to być wiersze, rymowanki, cokolwiek, byle tworzyć. Inną zaletą pisania jest zaprzyjaźnianie się z językiem, zwracanie coraz większej uwagi na pisownię, błędy zarówno te językowe, jak i interpunkcyjne. W końcu od każdego narodu wymaga się, żeby posługiwał się swoim językiem biegle w mowie i piśmie, od Polaków też. Poprawność jednak zanika… Dzieje się tak głównie przez rozwój Internetu, ale to już temat na inny raz. Wracając do pisania, trzeba zwrócić uwagę na to, ile emocji towarzyszy nam przy czytaniu swoich starych tekstów. Czytając coś, co napisaliśmy kilka lat temu, od razu zaczynamy wspominać, wiązać go z konkretną sytuacją, konkretnymi ludźmi, nawet jeżeli to tylko jakieś zadanie domowe z języka polskiego, jeszcze z czasów gimnazjum. A jeśli ktoś uważa, że ciekawszym jest bycie wciąż online i rozmowy z przyjaciółmi, niech połączy te dwie rzeczy. Przecież rozmowa na Facebook’u to zwykle również pisanie. Wymagajmy od siebie więcej, i odpisując, nie używajmy skrótów, zapożyczeń czy emotikonek zamiast polskich słów. Przecież pisanie w naszym języku to czysta przyjemność, tym bardziej mając świadomość, że jest to jeden z najtrudniejszych języków na świecie, a my go znamy.

Czytanie.

 Jest innym sposobem na ciekawe spędzanie wolnego czasu. Czytając, przenosimy się do innego świata, rozbudowujemy wyobraźnię. Również język się wzbogaca, bo przecież autorzy książek częstokroć używają wyszukanych słów. Niezależnie od gatunku, emocje towarzyszące odczytywaniu kolejnych stron są do siebie zbliżone. Czytamy w skupieniu, ze zrozumieniem (no, chyba że to lektura, która niekoniecznie przypada do gustu…), poszukując w sobie cech bohaterów, a gdy już je znajdziemy, książka sama się czyta, tak, że nim spostrzeżemy, wita nas ostatnia strona. Ja mimo wszystko jednak nie przepadam za czytaniem, co nie oznacza, że tego nie robię. Robię, bo warto. Polecam i polecać będę tę czynność, bo wiem, że zanika ona wśród Polaków. Niewielu w dzisiejszych czasach czyta notorycznie książki bez żadnego przymusu, robiąc to wyłącznie dla siebie… A z osób, które to robią, tylko jednostki czynią to dokładnie, nie przelatując jedynie wzrokiem, a analizując budowę zdań, wygląd słów. Jest jeszcze coś. Znów trzeba wspomnieć o tym nieszczęsnym Internecie, bowiem chyba przede wszystkim on przyczynia się do zjawiska zaniku czytających. Wszystkie informacje znajdziemy teraz tam, nie musząc czytać np. książek o podróżach. Zadowalające jest jednak to, że serie takie jak „Harry Potter” czy „Władca pierścieni” nadal cieszą się niesłabnącą popularnością. W ogóle na punkcie książek fantasy ludzie miewają czasem obsesję, ale raczej taką pozytywną. Ja przynajmniej oceniam ją pozytywnie, bo dzięki czytaniu fantasy mocno rozbudowują swoją wyobraźnię.

Poszerzanie umiejętności.

 O! To akurat bardzo szerokie pojęcie. Można przecież wykorzystać wolny czas na naukę czegoś nowego… Języki? Historia? Gotowanie? Trudno jest zacząć coś robić. Ale gwarantuję, że jak już się zacznie i czegoś nauczy, choćby kilku słówek – satysfakcja jest gwarantowana. To przecież budujące – umieć coś ponad innych. Znajomość języków obcych to duży atut. Wyobraźmy sobie taką sytuację: jedziemy do Szwecji i nie ma problemu z tym, by powiedzieć kilka słów, a nawet zdań po szwedzku. Dla nas to duże ułatwienie, bo dostajemy to, czego chcemy, o co umiemy już poprosić, a miejscowych może to pozytywnie zaskoczyć. Obcokrajowiec, znający język ojczysty mieszkańców kraju, do którego jedzie, od razu jest na wygranej pozycji, bo świadczy to o tym, że poznał trochę kulturę miejsca, które zwiedza. Warto również znać historię krajów, które zwiedzamy (lub nie). Historia w ogóle jest ważna. Każdy poniekąd się nią pasjonuje, choć może nie do końca o tym wie. Pod tą nazwą kryją się informacje z każdej chyba dziedziny. Wszystko bowiem ma historię… No i najważniejsze – obywatel każdego kraju powinien znać jego przeszłość, chociaż podstawy. Co każdy Polak wiedzieć musi? Chrzest Polski jako wydarzenie będące symbolem powstania państwa – 966 r.. Pierwszy król Polski (koronowany) – Chrobry. III rozbiór Polski (całkowita utrata niepodległości) – 1795 r.. Powstania listopadowe i styczniowe – kolejno 1830 r. i 1863 r.. I wojna światowa (w wyniku której odzyskaliśmy niepodległość) – 1914-1918 r.. II wojna światowa (w wyniku której częściowo utraciliśmy suwerenności na rzecz ZSRR) – 1939-1945 r., a w jej trakcie dramatyczne powstanie warszawskie – od 1 sierpnia do 2 października 1944 r.. Wygrana „Solidarności” w wyborach (odzyskanie pełnej suwerenności) – 1989 r.. Wejście Polski do UE – 1 maja 2004 r.. To tyle z tych ważniejszych, chociaż jest jeszcze mnóstwo dat, które według mnie każdy Polak znać powinien, ale nie będę już ich wymieniać, bo to się staje monotonne… Zamiast siedzieć w domu i nudzić się, warto również spróbować nauczyć się gotować. To bardzo ciekawe doświadczenie, a później możliwość uraczenia kogoś pysznym daniem. Goście będą patrzeć z podziwem, a my będziemy z siebie dumni, bo zrobiliśmy to sami. Sprawianie innym przyjemności, przy okazji własnego rozwoju, to pozytywny efekt uboczny takiego małego egoizmu, bo w końcu uczymy się tego w samotności, a może inaczej – w spokoju…

Ćwiczenia.

 Wiadomo, w domu nie da się zrobić wielu rzeczy, które na zewnątrz nie sprawiałyby problemu. Mimo to możliwości jest mnóstwo. Można kupić sobie hantle i ćwiczyć seriami. Przysiady również najlepiej robić w zaciszu domowym. Odnoszę się tu do kobiet, ponieważ wiele z nich wstydzi się „przysiadać” na siłowni. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta. Kobiety wstydzą się swoich sylwetek, które niejednokrotnie są całkiem w porządku, i, może to zbyt wulgarnie powiedziane, wstydzą się porządnie wypiąć. Po zakupie maty (która bardzo przydaje się do ćwiczeń czy to w mieszkaniu, czy na świeżym powietrzu) możliwości się poszerzają. W grę wchodzą także brzuszki, pompki, stretching… Wymieniać można bez końca, ale co z tego, skoro i tak często się nie chce. A warto. Oczywiście te wszystkie czynności można wykonywać bez specjalnej maty, ale dodaje ona jednak komfortu… Nie trzeba siłowni, żeby mieć zadbane ciało. Wystarczy kilka wolnych chwil poświęcić ćwiczeniom. Nawet zwykłe napinanie mięśni pośladków w pozycji leżącej, jest w stanie przynieść efekt. Ach, te efekty! Właśnie! Zawsze trzeba na nie długo czekać… Ale przecież im dłużej się na coś czeka, tym większą satysfakcję to daje, nieprawdaż?

Ważne sprawy.

 Oczywiście są rzeczy ważne i ważniejsze… Kiedy trzeba się czegoś uczyć, nie czytamy byle romansideł ani nie piszemy swoich wypocin, tylko zdobywamy obowiązkową wiedzę. Wyżej wymienione czynności bardzo dobrze wypełniają czas i dają niezłą wymówkę: „przecież ja czytałam/em to i to”, „przecież stworzyłam/em taki dobry tekst/wiersz”… Prawda jest jednak taka, że możesz nawet książkę naskrobać, ale testy same się nie napiszą, a wiedza do głowy nie wejdzie bez Twojej pomocy. To trudne, ale czasem trzeba rozwój osobisty odłożyć na bok. No, chyba że nie zależy nam na studiach, na szkole, na wykształceniu… A może Twój kierunek studiów, zdobywane wykształcenie spełnia Cię? Rozwija? Może w równym stopniu co te wszystkie czynności wyżej opisane? Jeśli tak – jesteś szczęściarzem.

Antoni MALCZEWSKI

Dodaj komentarz