
Źródło: waszawawa.pl; Członkowie KoЯna, od lewej: Head, Fieldy, Jonathan, Ray, Munky
Są takie piosenki, które nie nudzą się nam przez lata, a każde kolejne odsłuchanie przynosi coraz więcej interpretacji i myśli. Są zespoły, które tak bardzo wchodzą nam w krew, że stają się uniwersalnym lekiem na zło tego świata, i mimo burej pogody, wywołują uśmiech na twarzach. Są koncerty, które na kilka dni (czasem tygodni!) przed i po podnoszą poziom endorfin w naszym organizmie. KoЯn? W moim przypadku to symbol wszystkich wymienionych wcześniej cech.
Całkiem niedawno miałam okazję być na najlepszym ( jak na razie) koncercie w swoim życiu, z racji czego mam ogromną ochotę i możliwość opowiedzenia Wam o owym wydarzeniu.
Wraz z końcem marca amerykański zespół KoЯn wystąpił na Torwarze w Warszawie, dostarczając tym samym sporej dawki energii pokaźnej grupie fanów. Mimo długiego wyczekiwania muszę powiedzieć, że stanie kilka godzin w kolejce oraz podczas występów supportów było warte usłyszenia zespołu na żywo. Z chęcią to powtórzę!
KoЯn powstał w 1993 roku i od ponad 20 lat z powodzeniem prezentuje swoje ciężkie brzmienie, które określane jest jako nu metal. Zaletą wyróżniającą zespół są naszpikowane emocjami piosenki, które pod wpływem swoich często trudnych przeżyć napisał wokalista Jonathan Davis. Dodając do tego brzmienie gitar i perkusji, otrzymujemy utwory warte uwagi. Wiecie, to trochę jak pieczenie najlepszego ciasta czekoladowego. Gdy połączysz świetny przepis ze starannym wykonaniem, możesz pochwalić się wypiekiem z górnej półki.
Mimo że był to koncert promujący nową płytę „The Serenity of Suffering”, podczas występu dominowały raczej utwory ze starszych płyt KoЯna. Tłum szalał. Pierwsze rzędy pod sceną to jeden wielki ścisk i gorąc. Wiem, że zabrzmi to absurdalnie, ale było to po prostu cudowne. W połączeniu z muzyką stanowiło dokładnie to, czego moim zdaniem można spodziewać się po koncertach zespołów metalowych. Krzycząc razem z wokalistą słowa kolejnych piosenek i skacząc w rytm dźwięków płynących z gitar, można było przenieść się w zupełnie inną rzeczywistość. Poza muzyką nie istniało absolutnie nic.
Prawdziwą euforię wywołał u fanów Jonathan, który zagrał na dudach. Wokalista bez trudu złapał kontakt z publicznością i trzeba przyznać, że zespół faktycznie zabiegał o to, by wejść w relacje z fanami. Sądzę, że wielu śni się po nocach wymiana uprzejmości z muzykami. Poza wspomnieniami z koncertu można było przywieźć również materialne skarby, w postaci pałeczek perkusisty czy kostek do gitary, które członkowie KoЯna rzucali ze sceny. Co odważniejsi mogli pokusić się o złapanie talerzy perkusyjnych. Zgadnijcie komu udało się złapać kostkę?! Aktualnie leży bezpiecznie na honorowym miejscu w moim pokoju i przypomina, jak świetnie było tamtego marcowego wieczoru.
To nie koniec występów KoЯna w Polsce. Już w sierpniu tego roku będzie można ich usłyszeń ponownie w Dolinie Charlotty, podczas 11. Festiwalu Legend Rocka. Muszę przyznać, że na samą myśl o tym wydarzeniu moje serce bije znacznie szybciej. Dzięki moim bliskim będę tam, i uwierzcie, ponownie zedrę sobie gardło. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji uczestniczyć w koncertach swoich ukochanych zespołów, to zachęcam, naprawdę warto. Ten moment, gdy twój ulubieniec pojawia się na scenie, zapiera dech w piersiach. Materiał idealny do poprawy nastroju na kolejne lata. Bilety w dłoń i niech się dzieje!
Magdalena STEFAN
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.