Przez kilka miesięcy byłam szczęśliwa, że nie posiadam telewizora, a na ten jeden jedyny dzień robiłam odwyk od wiadomości w Internecie. W zeszłym miesiącu to zobaczyłam. Dziś, na kilka dni przed 10 lipca, czuję obawę. Miesięcznice Smoleńskie powoli przybierają rangę święta narodowego, a na Krakowskim Przedmieściu raz na miesiąc odbywają się sceny rodem z koszmaru.
Prawo i Sprawiedliwość Ustawą o zgromadzeniach utorowało sobie drogę do przeprowadzania miesięcznic w spokoju. W jej myśl, w miejscu oraz czasie cyklicznych wydarzeń nie mogą odbywać się kontrmanifestacje. Nie chodziło tu z pewnością o jakieś przeszkody w obchodach Bożego Ciała lub innej religijnej uroczystości. Nowe prawo uruchomiło obywatelskie nieposłuszeństwo, a manifestacje nie zyskały monopolu na bezwzględny spokój.
Moralność kontra prawo
Wciąż funkcjonuje konstytucyjny zapis o prawie do zgromadzeń i choć precyzuje i ogranicza go uchwalona 13 grudnia 2016 roku nowelizacja Ustawy o zgromadzeniach, to właśnie na nim opierają swoje działania uczestnicy kontrmiesięcznic. Nikt z manifestujących nie kwestionuje prawa do czczenia pamięci osób zmarłych w wyniku katastrofy, jednak czy cykliczne wiece partii rządzącej mają jakikolwiek związek z aktem religijnym, który ma na celu upamiętnienie ofiar? W momencie gdy słychać o obcej agenturze i wichrzycielach, można mieć wątpliwości.
Co jednak skłania obywateli do przeciwstawienia się prawu oraz legalnie wybranemu rządowi? Od przejęcia władzy przez Prawo i Sprawiedliwość liczne środowiska z opozycją na czele podnosiły alarm, że w kraju systematycznie wprowadzane są ograniczenia wolności oraz naruszane są zasady funkcjonowania instytucji stojących na straży praworządności. Sprzeciw budził wybór sędziów Trybunału Konstytucyjnego, ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa, ale ogniwem zapalnym całego protestu stała się właśnie nowelizacja Ustawy o zgromadzeniach.
Kiedy moralność ściera się z polityką oraz prawem, obywatel, w słuszności swoich poglądów i wyższej idei, jaką jest dążenie do sprawiedliwości, działa wbrew obowiązującym zasadom. Rządzący wytworzyli monopol na głoszenie swoich poglądów w ten konkretny dzień. Jednak tego, czy uruchomienie nieposłuszeństwa obywatelskiego było wskazane, nie ma kto rozstrzygnąć. Żadna ze stron sceny politycznej ani instytucji państwowych nie ma moralnej, a tym bardziej obiektywnej legitymizacji do osądzenia konfliktu.
Co się wydarzy tym razem?
Za kilka dni na Krakowskim Przedmieściu znów zbiorą się tłumy. W kontrmanifestacji i tym razem będzie uczestniczył Władysław Frasyniuk. Na jego apel odpowiedział również były prezydent, legenda Solidarności, a dla niektórych środowisk agent SB o pseudonimie operacyjnym „Bolek” – Lech Wałęsa. Działacze nie tracą nadziei, że, mimo wakacyjnego okresu, na manifestację przybędzie wiele osób. Wspólnie z ruchem Obywatele RP wydali oświadczenie „My Obywatelki, My Obywatele”, wzywając do zaangażowania się wszystkich tych, którym wartości takie jak poszanowanie wolności zgromadzeń, demokratyczne zasady funkcjonowania państwa, tolerancja, otwartość na uciekających przed wojną oraz szacunek dla zmarłych i godne czczenie ich pamięci są bliskie.
10 czerwca zgromadzeni wokół protestu Obywateli RP próbowali zatrzymać uczestników miesięcznicy, blokując trasę przemarszu. W wyniku tego Władysław Frasyniuk siłą został odsunięty przez funkcjonariuszy policji na bok, gdzie go wylegitymowano. Tym razem powstrzymanie blokady będzie się wiązało z wyzwaniem. Zniesienie byłego prezydenta w taki sam sposób jak Władysława Frasyniuka nie jest możliwe. Zdjęcia z takiej akcji obiegłby świat i z pewnością zostałby okrzyknięte skandalem ze względu na szeroką rozpoznawalność Lecha Wałęsy jako symbolu przemian ustrojowych w naszej części Europy.
Jak donosi tygodnik Polityka, są rozpatrywane różne scenariusze. Najłagodniejszy z nich przewidywał dobrowolne ustąpienie ikony Solidarności po wygwizdaniu na placu Krasińskich, gdzie do Polaków przemawiał amerykański prezydent Donald Trump. Opcja numer dwa przewiduje zatrzymanie go przez ochronę BOR ze względu na niebezpieczeństwo. Ochrona może zwyczajnie nie dopuścić byłego prezydenta na Krakowskie Przedmieścia. Jeżeli inne sposoby zawiodą, laureat pokojowej Nagrody Nobla może zostać wyniesiony przez „zwykłych obywateli”. Podczas zgromadzenia mogą się pojawić związkowcy ze Stoczni Gdańskiej z Karolem Guzikiewiczem na czele. Trzeci scenariusz zakłada pojawienie się wśród kontrmanifestantów prowokatora, który rzuciłby kamieniem w legalne zgromadzenie. W tym przypadku policja miałaby prawo zareagować użyciem siły, bez względu na to, kto znajdowałby się w tłumie.
O tym, co się wydarzy w najbliższych dniach, można gdybać bez końca. Ostatecznie wątpliwości zostaną rozwiane w poniedziałek. Niemniej taka sytuacja nie może ciągnąć się bez końca. Brak skutecznego rozwiązania i chęci prowadzenia dialogu psują nastroje społeczne.
Gdzie są młodzi?
W obliczu tych wydarzeń pokolenie naszych rodziców i dziadków zadaje sobie pewnie pytanie: gdzie podziali się młodzi? Brak wyraźnych reakcji często przypisują zwyczajnemu niezainteresowaniu bieżącą polityką. Czy rzeczywiście nasze pokolenie widzi nie dalej niż czubek własnych nosów i póki sytuacja nie uderza bezpośrednio w nas, pozostanie zupełnie bierne? Swój pogląd na tę sprawę mam, ale zapytałam o niego również moich znajomych:
„To nie jest tak, że mnie to nie obchodzi. Śledzę pobieżnie sprawę, bo zwyczajnie jest mi wstyd. To, co wyprawia obecny rząd podczas miesięcznic, jest dla mnie zwyczajnie obrzydliwe. W Polsce stawia się raczej na cichą żałobę oraz wieczny spokój zmarłych. Tymczasem partia wykorzystuje delikatny temat do zagrywek politycznych. Budzi to mój sprzeciw, ale nie czuję identyfikacji z protestującymi po drugiej stronie. Kiedy słyszę, jak krzyczą na policję „ZOMO”, buntuję się. Nie chcę być utożsamiana z takimi przeciwnikami, bo przyjmują język rządzących.”
„Jeżeli mam być szczery to oczywiście wszystkim osobom, które zginęły w trakcie katastrofy smoleńskiej, należy się szacunek. Jednak czy naprawdę comiesięczna parada, bo tak to trzeba nazwać, skupiona jest wyłącznie na oddawaniu czci ich pamięci? Odnoszę wrażenie, że przedstawiciele pewnego ugrupowania politycznego zawłaszczyli sobie śmierć tych osób i zrobili z niej wyborczy sztandar, co, nie przebierając w słowach, uważam za obrzydliwe. Niektórzy mogą wysnuć wniosek, jakoby młodzi ludzie nie interesowali się w żaden sposób polityką, skupieni tylko i wyłącznie na własnej karierze i osiągnięciach. Według mnie to nie do końca tak. Z jednej strony młodzież nie chce się utożsamiać z polityczną przepychanką i pieniactwem, które nie prowadzi do niczego innego, jak do pogłębienia podziałów. Część młodych ludzi dobrze wie, że angażowanie się w taki spór nie ma najmniejszego sensu, bo druga strona nie wyraża żadnej woli dialogu czy jakiejkolwiek innej formy dyskusji. Nie widząc zatem równorzędnego partnera, z którym można porozmawiać, młodzież unika kontrmanifestacji”
„Zapewne są osoby, których rzeczywiście to nie obchodzi. Rozumiem rocznice, bo gdy ginie prezydent wraz z całym rządem, to jest ogromna strata dla narodu. Jaki ten rząd i prezydent by nie był, ze względu na pełnione funkcje należy im się szacunek. Ale dlaczego co miesiąc? Nie jestem w stanie tego zrozumieć. Z czasem już nie mam siły wysłuchiwać tego samego.”
Młodzi wyraźnie czują brak grupy, z którą mogli by się utożsamić. Brak zaufania do partii, opozycji jest w ich nastrojach widoczny. Z żadnej ze stron nie płynie również propozycja, jak skutecznie zażegnać taki kryzys. Oczywiście za każdym razem można stawać naprzeciw siebie, ale skutek tego jest tylko jeden – podkręcenie atmosfery po obu stronach. Politycy w końcu powinni zrozumieć, że również milczenie jest pewnym wyrazem nastrojów i poglądów społeczeństwa.
Aleksandra WRÓBLEWSKA
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.