Profesor Jens Lowitzsch jest kontynuatorem myśli ekonomisty Louisa Kelso, twórcy ekonomii binarnej, który zauważył zależność między kapitałem i pracą. Innymi słowy, w obecnych czasach, rozwój technologiczny sprawia, że wzrost gospodarczy w coraz większym stopniu opiera się na kapitale, kosztem liczby miejsc pracy oraz wysokości wynagrodzeń. Powoduje to koncentrację bogactwa, gdyż coraz większą jego część, w wyniku mechanizacji produkcji, przejmują właściciele kapitału. Rozwiązaniem tego problemu miałoby być Employee Stock Ownership Plan (ESOP) polegający na udzielaniu kredytów inwestycyjnych pracownikom, których gwarantem wypłacalności miałaby być zatrudniająca ich firma, a kredyt na nabycie udziałów byłby spłacany z przyszłych zysków z akcji. Stworzyłoby to możliwość wykupienia akcji przez pracowników, którzy stawali by się w ten sposób jej współwłaścicielami, co rekompensowałoby im utratę pracy lub obniżenie wysokości wynagrodzenia.
GRZEGORZ IWASIUTA: W Polsce, na początku lat 90, również pojawił się plan „uwłaszczenia” przedsiębiorstw, których współwłaścicielami mieli stać się pracownicy. Dlaczego zatem to się nie udało?
JENS LOWITZSCH: Proces prywatyzacyjny opierał się na wielu ustawach, w tym m. in. na ustawie o prywatyzacji, a także o narodowych funduszach inwestycyjnych, która również była związana z pomysłem rozszerzenia współwłasności. Dzięki ustawie prywatyzacyjnej powstały nadal istniejące spółki pracownicze, których to pracownicy stali się współwłaścicielami. Kelso po raz ostatni odwiedził Polskę w 1989 roku na ogólnopolskim sympozjum, zorganizowanym przez Solidarność. Wszystkie siły społeczne popierały wtedy pomysł współwłasności. Pan natomiast stwierdził, że to się nie udało, z czym ja pozwolę sobie częściowo się nie zgodzić. Spółki pracownicze, które wtedy powstały, jak już wspomniałem, istnieją do dzisiaj, ale nie mają silnego lobby. Dlatego mało znany jest fakt, że obecnie jest od 800 do 900 spółek pracowniczych, które były o wiele bardziej skuteczne w osiąganiu ekonomicznego sukcesu, niż np. przedsiębiorstwa państwowe, które nie były sprywatyzowane. Nie jest więc to czarno biały obraz. Owszem, to marzenie, w którym dzięki narodowym funduszom inwestycyjnym wszyscy obywatele staną się współwłaścicielami, nie było realizowane, bo wielu ludzi szybko sprzedawało swoje udziały. A więc w tym powszechnym programie prywatyzacji to się nie udało, ale tam gdzie prywatyzacja była realizowana w sposób bardziej „indywidualny” i przede wszystkim kiedy to pracownicy stawali się współwłaścicielami danego przedsiębiorstwa, sytuacja wyglądała lepiej. Prywatyzacja powszechna była w pewnym sensie anonimowa, gdyż obywatel stawał się współwłaścicielem przedsiębiorstwa, którego w ogóle nie znał. Do tego współwłaścicielem niebezpośrednim, bo za pośrednictwem narodowego funduszu inwestycyjnego, który dysponował w swoim portfelu różnymi przedsiębiorstwami.
G.I.: Stagnacja oraz likwidacja miejsc pracy dotyczy głównie państw rozwiniętych. Natomiast w jaki sposób to rozwiązanie mogłoby pomóc krajom rozwijającym się, takim jak Tajwan, Kambodża czy Wietnam? W tych krajach duża część rozwoju gospodarczego opiera się na eksporcie towarów, które są produkowane przez Zachodnie korporacje. Czy istnieje zatem sposób, aby te nierówności zmniejszyć również w tamtym rejonie?
J.L.: Odpowiedź ponownie nie jest jednoznaczna. Aby realizować Employee Stock Ownership Plan, warunki, w sensie gospodarczym i prawnym, muszą być stabilne. Pomysł Kelso jest budowany na tym, że on zidentyfikował jako „wąskie gardło” dostęp do kredytu, który umożliwia zostanie współwłaścicielem. Jeżeli w danym państwie nie ma sprawnie funkcjonującego systemu bankowego, w którym można udzielać kredytów, umożliwiających nabycie przez pracowników środków produkcji, panuje duża korupcja, a system finansowy nie jest stabilny, staje się to bardzo trudne do osiągnięcia. Nawet jeżeli założymy, że warunki w danym kraju są stabilne, to nadal pozostaje pytanie, na jaką skalę taki program należałoby realizować, aby zakończył się on sukcesem. Potrzebna jest także wola polityczna, która taki program poprze. Przykładem gdzie ta wola była, lecz być może źle ukierunkowana, jest wsparcie odnawialnych źródeł energii w Niemczech, czyli współfinansowanie ich przez konsumentów, za pośrednictwem opłat za energię. Część ceny, którą płacono za energię elektryczną, była przeznaczana właśnie na wsparcie odnawialnych źródeł energii. A więc polegało to na tym, że konsumenci płacili za to, aby przedsiębiorcy mogli inwestować w technologie, które nie były wtedy jeszcze gotowe, aby przetrwać na rynku. Zwolniony z tych opłat był przemysł, który tej energii zawsze zużywał najwięcej. Natomiast wśród obywateli, niezależnie od zamożności gospodarstwa domowego, ta opłata czynszowa była mniej więcej taka sama. Oczywiście jeden zużywał trochę więcej, a drugi trochę mniej. Niemniej jednak sprawiło to, że ciężar ten najbardziej odczuły biedniejsze gospodarstwa domowe, w których udział tego czynszu w całościowym budżecie był największy. To jest właśnie przykład, jak takich inicjatyw nie powinno się realizować, bo mimo że ostatecznie projekt zakończył się sukcesem, to był to sukces osiągnięty na plecach najbiedniejszych. Zatem w moim przekonaniu trzeba odwrócić to podejście i pozyskiwać współfinansowanie ze źródeł, gdzie te pieniądze są, a więc taki akcjonariat pracowniczy na dużą skalę musi być współfinansowany przez państwo i wspierany przez ludzi, którzy już tym kapitałem dysponują, a nie, jak w tym przypadku, przez ludzi najbiedniejszych.
G.I.: Ideałem według ekonomii binarnej byłaby sytuacja, w której praca wykonywana dotychczas przez ludzi zostałaby całkowicie zastąpiona przez maszyny, a jednocześnie ludzie stawaliby się ich właścicielami. Jeżeli spojrzymy na Polskę, to tutaj ludzie pracują, aby żyć. Natomiast jeżeli weźmiemy za przykład Japonię, to tam ludzie żyją, aby pracować. Jak więc taka sytuacja mogłaby odbić się na kształcie przyszłych społeczeństw?
J.L.: Po pierwsze, w tym miejscu, chciałbym polecić bardzo ciekawą lekturę, małą książkę napisaną przez niemieckiego filozofa Josefa Piepera, o tytule „Muße und Kult”, którego najlepszym tłumaczeniem byłby „Czas wolny podstawą Kultury”. Według zawartej w książce teorii, gdybyśmy nie dysponowali czasem wolnym, gdybyśmy cały czas tylko harowali, do tej pory siedzielibyśmy, podobnie jak nasi przodkowie, w jaskiniach. Właśnie ten czas wolny umożliwia postęp technologiczny. Zatem prawdziwą tragedią byłoby, gdyby na przykład w przyszłości ten czas wolny został ograniczony poprzez brak źródła dochodu. A więc mniejszym problemem będzie to, że to dostęp do pracy zostanie ograniczony. Ciekawą wizję możemy także zobaczyć w opowieści Stanisława Lema, który już w 1954 roku, w dzienniku gwiazdowym, opisał sytuację, w której nie ma pracy i przez to ludzie niemający dochodu umierają jak muchy. W tej wizji istniała totalna automatyzacja, która przez złe zarządzanie zakończyła się tragedią. Jest to jednak problem, który można rozwiązać. I tu właśnie pojawia się ekonomia binarna.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.