MEDIA A ZDJĘCIA. CZY ISTNIEJE JESZCZE GRANICA?

Aby uzyskać lepsze zdjęcie fotograf często ryzykuje życie. (źródło: kinopodbaranami.pl)

Dziennikarz podczas swojej pracy musi mierzyć się z wieloma dylematami oraz rozterkami. Jednym z nich jest kwestia etyki i tego, jak wiele możemy pokazać.

Wyobraźmy sobie sytuację, gdy dostajemy zdjęcie, które pokazuje tak szokujący obraz, że umieszczone na okładce z pewnością zwiększy nakład gazety i przyciągnie uwagę czytelników. Gdy spoglądamy na tę samą fotografię bez zawodowego analizowania, zdajemy sobie sprawę, jak ogromną tragedię ono przedstawia i co mogą poczuć osoby, których sytuacja bezpośrednio dotyczy. Wtedy nasuwa się pytanie: publikować czy nie? Jak mocno mogę nagiąć granice?

Zakrwawione dziecko na okładce tabloidu

Wakacje, dwa lata temu, Kamienna Góra. Wtedy całą Polską wstrząsnęło morderstwo zaledwie dziesięcioletniej dziewczynki. Dziecko wychodziło wraz z mamą z księgarni w centrum miasta, gdy dwudziestosiedmioletni  psychopata uderzył je w głowę siekierą, „aby wyładować frustrację”. Jeden z czołowych polskich tabloidów zdobył wówczas zdjęcie, które przedstawia zakrwawione, przerażone dziecko chwilę po ataku. Fotografia trafiła na okładkę, którą do dziś mam w pamięci. Zbrodnia wstrząsnęła mną bardzo, a za sprawą drastycznej okładki „Faktu”, bo to o nim mowa, mój szok został spotęgowany. Po wielkiej fali krytyki, jaka spadła na redaktorów gazety po publikacji, tabloid wydał oświadczenie przepraszające głównie rodziców Kamili. Jednocześnie, wobec oburzenia społeczeństwa, warto zauważyć, że każdy z nas napędza tę spiralę. Zasada jest prosta i środowisku dziennikarskiemu dobrze znana –  im bardziej szokujący, brutalny czy krwawy obraz pokażemy, tym większą sprzedaż uzyskamy.

Sudańska dziewczynka i sęp

O ile „Fakt” opublikował zdjęcie po tragedii, o tyle Kevin Carter w 1993 roku uwiecznił sytuację, która zwiastuje to, co nieuniknione. Fotografia przedstawia wycieńczoną z głodu afrykańską dziewczynkę oraz sępa, który kilka metrów dalej czeka na jej śmierć. Carter zdawał sobie sprawę, że takie zdjęcie będzie miało ogromną moc. Podobno, aby uzyskać jeszcze lepszy efekt, fotograf oczekiwał dwadzieścia minut na moment, w którym sęp zaatakuje dziecko. Gdy on nie nastąpił, uwiecznił sytuację w statecznej postaci. Zdjęcie spowodowało wzrost zainteresowania dramatyczną sytuacją w Sudanie do tego stopnia, że wielu ludzi zdecydowało się na wysłanie pomocy materialnej. Jednak gdy na jaw wyszło, że fotograf nie udzielił pomocy dziewczynce, a jedynie przegonił sępa, nasunął się dylemat: jak bardzo bierni możemy być wobec rejestrowanych przez nas wydarzeń? Fotografia była początkiem kariery i jednocześnie końcem życia Cartera, który rok później popełnił samobójstwo.

Tragedia jako pomysł na biznes

Film „Wolny strzelec” z 2014 roku pokazuje historię Lou (Jake Gyllenhaal), który wykonując swoją pracę, nie ma wyrzutów sumienia ani rozterek. Bohater, szukając pomysłu na zarobek, wpada na pomysł, aby filmować wypadki samochodowe czy nocne zbrodnie, a materiał sprzedawać lokalnym telewizjom. Z pomocą radia na częstotliwości policji  Lou jest w większości przypadków pierwszy na miejscu zdarzenia, zatem ma też najlepsze ujęcia. Najlepsze, a więc najbardziej krwawe, bezpośrednie czy dosadne. Telewizja jest zachwycona, a słupki oglądalności idą w górę. Lou, niczym wyprany z uczuć i emocji profesjonalista, nie cofnie się przed niczym, zatem obrazy, które nagrywa, są efektowne i pożądane. Ustawianie ciał ofiar wypadku drogowego, machanie kamerą nad głową konającej, postrzelonej osoby – jednym słowem wszystko dla uzyskania lepszego efektu. Wydaje się, że kwestią czasu jest, kiedy mężczyzna dla zdobycia materiału sam zacznie nakręcać spiralę przemocy. Podczas seansu warto zwrócić uwagę na morale czwartej władzy, która nie liczy się z niczym poza wzrostem oglądalności.

Gdzie są granice?

Przez wiele lat próbujesz schwytać jednego z najniebezpieczniejszych terrorystów i baronów narkotykowych. Gdy po latach Ci się to udaje i właśnie masz przed sobą leżącego, zastrzelonego delikwenta, uśmiechnięty robisz sobie z nim sesję zdjęciową, niczym myśliwy ze zwierzyną po udanym polowaniu. Fani Netflixa i serialu Narcos z pewnością od razu domyślili się, że mam tu na myśli słynną fotografię zrobioną tuż po zabiciu Pabla Escobara. Zdjęcie zdecydowanie historyczne – śmierć Escobara to w końcu koniec epoki terroru i strachu w Kolumbii. Jednak czy aby na pewno publikacja tego obrazu to nie przesada? Przecież mówimy tu o człowieku. I w tym miejscu mogą pojawić się kontrargumenty, że morderca, terrorysta i tak dalej. Wydawać by się mogło, że pojęcie etyka dziennikarska a fotografia nigdy nie było do końca określone. Z jednej strony dziennikarze w pracy powinni kierować się moralnością i rzetelnością, lecz także dawaniem czytelnikowi tego, czego najbardziej oczekuje. I w tym miejscu rozpoczyna się paradoks, bo opinia publiczna głośno krytykowała wszystkie przykłady, które wymieniłam powyżej, ale jednocześnie właśnie takie materiały będą miały największą liczbę wyświetleń. Granice tego, co wolno mediom, istnieją, jednak ciągle są przesuwane. Warto jednak pamiętać, że także my, jako czytelnicy, bierzemy w tym procesie czynny udział.

 

Natalia JANKOWSKA

Dodaj komentarz