Hey po ćwierćwieczu grania wstrzymuje karierę, kończąc pewien etap w historii polskiego rocka. Jubileuszowa płyta „CDN”, nowy singiel „Gdzie jestem, gdzie jesteś” to ostatni moment na poznanie członków „zespołu bez grania”, jak to mówi Katarzyna Nosowska.
Szczecin, 1992 rok. Inicjator powstania zespołu, Piotr Banach, zaprasza do współgrania Katarzynę Nosowską, Roberta Ligiewicza, Marcina Źabiełowicza i Marcina Macuka. Dzisiaj mają za sobą prawie wszystko. Debiutancka płyta „Fire”, która od razu wyznaczyła dalsze lata istnienia grupy, trasy koncertowe, festiwale, złote i platynowe płyty, różne nagrody, zwłaszcza Fryderki, kilkadziesiąt nominacji – samych statuetek zdobyli w sumie 23 – do tego dochodzą setki tysięcy fanów. Czego chcieć więcej?
Teraz, po tylu latach, według Kasi Nosowskiej następuje ostatnia chwila, by zobaczyć, kim naprawdę są muzycy tego zespołu „bez grania”. Drugą przyczyną zawieszenia działalności ma być „danie spokoju” ludziom, co można zrozumieć jako akt skromności wokalistki. Zespół Hey wydał 11 studyjnych albumów, z czego najnowszy „Błysk” pojawił się rok temu i pokrył się platyną. Gdyby wziąć pod uwagę płyty nagrywane na żywo i inne, to doliczyć należałoby jeszcze około dziesięć kolejnych. Jest więc o czym mówić, gdy patrzy się na ten dorobek. Ostatnio ukazała się płyta jubileuszowa „CDN”. Znajdują się na niej najsławniejsze utwory projektu nagrane na nowo w 2017 roku, począwszy od „Teksański”, przez „Zazdrość”, „Moją i Twoja nadzieję”, a kończąc na piosenkach, które mają zaledwie kilka lat, jak na przykład „Prędko, prędzej”. Cieszy również fakt, że niektóre utwory nagrane są w aranżacji, którą słyszymy na koncertach. Zapoznamy się także z nowym utworem „Gdzie jestem, gdzie jesteś”, który można interpretować jako wspominanie czasów powstawania zespołu. Dla fanów, którzy zaczęli słuchać Hey w okolicach jego powstania, będzie to z pewnością płyta pełna wspomnień, a dla młodszego pokolenia będzie to niesamowita okazja, żeby poznać historię ich grania.
Co dalej? Muzycy mówią, że nie jest to definitywny koniec zespołu i biorą pod uwagę reaktywację. Zapewniają też, że nie jest to żaden chwyt marketingowy, żeby zarobić krocie na trasie po powrocie. Koniec końców, każdy potrzebuje spokoju.
Hey ogłosił ostatnią trasę koncertową, która nosi nieprzypadkową nazwę „Fayrant”. W poznańskiej Hali Arena możemy zobaczyć ich dwukrotnie – pierwszego i drugiego grudnia. Być może jest to ostatnia szansa, by zobaczyć Hey na żywo. Niespodzianką jest powrót do grupy głównego założyciela zespołu, Piotra Banacha, a także zaproszenie wielu innych muzyków, takich jak Mela Koteluk, która jako gość rozpoczęła trasę zespołu.
Oskar GRAJEK
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.