W tym roku przypada setna rocznica wybuchu rewolucji październikowej. To dobry moment, by przypomnieć o jej przyczynach i o tym, co przyniosła nie tylko Rosji, ale też całemu światu.
Kiedy 1 sierpnia 1914r. car Mikołaj II wypowiadał Niemcom wojnę, zapewne nie przewidywał, że nie doczeka jej końca jako władca. Przecież niedługo po rozpoczęciu konfliktu zbrojnego, w rosyjskich miastach organizowano wiece poparcia, a większość partii wzywała do narodowej walki z wrogiem. Sytuacja zmieniła się, gdy Rosja zaczęła odnosić klęski militarne i drastycznie wzrosły ceny żywności. I tak, nadwątlona przez wpływy Giorgija Rasputina, pozycja monarchy jeszcze bardziej osłabła. Nieudolne rządy wzmagały niezadowolenie społeczne, które doprowadziło do rewolucji zwanej lutową. To właśnie w jej wyniku, o czym często się zapomina, Rosja stała się republiką. Obalenie caratu przyniosło jednak jeszcze większy chaos. Zapanowała dwuwładza – Rządu Tymczasowego i Rady Delegatów.
Niemiecki prezent w chaosie
Zamęt na rosyjskiej arenie politycznej obudził w Niemcach nadzieję na łatwe wyeliminowanie przeciwnika. Postanowili oni wesprzeć oponentów Rządu Tymczasowego i umożliwić Włodzimierzowi Leninowi powrót do kraju. Przyszły pierwszy przywódca Rosji Radzieckiej, wraz z żoną Nadieżdą Krupską i grupą trzydziestu działaczy, opuścił Szwajcarię w zaplombowanym i strzeżonym wagonie. Przez Niemcy, Szwecję i Finlandię dotarł 3 kwietnia do Piotrogrodu, gdzie dzień później wygłosił słynne tezy kwietniowe, których najważniejszymi postulatami było zakończenie wojny i przekształcenie rewolucji burżuazyjnej w rewolucję socjalistyczną z dyktaturą proletariatu.
Niemiecka pomoc udzielona Leninowi nie mogła przejść bez echa. Już w 1918 roku, w Stanach Zjednoczonych opublikowano tzw. „dokumenty Sissona”, które miały dowodzić, że przywódca rewolucji był agentem. Szybko okazało się, że materiały to zbiór falsyfikatów. Mimo iż pogłoski o rzekomym szpiegostwie Lenina są przesadzone i negowane przez większość historyków, nie można zaprzeczyć, że przywódca bolszewików, celowo czy też nie, zasłużył się dla Niemców. Destabilizacja sytuacji w Rosji była dla Drugiej Rzeszy darem niebios. Nie można więc dziwić się hojnemu wsparciu, które okazywała Leninowi. Myślę jednak, że mało kto w Niemczech zdawał sobie sprawę z tego, iż wspiera powstanie jednego z najbardziej represyjnych i krwawych reżimów w historii ludzkości.
Bolszewicy stawali się coraz bardziej popularni. Rozpoczęli przygotowania do przewrotu. W nocy z 24 na 25 października według kalendarza juliańskiego (6/7 listopada według kalendarza gregoriańskiego), wystrzał z krążownika „Aurora” dał znak do wybuchu rewolucji bolszewickiej, która w historii została zapamiętana jako październikowa. Początkowo bolszewicy opanowali tylko Piotrogród, ale szybko rozszerzali swoją władzę. Znacznie ułatwiły im to dekrety, które zapewniły przychylność ludności. Pierwszy z nich – dekret o pokoju – zakładał natychmiastowe zawieszenie broni i podpisanie pokoju bez zwycięzców i zwyciężonych. Drugi – dekret o ziemi – mówił o nacjonalizacji wielkich majątków ziemskich i przekazanie ich w ręce chłopów. Ich postanowienia nigdy nie zostały zrealizowane.
Krew na rękach
Rewolucja październikowa dała początek wielu tragicznym dla świata wydarzeniom. Wojna domowa w Rosji między „czerwonymi” (zwolennikami bolszewików) i „białymi” (zwolennikami poprzedniego systemu polityczno-ekonomicznego), czasy tzw. „czerwonego terroru”, rozpoczęcie działalności przez gułagi. Niechlubnym osiągnięciem rewolucji jest też powstanie WCzK, czyli Wszechrosyjskiej Komisji Nadzwyczajnej do Walki z Kontrrewolucją, Spekulacją i Nadużyciami Władzy. Niestety, na czele WCzK stał polski szlachcic – Feliks Dzierżyński. Zarządzana przez Żelaznego Feliksa instytucja słynęła z okrucieństw – stąd też wspomniany przydomek. Ofiary WCzK były poddawane nieludzkiemu traktowaniu. Polewanie dłoni więźniów wrzątkiem, tak, aby zeszła z nich skóra, przepiłowywanie kości, miażdżenie czaszek, grzebanie żywcem. To tylko przykłady tortur, których doświadczali więźniowie, a które bardziej kojarzą się z czasami średniowiecza niż dwudziestowieczną Europą. Skala egzekucji była niespotykana. Zbrodnie popełniane przez komunistów stały się coraz tragiczniejsze w skutkach. Wystarczy wspomnieć o przymusowej kolektywizacji i wielkim głodzie na Ukrainie. Według autorów „Czarnej księgi komunizmu” w samym ZSRR działalność reżimu pochłonęła 20 milionów ludzkich istnień.
Żałoba narodowa?
Dzisiaj, sto lat od wybuchu rewolucji październikowej powraca dyskusja o jej sensie i skutkach. 3 listopada do Kancelarii Prezydenta RP wpłynął list Stowarzyszenia KoLiber. Członkowie organizacji apelowali w piśmie do Andrzeja Dudy o ustanowienie 7 listopada dniem żałoby narodowej. Wydarzenie miałoby przybrać charakter jednorazowy i stanowić „hołd dla ofiar, znak pamięci, a dla młodych lekcję historii”. Czy to słuszny pomysł? Moim zdaniem dyskusyjny. Ofiarom reżimu bezwzględnie należy się nasza pamięć i szacunek. Stosunek społeczeństwa do przeszłości w dużej mierze świadczy o jego jakości. Tyle, że są lepsze sposoby uczczenia zamordowanych przez komunistów niż jednorazowy zryw wyrażony flagami opuszczonymi do połowy masztu. Zapadająca w pamięć lekcja historii spędzona chociażby na obejrzeniu „Katynia” Wajdy, odwiedzenie Kwatery na Łączce podczas pobytu w Warszawie czy aktywny udział w obchodach rocznicy poznańskiego czerwca dadzą młodym ludziom więcej niż nawet tydzień żałoby narodowej.
Ewelina DERNOGA
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.