POLSKIE PROBLEMY Z DEMOKRACJĄ

Źródło: europeangreens.eu

W czasach sowieckiej okupacji nad Wisłą Józef Stalin narzekał, że komunizm pasuje Polakom jak krowie siodło. W rzeczy samej, w końcu Polacy hołdują wolności wręcz fanatycznie, niemniej, choć suwerenność jest dla nas niezmiernie istotna, okazuje się, że demokracja paradoksalnie również nie koreluje z tą specyficzną rodzimą wolnością.

To, że Polacy od zawsze pragnęli wolności, wiemy doskonale, musimy wręcz mieć tego świadomość, skoro mieszkamy w Wielkopolsce i słyszeliśmy sporo o dzieciach wrzesińskich. Każdy Polak powinien mieć w pamięci antycarskie rebelie XIX wieku. Miłośnicy historii są dumni z wyczynów kosynierów Kościuszki, którzy jeszcze przed dwoma najsłynniejszymi powstaniami przejawili wielkie bohaterstwo, pokazując, że nie uzbrojenie, a męstwo i determinacja może doprowadzić do zwycięstwa. Ale właśnie rzecz w tym, że Polacy musieli wywalczyć sobie wolność, jednak choć zabrzmi to może obrazoburczo, ustanawiając w XV-XVI wieku tzw. demokrację szlachecką( w tym kontekście mowa o  XVIII wiecznej Rzeczypospolitej Obojga Narodów) nasi rodacy sami zawiesili sobie pętle na szyi, a mechanizmy tego ustroju podporządkowały nasz kraj rosyjskiej barbarii. Likwidacja królewskiego absolutyzmu przy jednoczesnym forsowaniu tzw. liberum veto doprowadziła do zniewolenia Polski. Demokracja wówczas po raz pierwszy mogła być postrzegana jako siedlisko nieprawości. Szlachta została przekupiona, jeden łachmyta w służbie carycy Katarzyny mógł wrzasnąć: ”liberum veto” i państwo znalazło się w potrzasku, nie można było bowiem reformować skutecznie chociażby armii wskutek takiej właśnie osobliwej kwintesencji ówczesnej demokracji. Znany publicysta Stanisław Michalkiewicz uważa, że w monarchii ciągłość władzy gwarantuje dynastia, natomiast w demokracji tę ciągłość zapewniają służby specjalne. Kiedy Polska upadała w wyniku ”demokratyzowania się”, ówczesne kamaryle antypolskie pracowały w pocie czoła( Repnin itp.). O tych wszystkich intrygach można dowiedzieć się o wiele więcej z powieści historycznej W. Łysiaka ”Milczące psy”, choć język tego dzieła jest aż przesadnie kwiecisty.

O tym, że demokracja nie jest żadnym ideałem, mają pojęcie co światlejsze jednostki. Doskonale wiemy, że w każdym społeczeństwie ludzie zaznajomieni z tajnikami polityki stanowią mniejszość, i to zdecydowaną, więc wybitny konserwatysta A. Hamilton słusznie przekonywał, że warunkowanie kalkulacji politycznych regułami kalkulacji arytmetycznych to nonsens. Wspominałem o buntownictwie insurekcyjnym naszych rodaków, warto teraz nadmienić, że godny pamięci jest również triumf Piłsudskiego nad bolszewicką nawałą w 1920r. Wspominam o tym nie przez przypadek, gdyż chcę omówić stosunek marszałka do demokracji. ”Dziadek” jest oczerniany ustawicznie przez lewicę właśnie za to, że rozbił w pył leninowską zgraję, natomiast neoendecy szkalują Ziuka równie ostentacyjnie za antydemokratyczną predylekcję (pod tym względem prym wiedzie na pewno Rafał A. Ziemkiewicz). Co ciekawe nie pamiętają owi oszczercy, choć oczywiście mnie to nie dziwi, że Piłsudski był człowiekiem z tzw. kresów, chciał więc tworzyć państwo wielonarodowościowe i wielokulturowe, podczas gdy endecy pragnęli państwa monoetnicznego,  dlatego właśnie w ramach traktatu ryskiego m.in. zarzucili pomysł, by chociaż Mińsk przynależał do Polski. Endecy byli okropnymi rusofilami, ale przede wszystkim mieli skłonność do wszczynania żałosnych awantur sejmowych. Piłsudski jednak nie mógł tego zdzierżyć, nie był w stanie tolerować ciągłej parlamentarnej mordowni, więc postanowił rozprawić się z tymi ”wielbicielami” demokracji(endecja to inaczej Narodowa Demokracja). Przeprowadził zamach majowy, wsadził szalejącą dmowsczyznę do Berezy Kartuskiej i skończyły się kabotyńskie zamieszki. Okazało się, że Polacy potrzebują silnego przywództwa. Oczywiście nie jestem bałwochwalcą takiej władzy, bo po śmierci marszałka kraj pogrążał się w potężnym kryzysie, ze względu na to, że nie pozostawił on po sobie żadnego następcy.  Demokracja w polskich realiach nie musi służyć niczemu dobremu, trudno się zresztą dziwić, że nasz naród nie potrafił, i śmiem twierdzić, że nadal nie potrafi odnaleźć się w tym systemie politycznym. Demokracja może rodzić nienawiść, demokratycznie wybrany Gabriel Narutowicz został zamordowany, bo wybuchła nagonka antysemicka, która miała właśnie taki tragiczny finał. W monarchii absolutnej to król jest niekwestionowanym władcą. Natomiast demokracja nie tworzy autorytetów, a demokratyczni wyborcy funkcjonują na zasadzie ”wahadła wyborczego”, czyli dość szybko tracą sympatię do swoich wybrańców. Oczywiście zdarzają się wyjątki. Napoleon Bonaparte mianował się cesarzem Francuzów, nie Francji, zorganizował plebiscyt, w którym zyskał poparcie przez aklamację i mógł rządzić, będąc wielkim autorytetem. Istotą demokracji jest schlebianie wyborcom, mydlenie oczu elektoratowi. A. Hitler i naziści zdobyli spore  poparcie w Niemczech, bo ludzie musieli odreagować na kimś swoje nieszczęścia, czyli kryzys gospodarczy lat 30, który dotknął nie tylko Amerykę, ale cały świat. Hitler więc uprościł sobie sprawę, sączył do głów ludzi teorię, jakoby Żydzi posiadali wszystkie fabryki, jakoby byli wyzyskiwaczami odpowiedzialnymi za wszelkie zło. Dorobił sobie teorię rasową i kierując nienawiść na jedną grupę społeczną, rasową, narodowościową, mógł swoje bestialskie idee forsować.

Demokracja nie musi też być zbawieniem dla każdego narodu, co obrazuje przypadek Polski. Natomiast proszę sobie przypomnieć wielką radość, głównie środowisk lewicowych, walczących na rzecz praw człowieka, po tym, jak w latach 60. wiele krajów afrykańskich uzyskało całkowitą niepodległość i suwerenność. Okazało się, że dekolonizacja sprawiła, iż władzę zawłaszczyła grupa infantylnych kacyków, która żyła w luksusie, bo wszelką pomoc od organizacji humanitarnych przeznaczała na rozmaite zbytki. Idąc dalej tym tropem, warto wspomnieć o tym, co działo się w RPA, gdy Mandela przezwyciężył apartheid. Okazało się mianowicie, że czarnoskórzy obywatele również mogą być rasistami, którzy dyskryminują białych. Rzecz w tym, że całą elitę państwową tworzyli wówczas wyłącznie Ci pierwsi.

Kolejny przykład afrykańskich aberracji można odnaleźć w książce W. Łysiaka ”Wyspy bezludne”, opowiadającej m. in. o afrykańskim cesarzu Bokassie, który zapragnął być drugim Napoleonem. Zorganizował więc huczną ceremonię, podczas której zasiadł na złotym tronie w stroju dzielnego Korsykanina, choć biedny lud ledwo wiązał koniec z końcem. Warto przypomnieć także ”demokratyzowanie” Jugosławii. Tito tłumił nastroje nacjonalistyczne, podczas gdy nagle zdecydowano się na stworzenie suwerennych państw, co w efekcie doprowadziło do potwornych rzezi. Natomiast podczas „tworzenia” Kosowa, w wyniku nalotów NATO, zbombardowane zostały nie tylko strategiczne cele wojskowe, ale również szpitale. Oczywiście wszystko w ramach cynicznie postrzeganej demokracji.

W pamięci na zawsze pozostaną ”demokratyczne” interwencje jankesów w Iraku i Libii. US Army obaliła reżimy Kaddafiego i Hussaina rzekomo, by nieść uciskanemu ludowi wolność. Tymczasem rozpętała jeszcze większe piekło, przyczyniając się de facto do powstania ISIS, czyli tzw. Państwa Islamskiego. Bliski Wschód jest świetnym przykładem, odmienna kultura sprawia bowiem, że demokracja chociażby w Iraku jest mrzonką, w takim kraju bowiem sytuację polityczną musi stabilizować dyktator. Wynika to z tego, że islam ma wpływ na władzę, a jest to religia niejednolita, zatem zadaniem przywódcy jest zapobieganie wybuchom chociażby radykalizmu sunnickiego, dziś zagrażającego Europie. Dość powiedzieć, że wiele reżimów ”liberalnych” wspiera organizacje terrorystyczne (Hamas, Hezbollah itp.), chociażby Arabia Saudyjska, wielki sojusznik USA. To pokazuje, że demokracja wiąże się z hipokryzją i obłudą.

Dlaczego Polacy mogą wykazywać sceptycyzm wobec demokracji? Ponieważ co chwilę są pouczani przez tzw. autorytety moralne. W. Łysiak zwie tę grupę mędrków Salonem. Są to ludzie, którzy artykułują jakieś abstrakcyjne idee, które prowadzą do tego, że w ostatnich latach nasila się polityczna poprawność, cenzurowanie konserwatystów i dyskredytowanie ich jako ludzi nietolerancyjnych. A ten obłęd dzisiejszych ”belfrów” przypomina tkliwe jeremiady pacyfistów sterowanych przez KGB, podczas powojennej konfrontacji Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego. Tamci komedianci także mieli gęby pełne frazesów o demokracji w czasie zimnej wojny, walczyli o pokój tam, gdzie powinni (wojna wietnamska wywoływała irracjonalne spazmy oburzenia u ”pożytecznych idiotów” głoszących pokój ponad wszystko, natomiast sowiecka inwazja na Afganistan została nazwana w imię rusofilskiej propagandy ”interwencją”) , za to za nic mieli pogardę dla demokracji i pokoju u komunistycznych despotów.

Piewcy demokracji  to często ludzie relatywizujący zbrodnie lewicowych łajdaków. Efektem demokracji był przecież 68′ rok i słynne protesty studenckie na Sorbonie. Lewicowcy wówczas rośli w Europie Zachodniej w siłę. W. Łysiak w książce ”Mitologia świata bez klamek” pisze, że kiedy Europa Wschodnia cierpiała wskutek sowieckiej tyranii, na Zachodzie chciano zakosztować komunizmu. Nie wielbiono Stalina, ale otaczano czcią Mao Tse Tunga czy Che Guevarę. Mało kto wie, że III RP tworzyli w Polsce również skrajni lewicowcy (dysydenci korowscy nazywani dysydentami wewnątrzpartyjnymi, czyli buntowniczą frakcją trockistowską).

Książka ”Old fashion man” Łysiaka udowadnia, że demokracja ułatwia szerzenie propagandy przez wielkich, którzy rozdają razy maluczkim. Tak też od lat jest w kwestii wyolbrzymionego polskiego antysemityzmu. II RP była ojczyzną dla wielu Żydów. Polska była jedynym krajem, w którym za ukrywanie Żydów groziła kara śmierci. W Polsce było najwięcej obozów koncentracyjnych, bo przebywało w naszym kraju po prostu najwięcej Żydów. ”Demokraci” z amerykańskich środowisk żydowskich czy cyniczni Niemcy jakoś nie pamiętają o Irenie Sendlerowej, rodzinie Ulmów czy o doktorze Korczaku, pamiętają za to o Oskarze Schindlerze, który wprawdzie ratował Żydów, wszelako czynił tak, aby jego fabryki prosperowały, czyli był to czysty koniunkturalizm. Nasi rodacy przejawiali tymczasem najwyższy stopień człowieczeństwa. To jest jeden z przykładów propagandy typowej dla społeczeństwa demokratycznego. A całe zjawisko nazywamy dziś polityką historyczną, czyli wykorzystywaniem historii na użytek bieżącej jatki politycznej.

Kiedy patrzymy na polską demokrację, musimy wiedzieć, że w naszym kraju nie ukształtowało się myślenie obywatelskie – typowe dla USA czy Szwajcarii. Chodzi o wyraźne przejawy demokracji bezpośredniej. Polega to z grubsza na tym, że ludzie sami decydują w wielu kwestiach o swojej sytuacji. Ograniczają tym samym władzę polityków. W Polsce samo zainteresowanie wyborami jest znikome, więc w świetle tych wydarzeń powyborcze narzekania, jaka to ta demokracja jest kulawa, wydają się absurdalne.

Bartłomiej NAJTKOWSKI

Dodaj komentarz