Profesora Strzembosza walka ze smokiem

Źródło: www.facebook.com/teatrosmegodnia/

Walczcie dalej – nawoływał podczas spotkania z poznaniakami profesor Adam Strzembosz. Spotkanie z Pierwszym Prezes Sądu Najwyższego w latach 1990-1998 odbyło się we wtorkowy wieczór w Teatrze Ósmego Dnia. Zorganizowano je z okazji promocji książki „Adam Strzembosz. Między prawem i sprawiedliwością” – wywiadu rzeki – napisanego przez Stanisława Zakroczymskiego.

Zarówno biografia profesora, jak i fakt, że na spotkanie z nim zabrakło biletów, mówią same za siebie. Równie znamienne było powitanie, jakie głównemu gościowi zgotowali poznaniacy. Owacja na stojąco już na początku, zwłaszcza w teatrze, zdarza się pewnie niezbyt często. Spotkanie poprowadzone przez redaktor Ninę Nowakowską, byłą dziennikarkę Radia Poznań (dawniej Merkury), rozpoczęło się od krótkiego przypomnienia historii życia profesora Strzembosza. Od lat najmłodszych, przez studia prawnicze i stan wojenny, po rząd Mazowieckiego, przez Sąd Najwyższy aż do powrotu do życia publicznego przed dwoma laty.

Profesor, wspominając swoją młodość, był wprost ujmujący. Mówił prosto i szczerze. Wspominał o swojej niezwykłej małżonce, której zawdzięcza bardzo wiele i która zachowywała się ponadprzeciętnie. Wspomnieć wystarczy, że żegnając męża w czasie protestów w okresie PRL-u, żona profesora nie płakała, nie martwiła się głośno o siebie czy dzieci, a prosiła jedynie, by mężowi starczyło odwagi. By po prostu nie stchórzył. Oczywiście, profesor Strzembosz wytrwał i choć na kartach historii zapisał się już na zawsze, swoją rolę niekiedy wręcz umniejsza. Podkreśla, że sam nie siedział przy Okrągłym Stole.  Wspomina jedynie o małym podstoliku, przy którym siedział,  walcząc o niezależne polskie sądy. Pragnął wtedy, by po zmianie ustroju sądownictwo nie było samotną wyspą na mapie wolnego kraju. Chciał, by w nowej Polsce, inaczej niż w PRL-u, sędziowie nie byli wybierani politycznie i nie awansowali za swoją wierność partii. I właśnie dzięki reformom udało się to wtedy, jego zdaniem, osiągnąć.

Co ciekawe, studia prawnicze, które odegrały w jego życiu tak znamienną rolę, wybrał przypadkiem. Początkowo marzyła mu się kariera dyplomaty. Planów nie udało mu się zrealizować, bo, dość pechowo, Studium Dyplomatyczne zamknięto rok po rozpoczęciu przez profesora studiów.

Dużą uwagę poświęcić warto również samemu autorowi książki i długich rozmów z profesorem, Stanisławowi Zakroczymskiemu. Młody, bo ledwie 23-letni student prawa, miał ze swoim rozmówcą przeprowadzić tylko wywiad. Jedna z przyjaciółek profesora zaproponowała, by panowie porozmawiali jednak nieco dłużej. Rozmowa, z przerwami, trwała ponad 2 miesiące. Po nich przyszedł czas na krytyczną analizę zapisków, przy której pomagała wspomina już żona profesora.

Głównym tematem książki, co oczywiste, poza osobą samego profesora, stały się wydarzenia nazywane w Polsce „reformą sądownictwa”.  Strzembosz do życia publicznego wrócił bowiem przed dwoma laty, po tym, jak „zgrillowano” Trybunał Konstytucyjny.  Szczególnie widoczny był podczas ostatnich lipcowych wydarzeń. W trakcie łańcucha świateł, jak pokazywały media, stał z boku, w tłumie. Sam nie przemawiał, jednak jego obecność dla wielu znaczyła więcej niż setki wystąpień. Człowiek, który przed laty walczył o wolne sądy, teraz walczył w ich obronie. Podkreśla, że choć „nie we wszystkim musimy się ze sobą zgadzać”, są wartości, których nie można podważać. Są nimi niewątpliwie zasady trójpodziału władzy, poszanowania prawa oraz szacunku dla Konstytucji.

O obecnej reformie sądownictwa mówi otwarcie, że to reforma jedynie polityczna. Oczywiście cieszył się z wet, które w lipcu postawił prezydent Duda. Zaznacza jednak, że prezydent nie odciął się od swojej politycznej bazy, bowiem przepuścił trzecią z lipcowych ustaw, nowelizującą prawo o sądach powszechnych. Również ta ustawa, zdaniem profesora Strzembosza, nie była zgodna z konstytucją.

Równie negatywnie profesor odniósł się do projektów reformy sądownictwa, które w ostatnim czasie przygotował Pałac Prezydencki, a które obecnie procedowane są w sejmie. Zmiany zaproponowane przez prezydenta owszem różnią się od pierwotnych projektów, jednak, według wybitnego prawnika, nadal nie spełniają minimum oczekiwań. Były Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego podkreślił też, że dla niego sędzia Piotrowicz, lansowany w ostatnich miesiącach przez rządzącą partię jako wielki autorytet w dziedzinie prawa, nie jest poważnym prawnikiem.

Profesor, pytany przez zgromadzonych, jak i redaktor Nowakowską czy jest jeszcze nadzieja na uratowanie polskich sądów, mimo wszystko nie rozłożył rąk. Wierzy on bowiem w młodzież, która będzie, jego zdaniem, nadal walczyć o wolne sądy. Choć redaktor Nowakowska otwarcie przyznawała, że dla niej obecna sytuacja wygląda tragicznie, profesor nie stracił jeszcze resztek nadziei, w końcu zarówno w książce, jak i na spotkaniu powiedział do redaktora Zakroczymskiego: „Walczycie dalej”.

Wywołany niejako do tablicy Stanisław Zakroczymski wspominał, jak w lipcu pół dnia protestował, a drugie pół przesiadywał u profesora Strzembosza. Walczył, protestował i jak mówi, nadal będzie bił się o polskie sądy. Dla niego profesor jest nie tylko autorytetem, jest także wzorem, który chciałby naśladować. Autor książki podkreślał, że nie możemy dać się ponieść obecnej postawie defetyzmu. Musimy walczyć i być kreatywni.

Z sali, podczas spotkania, padły najróżniejsze pytania. Jednym z nich było to, dlaczego polskie sądy i Trybunał Konstytucyjny w tak łatwy sposób można było „powalić na łopatki”. Profesor wyjaśnił to w prosty sposób: w Polsce nie ma odpowiedniej kultury politycznej, która wywołałaby odpowiednią reakcję Polaków na reformę sądów. Jego zdaniem, nasza obywatelskość jest po prostu słaba. Gdyby była na wysokim poziomie, na ulicach, podczas protestów, zamiast 30-40 tysięcy ludzi, byłyby 3 miliony. Niestety, jak mówił ze smutkiem, choć mamy dobrą, nowoczesną konstytucję, nawet „pies z kulawą nogą jej nie czyta”.

Polacy nie zrozumieli jeszcze, zarówno zdaniem jego, jak i redaktora Zakroczymskiego jak ważne są wolne sądy, nie rozumieją oni również, że program 500+ może iść pod rękę z demokracją, a na pewno w żadnym stopniu jej nie przeczy, ani jej nie wyklucza.

Co ważne, były wiceminister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego zdaje sobie sprawę z tego, że polskie sądownictwo nie jest idealne, a pośród sędziów zdarzają się czarne owce. Postępowania często toczą się rozwlekle, jednak lekarstwem na proceduralne problemy na pewno nie są ustawy przygotowane pod okiem Zbigniewa Ziobry. Remedium na problemy sądów nie może być przecież wybieranie sędziów Sądu Najwyższego przez ministra sprawiedliwości.

Profesor Adam Strzembosz był optymistą nawet w najtrudniejszych, stalinowskich czasach. Teraz również wierzy, że Polacy będą walczyć dalej. Przed kilkoma dniami Tygodnik Powszechny przyznał mu specjalną nagrodę – medal św. Jerzego walczącego ze smokiem. Na pytanie kim jest obecnie smok pożerający polskie, wolne sądy, każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Mi pozostaje napisać: „Panie Profesorze, dziękujemy.”

Aleksandra KONIECZNA

Dodaj komentarz