Video Assistant Referee, w skrócie VAR, to nic innego jak system wideo weryfikacji spornych sytuacji boiskowych, mający pomóc w podejmowaniu słusznych decyzji sędziemu prowadzącemu spotkanie. Pomimo początkowych głosów sprzeciwu został zatwierdzony przez Międzynarodową Radę Piłkarską. Od tego sezonu stosuje się go m.in. w naszej rodzimej Lotto Ekstraklasie. W stronę ligi oraz PZPN kieruje się wiele pochwał za jego sprawne wykorzystywanie. Mimo to nie jest tak kolorowo, jak może się wydawać.
Pierwszy raz temat systemu VAR został poruszony przez Międzynarodową Radę Piłkarską w czerwcu 2016 roku. Jego debiut miał miejsce już dwa miesiące później, podczas spotkania zespołów rezerw dwóch drużyn występujących w amerykańskiej lidze Major League Soccer. W następnym miesiącu zawitał na arenie międzynarodowej, w meczu towarzyskim pomiędzy Francją i Włochami. Próby te były zadowalające. Następnie zdecydowano się na jego użycie na Klubowych Mistrzostwach Świata, które odbywały się w Japonii. Jednak pierwszy raz w profesjonalnej lidze piłkarskiej użyty został 7 kwietnia br. w meczu australijskiej A-League pomiędzy Wellington Phoenix FC a Sydney FC. Od bieżącego sezonu zaczęto używać go także w MLS. Zainteresowanie systemem wyraził też PZPN, czego skutkiem był jego debiut podczas spotkania Arki Gdynia z Legią Warszawa o Superpuchar Polski. Na boiskach Ekstraklasy po raz pierwszy został użyty 17 lipca w czasie inaugurującej kolejki w meczu Korona Kielce kontra Zagłębie Lublin.
Początki nigdy nie są łatwe
Tak było również tym razem. Do trzeciej kolejki ligi VAR stosowany był wyłącznie w jednym meczu na tydzień. Było to spowodowane brakiem wystarczającej liczby sędziów z odpowiednim certyfikatem, umożliwiającym używanie podczas spotkania systemu wideo weryfikacji. Dla kibiców również nie było to łatwe. Interpretacja zasad stanowiła problem nie tylko dla nich, ale także dla samych trenerów oraz zawodników. Ze względu na brak powtórek, do których mają dostęp sędziowie, niektóre decyzje budziły jeszcze większe kontrowersje. Po trzech tygodniach system VAR mógł już zostać użyty w dwóch ligowych spotkaniach, a z czasem liczba ta coraz bardziej się powiększała. Obecnie jego stosowanie jest niemożliwe wyłącznie w Szczecinie. Tak szybkie wprowadzenie systemu nie obyłoby się bez sprawnego działania przedstawicieli Polskiego Związku Piłki Nożnej. Dzięki dostępowi do odpowiednich dokumentacji z testów oraz dobremu przeglądowi rynku technologicznego, udało się go wdrożyć w czasie, którego zazdroszczą nam inne europejskie związki piłkarskie.
Lek, lecz nie na wszystko
Zasady dotyczące VAR jednoznacznie wskazują wyłącznie cztery sytuacje, w których może on zostać użyty. Po pierwsze w przypadku, gdy sędzia nie jest pewien, czy bramka została zdobyta we właściwy sposób. Może na przykład podejrzewać, że zawodnik oddający strzał mógł znajdować się na spalonym bądź jego kolega z drużyny, będąc w tej samej sytuacji, absorbował uwagę bramkarza. Druga sytuacja dotyczy tzw. jedenastki, czyli rzutu karnego. Nie raz dochodziło do sytuacji, w których zawodnicy celowo wykorzystywali złe ustawienie arbitra czy też delikatny kontakt fizyczny do wymuszenia karnego. Tym sytuacjom wideo weryfikacja również ma zapobiegać. Po trzecie – kartka czerwona czy jeszcze żółta? Są faule, które naprawdę trudno ocenić tylko przez pryzmat pierwszego spojrzenia. Czasem niedokładnego. Wreszcie, po czwarte i ostatnie, błędna identyfikacja zawodnika.
Oczywiście Video Assistant Referee nie jest w stanie wykluczyć wszystkich kontrowersji. Pozostaje jeszcze czynnik ludzki. Pamiętajmy, że głównym prowadzącym spotkania nadal pozostaje sędzia będący na boisku, a nie ten siedzący w wyspecjalizowanym wozie. Jego zadaniem jest dobranie odpowiedniego materiału w spornych sytuacjach oraz zasygnalizowanie sędziemu głównemu, że zostało popełnione wykroczenie, gdy ten tego nie zauważy. Nie jest jednak tak, że ten ma obowiązek to sprawdzić. Przykładem może tu być sytuacja z meczu 13. kolejki Lotto Ekstraklasy, gdy Lechia Gdańsk podejmowała na własnym boisku Lecha Poznań. Sędzią głównym tego spotkania był Tomasz Musiał, a z wozu wspomagał go Szymon Marciniak, uważany za najlepszego polskiego arbitra. VAR podczas 90 minut został użyty dwukrotnie. Decyzje podjęte przy jego użyciu można uznać za słuszne, choć przy pierwszej z nich, a mianowicie rzucie karnym dla drużyny z Pomorza (starcie w polu karnym pomiędzy napastnikiem Lechii Flávio Paixão a obrońcą Lecha Lasse Nielsenem), zdania były podzielone. Powtórki być może zabrakło w kluczowej końcówce meczu, gdy stan bramkowy wynosił już 3:3. Christian Gytkjær (napastnik Kolejorza) minął w polu karnym bramkarza, po czym został powalony na ziemię przez obrońcę Lechistów, który nie do końca zainteresowany był piłką. Kilka minut wcześniej w podobnej sytuacji faul został odgwizdany, jednak tym razem gwizdek sędziego Musiała milczał. Jak później spekulowano, także w mediach, Szymon Marciniak miał krzyknąć z wozu, że mamy tu do czynienia z ewidentnym faulem. Arbiter zignorował jednak słowa kolegi po fachu i pozwolił na kontynuację gry.
Podobna sytuacja miała mieć miejsce dość niedawno, w 15. kolejce ligi, podczas derbów Pomorza, czyli pojedynku pomiędzy Arką Gdynią a Lechią Gdańsk. VAR, w ramach rozwiania wszelkich wątpliwości, prawdopodobnie powinien być użyty aż trzykrotnie. Jak donosił później w serwisie Twitter dziennikarz Gazety Wyborczej Tomasz Galiński, podczas jednej ze stykowych akcji arbiter prowadzący Daniel Stefański miał zignorować słowa będącego ponownie w wozie Szymona Marciniaka o jedenastce. Faulowany w polu karnym Lechii był mianowicie pomocnik zdobywców Superpucharu Polski Patryk Kun.
Jeszcze wcześniej, w meczu siódmej kolejki pomiędzy Śląskiem Wrocław a Cracovią samemu Marciniakowi zdarzyło się potknięcie. Pomimo wideo weryfikacji podyktował on karnego z kapelusza dla wrocławian, co być może ustawiło wynik meczu, który zakończył się wynikiem 2:1. Międzynarodowemu arbitrowi zarzucało się także, że w szlagierowym spotkaniu Lecha Poznań z Legią Warszawa specjalnie podyktował niesłuszną jedenastkę, tylko po to, aby po zastosowaniu systemu ją anulować. Miało to pokazać, że tak naprawdę umie się nim posługiwać.
Przeciwników więcej niż zwolenników
– „To je circus, to je normalnie circus! To nie ma sensu. To nie jest piłka nożna” – grzmiał już w przerwie spotkania w Gdańsku trener Kolejorza Nenad Bjelica. Kolejkę później, po starciu jego drużyny z Wisłą Kraków, w studiu pomeczowym ponownie poruszył temat Video Assistant Referee – ”To jest scandalosum”. Mamy VAR, ale są inne kryteria jeśli chodzi o Lecha i kiedy chodzi o inne drużyny” – stwierdził. Oczywiście można zarzucić Chorwatowi przesadę, za co został nieco wyśmiany zarówno przez prezenterów telewizyjnych, jak i na portalach społecznościowych, lecz w swoich wypowiedziach ma on także trochę racji. – „Za trzy, cztery lata mnie tu nie będzie. Ja idę tam, gdzie nie będzie VAR-u! Nie zmienię opinii. Teraz nie ma emocji. Nigdy nie wiem, czy jest bramka, czy nie. To nie jest dla mnie dobry system.” – dodaje.
Na temat VAR wypowiedział się również trener krakowskiej Wisły Kiko Ramírez po porażce z Legią Warszawa w meczu 13. kolejki Lotto Ekstraklasy. – „Bardzo mnie martwi system VAR. Widziałem w telewizji dużo meczów z jego wykorzystaniem. Muszę powiedzieć, że to nie jest futbol, jaki znam. To nie jest ta sama piłka. W futbolu, jaki znam, zawodnik spontanicznie cieszy się z gola. Tu spontaniczność znika.”
Nie tylko trenerzy, ale też piłkarze są rozgoryczeni pewnymi decyzjami. Przykładów jest naprawdę wiele. Już w lipcu Krzysztof Piątek, napastnik Cracovii, mówił dla portalu dziennikpolski24.pl – „Zdążyliśmy się nacieszyć, wrócić na swoją połowę, nawet piłka już stała na środku, a nagle spada na nas informacja, że jest VAR. Trochę to jest niedopracowane”.
Z kolei wielkim zwolennikiem tego systemu jest sam prezes PZPN Zbigniew Boniek, który nie raz już stawał w obronie decyzji polskich arbitrów. Kilka tygodni temu, w odpowiedzi na wywiad, którego udzielił wiceprezes zarządu poznańskiego klubu dla Przeglądu Sportowego, wypowiedział się również na Twitterze w ten oto sposób: „W jednym się nie zgadzam, głos trenerów i piłkarzy się w tej kwestii nie liczy. Oni są od grania i trenowania”. Trzeba jednak zaznaczyć, że odpowiedź ta spotkała się z krytyczną oceną pozostałych uczestników rozmowy. Prezes Boniek uznawany jest wśród użytkowników Twittera za osobę, której zdarzy się palnąć głupstwo i takie wpisy są mu często boleśnie wypominane.
A może by tak przejąć siatkarski challenge?
Takie głosy pojawiają się u samych trenerów, zawodników, a także kibiców. Nic dziwnego. Pozwoliłoby to wyeliminować wspomniane wcześniej niedopatrzenia arbitrów prowadzących. Dwa challenge dla każdej ze stron – byłoby to może nieco uciążliwe w pewnych sytuacjach, ale co jeśli w ten sposób bylibyśmy świadkami sprawiedliwych meczów?
Drugim rozwiązaniem mogłaby być zmiana kompetencji sędziego VAR. W momencie gdy uważa on, że arbiter prowadzący popełnił błąd, zarządza powtórkę. Jest to jednak mało prawdopodobne.
Reszta świata
Polska liga nie jest jedyną, która zgłosiła się do tego „eksperymentu”. W Niemczech system dowodzenia VAR-em znajduje się w Kolonii, gdzie cały sztab sędziowski analizuje sporne sytuacje, a następnie łączy się z arbitrem spotkania poprzez łącze światłowodowe, co jest równoznaczne ze zwiększonymi kosztami. Włosi również postanowili go wprowadzić w swojej najwyższej klasie rozgrywkowej, czyli Serie A. Chaos, który tam panuje, jest nie do opisania. Zdarzają się spotkania, podczas których system po prostu nie działa. – „Sędziowie nadużywają tego systemu i popełniają błędy. Nie podoba mi się sposób, w jaki jest wykorzystywany. To nie jest dobre. Przez VAR nie poznamy rzeczywistej wartości sędziego” – wypowiedział się legendarny bramkarz Juventusu Gianluigi Buffon. Także w Hiszpanii chciano wprowadzić ten system, ale na własnych zasadach. Międzynarodowa Rada Piłkarska nie wyraziła jednak na to zgody. System VAR ma obowiązywać w La Liga od przyszłego sezonu.
Niepewna przyszłość
VAR nadal można uznać za system będący w fazie testowej. Niepewna jest jego przyszłość w Ekstraklasie, nie wiadomo też, co z innymi ligami. Początkowo zakładano, że system ten będzie wspomagał sędziów na przyszłorocznych Mistrzostwach Świata w Rosji, ale FIFA zastanawia się nad sensem tego rozwiązania, skoro w wielu przypadkach – zamiast eliminować kontrowersje – przyczynia się do ich powstawania.
System wideo weryfikacji ma dobre założenia, jednak trzeba otwarcie przyznać, że jest niedopracowany. Dla wielu niszczy także piękno futbolu, któremu od zawsze towarzyszy nutka kontrowersji. Pada bramka, stadion wybucha euforią, piłkarze wpadają sobie w ramiona, aż tu nagle pan w żółtej koszulce rysuje w powietrzu ekranik. Czar pryska, milkną też emocje.
Wiktoria ŁABĘDZKA
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.