Każdego roku czekam na ten czas. Wyglądam lampek dekorujących miasto, chociaż wiem, że są nieekologiczne, i sama wieszam je w oknie – mimo że jest jeszcze zbyt wcześnie.
Na jarmark świąteczny za dnia spoglądam niby sceptycznie – trochę kiczowate wesołe miasteczko, stragany z nikomu niepotrzebnymi przedmiotami. Po zmroku sycę wzrok tęczowym kołem młyńskim i marzę o grzanym winie z małego kubka.
Mam dość galerii handlowych. Szerokim łukiem omijam je w „czarny piątek”, z niechęcią spoglądam na bezosobowe zestawy upominkowe w drogeriach. Ale już od jesieni szukam pomysłów na prezenty w głowie, w Internecie, na ulicy. Nadstawiam uszu i staram się odgadnąć, o czym marzą moi bliscy.
Mimo że wszystko mam zaplanowane dużo wcześniej, lawiruję wózkiem między sklepowymi półkami, do domu wracam zawsze w pośpiechu. Tańczę z odkurzaczem, skrycie pakuję prezenty dla całej rodziny, kibicuję mamie piekącej makowiec, ubieram choinkę z bratem, biegnę do babci pomóc jej w przygotowaniach.
W wigilijny wieczór, tuż przed kolacją, nakrywam do stołu. Pedantycznie składam serwetki, poleruję sztućce. Opróżniam mój pokój z prezentów i układam je pod choinką. Czekam.
Cały dom wypełnia zapach barszczu. W ciszy staję przy stole. Trzask zapałki, którą tata rozpala świecę, to dla mnie niezwykły dźwięk. Kończy czas oczekiwania, zmęczenia, ale przede wszystkim podekscytowania. Potem wybrzmiewają słowa Pisma Świętego, dzielimy się opłatkiem – śmiejemy się, wzruszamy. Trwa to całkiem długo. Siostra ma zaszklone oczy, mnie ten moment też troszkę ściska gardło. Zaczynamy ucztę.
Wspólnie rozpakowujemy prezenty. Bardziej niż to, co odkryję pod błyszczącym papierem, ciekawi mnie reakcja mojej rodziny. Czy dobrze wybrałam? Sprawiłam im radość?
W kominku płoną papiery, a my śpiewamy kolędy. Wpatruję się w ogień. Chyba mój ulubiony dzień w roku dobiega końca. A może można było lepiej go przeżyć?
Tego dowiem się już niedługo. Wy też nie możecie się już doczekać?
Weronika NOWAK
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.