
Za nami I tura wyborów prezydenckich. Jej wyniki pokazują, że po raz piąty w tym wieku nasze podzielone społeczeństwo nie potrafiło wskazać zwycięzcy za pierwszym razem. Frekwencja wyniosła 67,31%. Jakie mogą być realne skutki tych wyborów? Oprócz czekającego nas decydowania po raz kolejny pomiędzy kandydatem obozu Tuska a Kaczyńskiego, przed drugą turą nasuwa się kilka innych wniosków.
To, co wyróżnia tegoroczne wybory to rekordowa liczba startujących kandydatów. Warto w tym momencie zauważyć, że spośród szczęśliwej trzynastki, której udało się zebrać wymagane 100 000 tysięcy podpisów, aż trzech kandydatów nie otrzymało w trakcie finalnego głosowania tego samego uznania. Mowa tutaj o Marku Wochu, Macieju Maciaku oraz Arturze Bartoszewiczu (temu ostatniemu udało się nawet zebrać około 250 tys. podpisów). Nasuwa się w tym momencie pytanie – skoro wspomniane osoby nie zebrały przy urnach zbyt wysokiego poparcia, to jakim cudem udało im się to osiągnąć chwilę przed rozpoczęciem kampanii prezydenckiej, kiedy prawdopodobnie byli oni jeszcze mniej rozpoznawalni? Bezprecedensowym wydarzeniem jest także udział Krzysztofa Stanowskiego – dziennikarza i założyciela Kanału Zero. Sam zainteresowany zaznaczał, że jego zgłoszenie ma na celu „budowanie świadomości społecznej”. W mediach ten fakt został oceniony w niejednoznaczny sposób. Dla jednych był to rodzaj happeningu, a dla innych chwyt marketingowy promujący jego medium. To drugie bez wątpienia osiągnął, bowiem dzięki relacjonowaniu kampanii, debat oraz, co najważniejsze – długich rozmów z większością jego kontrkandydatów, Stanowski zyskał nie tylko rozgłos, ale też imponujące wyniki oglądalności.
Sukcesy i porażki
O tych drugich można mówić bez końca, począwszy od samego procesu wyboru Rafała Trzaskowskiego na kandydata KO. Czy postawienie po raz drugi na prezydenta Warszawy było dobrą decyzją? Pozostaje nadzieja, że nie powtórzy on sytuacji jego kontrkandydata z Trzeciej Drogi – Szymona Hołowni, którego tegoroczny udział może okazać się gwoździem do trumny. Dawny prezenter „Mam Talent” uzyskał pięć lat temu blisko 14-procentowy wynik, plasując się na ostatnim miejscu na podium. Hołownia dał się przegonić między innymi politykowi, obok którego nazwiska w nagłówkach pojawia się słowo gaśnica i którego jego własna siostra się wstydzi – mowa o Grzegorzu Braunie. Jego wynik, który dla wielu był negatywnym zaskoczeniem to poniekąd efekt spirali milczenia. Znaczna większość jego wyborców nie przyznawała się do tego, że odda na niego swój głos, przez co sondażownie błędnie oszacowały jego poparcie. Swój osobisty sukces odniósł Sławomir Mentzen z wynikiem blisko 15%.
A jak głosowali młodzi ludzie? Kandydat, który w jego własnym mniemaniu miał największe szanse, aby pokonać Rafała Trzaskowskiego w II turze – Sławomir Mentzen osiągnął najliczniejsze poparcie wśród wyborców w przedziale wiekowym 18-29 lat. Dlaczego ten uciekający z własnych wieców mężczyzna, który jawnie mówi o wprowadzeniu odpłatności za studia oraz określa gwałt jako „drobną nieprzyjemność” cieszy się takim uznaniem akurat w tej grupie wiekowej? Drugie miejsce w tej grupie zajął Adrian Zandberg, startujący z ramienia partii Razem, polityk ten to skrajne przeciwieństwo Mentzena. Skąd się bierze tak duże zróżnicowanie głosów wśród młodych? Zauważalną tendencją jest fakt, że upada tutaj duopol PO-PiS. Dopiero na trzecim miejscu w tej grupie uplasował się Rafał Trzaskowski z 12,2% poparcia.
Można odnieść wrażenie, że posty z hasłem „[imię i nazwisko kandydata] jest zwycięzcą debaty…” prawie każda partia miała uszykowane jeszcze przed rozpoczęciem ich emisji. A ten rok wyjątkowo opiewał w aż pięć takich spotkań. Ich organizacja oraz to czy, jak stwierdził Grzegorz Schetyna w 2016 roku – „Wybory wygrywa się w Końskich” pozostaje kwestią dyskusyjną. Niewątpliwie jednak była to okazja, aby zaprezentować się szerszej publiczności. Charakterystyczne momenty tych debat to, między innymi, zachowanie Maciaka, który nie był w stanie wytrzymać bez przerwy na papierosa oraz Hołownia i Mentzen, którzy pomimo prośby o niekorzystanie z mobilnych urządzeń wstawiali posty na dawnym „X”. Pomimo że wśród wielu najlepiej oceniany podczas tych spotkań był Hołownia, który wykorzystał swoje doświadczenie w telewizji, to osobą, która wywołała najwięcej zamętu była Magdalena Biejat. To właśnie ona odebrała Trzaskowskiemu tęczową flagę, którą ten szybko schował po otrzymaniu jej od „obywatelskiego kandydata popieranego przez PiS”. Podobnie też jej zasługą jest rozpętanie „afery mieszkaniowej” Nawrockiego, który podczas jednej z debat chwalił się posiadaniem wyłącznie jednego lokum.
Gdyby dało się podsumować I turę jednym zdjęciem byłby to obrazek ilustrujący mimikę Kosiniaka-Kamysza, kiedy dowiedział się o wyniku Hołowni. Mogliśmy się pośmiać z nieudolności naszych przedstawicieli w trakcie kampanii, jednak czy my sami jako obywatele jesteśmy lepsi, skoro blisko 1/3 społeczeństwa nie skorzystała ze swojego przywileju 18-stego maja?
Julia ZYGMUNT