
Źródło: Flickr.com. Licencja – Attribution-NonCommercial-NoDerivs 2.0 Generic. Autor – KPRM
Sytuacja na wschodniej granicy Polski wydaje się patowa. Osoby uchodźcze spotykają się z brutalnością białoruskich służb oraz szeroko krytykowanymi działaniami tych polskich. Dodatkowo decyzje naszego rządu wskazują na dość arbitralną politykę w kontekście tej sytuacji. Kontrowersję wzbudzają też reakcje polskich służb na aktywistów pomagających osobom uchodźczym. Co dzieje się podczas trwającego od prawie czterech lat kryzysu? Jak polski rząd reaguje na sprzeciw wobec jego działaniom?
Kryzys na granicy polsko-białoruskiej trwa od lat. Jak wynika z informacji publikowanych przez Straż Graniczną już w sierpniu 2021 roku zaczęto zauważać rekordowo wysokie liczby osób uchodźczych na granicy z Białorusią. Państwa Unii Europejskiej już wtedy oskarżyły reżim Aleksandra Łukaszenki o wywoływanie kryzysu i celowe wysyłanie osób na granice. Początek wiadomości o wzmożonym ruchu uchodźczym zbiegł się w czasie z przejęcia przez Talibów władzy w Afganistanie, co przyczyniło się do jeszcze większej uwagi opinii publicznej na sytuację migracji.
Krytyka władz, będąca reakcją na podejście rządzących do osób uchodźczych i szanowanie zasad humanitaryzmu oraz praw człowieka, zaczęła występować już na początku kryzysu. W listopadzie 2021 roku Grupa Granica, inicjatywa zajmująca się pomocą osobom uchodźczym na granicy, zaczęła informować o brutalnych działaniach polskich służb względem osób migranckich. W tym czasie RPO wydał komunikat informujący o nieprawidłowych reakcjach Straży Granicznej na wnioski osób uchodźczych o azyl polityczny na terytorium polski.
Do dzisiaj w mediach i przez organizacje pozarządowe relacjonowane są niebezpieczne dla życia osób uchodźczych warunki panujące na granicy. Niedawno Human Rights Watch opublikowało informację o wynikach przeprowadzonego przez siebie rozpoznania sytuacji osób ubiegających się o azyl w Polsce. Ustalono, że organy porządku publicznego w Polsce „działają bezprawnie, a czasem z użyciem przemocy zmuszają osoby próbujące przedostać się do Polski do powrotu na Białoruś”.
Z pytaniem o sytuację osób uchodźczych na granicy polsko-białoruskiej, zwróciliśmy się do Aleksandy Chrzanowskiej ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej. Organizacja działa w zakresie pomocy prawnej osobom migranckim. W rozmowie z nami działaczka przekazała, że niektóre osoby przekraczające granice, którym wraz z innymi osobami udziela pomocy humanitarnej, opowiadają o niezwykle trudnych doświadczeniach. Jak mówią personelowi stowarzyszenia, spotykają się z przemocą służb białoruskich „w tym, szczuciem psami, pozorowaniu egzekucji czy gwałtami”. Organizacja przekazała nam również, że osoby uchodźcze relacjonują jej nieludzkie traktowanie także ze strony polskich służb, „takie jak niszczenie telefonów i dokumentów, wyzywanie” oraz przemoc fizyczną, taką jak bicie, kopanie i używanie gazu pieprzowego. Rząd działania na granicy argumentuje przede wszystkim jej obroną. W 2024 roku podczas wyjazdu do Białegostoku Donald Tusk oznajmił, że „zadaniem państwa jest ochrona i obrona granicy” i że „nie zmieni tego żadna polityka ani ludzkie emocje”. Stwierdził również, że zadaniem państwa jest też „użycie wszystkich dostępnych metod, aby granica była bezpieczna”.
Piątka z Hajnówki
Z powodu dramatycznych warunków panujących na granicy polsko-białoruskiej i stosunku rządu do znajdujących się na niej osób uchodźczych, na miejscu działa wiele organizacji i osób zajmujących się pomocą humanitarną przybyłym do Polski. Jednymi z nich było pięć osób zaangażowanych w pomoc, którym z powodu działań na granicy prokuratura postawiła zarzuty karne. Oskarżenie dotyczy pomocy rodzinie z dziećmi w lesie – dostarczenia pożywienia i ubrań oraz pomocy w transporcie do Polski. Prokuratura postawiła z artykułu 264a Kodeksu Karnego zarzut ułatwienia innej osobie pobytu na terytorium Polski. Przepis stanowi, że sprawca musi działać w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej. Według prokuratury korzyść odniosły osoby migranckie. Sprawa wywołuje wiele kontrowersji. Podczas pierwszej rozprawy przed sądem w Hajnówce został zorganizowany protest z udziałem, między innymi działaczki humanitarnej Janiny Ochockiej.
Pytając o motywację w pomocy osobom uchodźczym skontaktowaliśmy się z oskarżonymi. Jak powiedziała nam jedna z oskarżonych, Asia, wspierać ludzi przybyłych do polski zaczęła, bo: „oprócz skrajnej niezgody na europejski reżim graniczny, istnieje dość ważna kwestia: bo mogła”. Jak kontynuowała możliwość pomocy jest przywilejem, na który nie każdy może sobie pozwolić. Stwierdziła, że „wiele osób, zwłaszcza tych niezgadzających się na systemowe opresje, w tym na reżim graniczny, napotyka codziennie wiele problemów i nie może sobie pozwolić na pobyt – krótszy czy dłuższy – na Podlasiu” a ona „po prostu mogła”. W dalszej rozmowie mówiła nam, że w polityce rządów europejskich, w tym Polski, zauważa celowe kierowanie uwagi na osoby uchodźcze „by odwrócić naszą uwagę od braku umiejętności polityków do odpowiedzenia na prawdziwe wyzwania: zmianę klimatu, rozlewającą się na świecie atmosferę autorytaryzmu i faszyzmu, rosnące nierówności społeczne, ekonomiczne, geograficzne”. – Przecież łatwiej jest zrzucić winę za klęski kapitalizmu na osoby, którym głos się odbiera, niż postawić się swoim bankietowym kolegom reprezentującym lobby korporacji, za którymi stoi majątek w wysokości budżetu niejednego państwa, i którzy oferują pobyty w luksusowych kurortach w zamian za odpowiednio dostrojone polityki, dzięki którym społecznie wygenerowany zysk trafi do zarządu prywatnej spółki, a nie na politykę odpowiadającą na potrzeby ludzkie. Jednak aby to zrobić, należy zbudować odpowiednią narrację i stworzyć u ludzi poczucie potrzeby bezpieczeństwa – twierdząc, że grożą nam ci, którzy sami przed groźbami uciekają”– mówi. Stwierdziła, że nie zgadza się z tak prowadzoną polityką. – Wierzę w prawo każdego człowieka do godnego życia. Nie zgadzam się na manipulacje i dehumanizujący język, który w ciągu ostatnich trzech lat wszedł na nowe wyżyny. Jak kontynuowała, „tłumaczenie łamania praw człowieka tym, że inne państwo – autorytarne i brutalne – wykorzystuje ludzi w drodze do realizacji własnych polityk destabilizujących region, jest rażąco złe. Naszym obowiązkiem i odpowiedzialnością […] jest dawanie wsparcia tym, którzy szukają schronienia. Tym, którzy szukają ucieczki od tego, co z ich państwami zrobił kapitalizm pod szyldami takich instytucji jak Bank Światowy czy Międzynarodowy Fundusz Walutowy: skrajne nierówności, brak dostępu do godnej pracy i warunków życia, deregulacja rynku prowadząca do wyzysku, zanieczyszczenia, zmiana klimatu, podporządkowanie rynku pod potrzeby globalnej północy”– powiedziała.
Drugi z oskarżonych, Mariusz Chyżyński, w rozmowie z nami skomentował działania państwa polskiego na granicy – działania te są zwyczajnie niemoralne, ale też wpisują się w szerszy kontekst europejski i nie różnią od działania innych państw UE. Najlepszymi dowodami na koordynację działań i linii politycznej na skalę kontynentu była obecność żołnierzy innych państw na granicy oraz fakt, że pomimo zmiany rządu kurs nie zmienił się, a wręcz się zaostrzył. Dodał, że postawienie zarzutów osobom pomagającym na granicy jest „motywowane politycznie. Obliczone na przypodobanie się opinii publicznej wprowadzonej w błąd w temacie migracji do Europy a także na odstraszenie osób pomagających obecnie lub chcących pomagać w przyszłości”. Oskarżonym grozi do pięciu lat więzienia.
Sytuacja na granicy jest niezwykle trudna. W ostatnim czasie w życie weszło rozporządzenie Rady Ministrów ograniczające prawo do azylu na terenie Polski. Zintensyfikowało to głosy krytyczne wobec działań rządu w tym temacie, zarówno w części mediów, jak i ze strony organizacji pozarządowych. Polityczna debata na temat granicy nie zdaje się zapowiadać poprawy sytuacji dla osób uchodźczych a wręcz bardziej rygorystyczne stosunek rządzących.
Leo TARGONI