Historia opowiedziana muzyką. Wywiad z Szymonem Brzóską

Szymon Brzóska – artysta, muzyk, kompozytor / Źródło: fot. Szymon Brzóska

Do najwybitniejszych współczesnych polskich kompozytorów z pewnością należy Szymon Brzóska. Tworzył już jako chłopiec, ale popularność przyniósł mu niesamowity i wielce intrygujący projekt – Sutra, który powstał 17 lat temu. W tym roku nastąpi jego kontynuacja, a spektakl wyruszy w trasę koncertową. Jak naprawdę wyglądała historia stworzenia tego niezwykłego przedsięwzięcia? Tego dowiedzieliśmy się w rozmowie z Szymonem Brzóską. 

Jak oceniasz pracę kompozytora? Czy uważasz, że w dzisiejszych czasach jest ona należycie doceniana? 

– Praca kompozytorska, jak każda praca kreatywna, jest pracą specyficzną –  niezwykle introwertyczną i niecodzienną. W tym sensie, że niezmiernie trudno jest być kreatywnym każdego dnia. Wymaga sporej samokrytyki (,,kill your darlings”) oraz odporności na frustracje i niepowodzenia. A z drugiej strony wynagradza poczuciem spełnienia i realizacji. Czy jest doceniania? W pewnych kręgach na pewno tak. Na szczęście istnieją wciąż ludzie którzy chcą słuchać nowej muzyki.  

Czy kariera muzyka była twoim marzeniem?

– Edukacja muzyczna towarzyszyła całemu mojemu dzieciństwu, zacząłem grać na pianinie w szkole muzycznej w wieku siedmiu lat. Chciałem zostać pianistą, ale w pewnym momencie zrozumiałem, że to nie jest moja droga. Jako nastolatek zacząłem pisać piosenki, potem proste kompozycje i dzięki temu wybrałem studia kompozytorskie na Akademii Muzycznej w Poznaniu. W tym czasie odkryłem w sobie ogromne pokłady kreatywności i potrzebę tworzenia.  

Kiedy rozpoczęła się Twoja kompozytorska przygoda i jakie wyzwania musiałeś pokonać, aby osiągnąć sukces? 

– Po ukończeniu studiów kompozytorskich w Poznaniu postanowiłem kontynuować moją edukację na studiach podyplomowych w Królewskim Konserwatorium w Antwerpii. Wyjazd do Belgii okazał się strzałem w dziesiątkę. Poznałem mnóstwo interesujących osób, artystów różnej maści. Również w tym czasie pogłębiło się moje zainteresowanie teatrem tańca współczesnego, obejrzałem mnóstwo spektakli poznając nowe nazwiska w świecie choreografii. Tutaj dodam, że Belgia jest swoistą mekką jeśli chodzi o taniec współczesny. Zaraz po ukończeniu studiów w Antwerpii poznałem mieszkającego tam choreografa Sidi Larbi Cherkaoui’ego. Wybrałem się na jego spektakl ,,Myth” trzy razy pod rząd, będąc oczarowanym tym niezwykłym przedstawieniem. Za trzecim razem zdecydowałem się wręczyć Larbiemu płytę z kilkoma moimi utworami. Tydzień później otrzymałem od niego maila z propozycją współpracy. I to był początek mojej wieloletniej muzycznej przygody z tańcem współczesnym, która trwa do dzisiaj.  

Co skłoniło Cię do wyjazdu do Belgii? 

– Tak jak już wspominałem, wyjechałem do Belgii aby kontynuować studia kompozytorskie u zapoznanego wcześniej podczas stypendium Erasmusa w Leuven, profesora Luca Van Hove. Czułem również potrzebę zmiany środowiska, zarówno społecznego jak i artystycznego.  

Rozważasz powrót do Polski? 

– Staram się odwiedzać Polskę jak najczęściej, moją rodzinę i starych przyjaciół, czasami zdarzają się też tutaj ciekawe projekty. Póki co moje życie jest w Belgii, jednak nigdy nie wiadomo co przyniesie przyszłość.  

Jakie są twoje największe inspiracje w procesie twórczym? 

– Zdecydowanie emocje. Inne dziedziny sztuk takie jak teatr, taniec, poezja, sztuki piękne. Stąd wiele projektów we współpracy z innymi artystami. Również przyroda, natura. Powrócę jeszcze do filmu. Od zawsze chciałem pisać muzykę filmową, fascynowała mnie już w bardzo młodym wieku, od dziecka kolekcjonowałem płyty ze ścieżkami dźwiękowymi z przeróżnych filmów, ale głównie z symfoniczną muzyką z Hollywood. Wymienię tu takich kompozytorów jak John Williams, James Horner, Christopher Young, Marco Beltrami. Najciekawsze były dla mnie soundtracki powstałe do filmów grozy – intrygował mnie mroczny i tajemniczy klimat muzyczny, oraz stosowane współczesne techniki wykonawcze, często bardzo eksperymentalne. Uwielbiam filmy Davida Lyncha, Davida Cronenberga, Davida Finchera. Wciąż marzę o skomponowaniu muzyki do dobrego horroru.  

Jak opisałbyś powstawanie projektu Sutra i co oznacza jego nazwa? 

– Sutra oznacza pismo o naukach buddyjskich. To właśnie od Sutry wszystko się zaczęło –  to nasz pierwszy wspólny projekt z Larbim. Jest to spektakl wyjątkowy –  poza jednym tancerzem na scenie pojawia się siedemnastu mnichów ze słynnej Świątyni Shaolin w Chinach –- kolebki kung-fu oraz jednej z najważniejszych świątyń buddyjskich na świecie. Miałem tę niezwykłą możliwość odwiedzenia tego magicznego miejsca kilka razy podczas pracy nad muzyką, co dostarczyło mi mnóstwo inspiracji i pomysłów. Dążyłem do napisania muzyki, która w pewnym sensie nawiąże do idei buddyjskiej pustki, jednocześnie wprowadzając elementy zarówno medytacji, jak i rytmicznej energii. Przygotowałem materiał już w lutym 2008 roku, ale prawdziwa praca zaczęła się w marcu, podczas moich trzech podróży do Chin, do prowincji Henan, gdzie w świątyni Shaolin Larbi wraz z mnichami pracował nad Sutrą. To był proces „dostosowywania” materiału muzycznego do struktury przedstawienia, z początku przypominało układanie puzzli. Sprawdzaliśmy, czy utwór idealnie przylega do sekwencji ruchu. Później przyszedł czas na skupienie się na linii czasowej, na przestrzeni. Wiele się zmieniało, przesuwało, trzeba było dopisać nową muzykę, niektóre fragmenty wydłużyć, w kilku sekwencjach pojawił się pomysł improwizacji. Ta współpraca odbywała się z ogromnym zrozumieniem i swobodą, co wynikało chyba głównie z  podobnej wrażliwości. Sama premiera Sutry odbyła się w maju 2008 w londyńskim teatrze Sadler’s Wells. 

 Jak z perspektywy czasu oceniasz swój projekt – osiągnąłeś zadowalający sukces?– Zdecydowanie tak! Powiem więcej, sukces Sutry przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Odwiedziliśmy ze spektaklem pół świata. Byliśmy między innymi na europejskich festiwalach w Tivoli, Avignon, Barcelonie, Atenach.  W tym roku, po 17 latach tournee, kontynuujemy trasę w Danii, Holandii, Belgii oraz w Stanach Zjednoczonych.  

Jak oceniasz tegoroczną trasę? Czy różni się ona od poprzednich? 

– Zaczynamy dopiero w maju, ale już wiem, że będzie inaczej – nowa grupa mnichów, nowi muzycy, nowy tancerz. Sutra żyje swoim życiem i wciąż zaskakuje widzów na całym świecie.  

Jakbyś uplasował Sutrę względem innych, późniejszych projektów? Jest ona dla ciebie wyjątkowa, czy może inne projekty stawiasz wyżej?– Sutra zajmuje szczególne miejsce w moim życiu – to od niej wszystko się zaczęło i trwa aż do teraz. Dzięki temu spektaklowi miałem możliwość występowania w takich miejscach jak Lincoln Center w Nowym Jorku, Opera w Sydney czy Festiwal w Avignon. Bardzo mi pomogła w moim rozwoju artystycznym. Od tamtego czasu moja twórczość kompozytorska zdecydowanie się rozwinęła. Więc tak, jest sporo projektów z których jestem bardziej zadowolony stricte muzycznie. Mimo to Sutra zawsze była i będzie dla mnie spektaklem wyjątkowym.   

Co planujesz w najbliższej przyszłości  – pracujesz nad nowym projektem? Jeśli tak, czy możesz zdradzić, czego możemy się spodziewać? 

– W obecnej chwili pracuję nad niezwykle ciekawym projektem we współpracy z mieszkającym w Brukseli artystą wizualnym pochodzenia kongijskiego, Sammym Baloji. Koncert, podczas którego zabrzmi moja muzyka, odbędzie się w brukselskim Bozar, w kontekście 65 rocznicy wyzwolenia Kongo. Jeśli chodzi o dalekosiężne plany to szykuje się coś wyjątkowego, ale póki co to jeszcze tajemnica.  

Małgorzata WALKOWIAK