
Jak co roku z okazji miesiąca dumy z pewnością pojawi się wiele tekstów krytycznych i list polecających najlepsze queerowe filmy. Zdecydowana większość z nich, z jakiegoś powodu, będzie się kończyła dramatycznym rozstaniem lub tragiczną śmiercią jednego z udręczonych bohaterów. W słonecznym czerwcu musimy jednak pamiętać, że nie wszyscy geje umierają na raka i nie każda lesbijka musi w końcu wrócić do męża, za którego wyszła z przymusu. W końcu „gay” oznacza także „szczęśliwy”!
Wyreżyserowane przez słynne siostry Wachowskie, autorki filmowego „Matrixa”, „Brudne pieniądze” to o wiele więcej niż tylko doskonale skonstruowany kryminał. Opowieść otwiera futurospekcja, podczas której widzimy jedną z głównych bohaterek – Corky) – związaną w szafie. Fragmenty dialogów, które słyszymy w tle sugerują, iż doszło do oszustwa, finansowego przekrętu, w którym nie wszystko poszło tak, jak powinno. Po cięciu montażowym wracamy do młodej kobiety, która po wyjściu z więzienia dostaje pracę jako konserwatorka i przeprowadza remont w jednej z ekskluzywnych chicagowskich kamienic. W windzie natyka się na zmysłową Violet (Jennifer Tilly) w towarzystwie jej chłopaka-mafiosa, Caesara (Joe Pantoliano). Spotkanie to wkrótce przeradza się w pełen napięcia romans dwóch kobiet oraz próbę odzyskania przez nie autonomii. Plan ucieczki powiedzie się wyłącznie dzięki… kradzieży dwóch milionów dolarów od mafii.
(Nie)prosta relacja
Corky (Gina Gershon) i Violet tworzą z pozoru stereotypowy lesbijski duet. Pierwsza z nich nosi męskie ubrania, łobuzersko przeczesuje włosy i lustruje wzrokiem tę drugą, czasem seksownie wymienia kolanko pod zlewem. Jej partnerka natomiast to uwięziona w związku z mężczyzną kobieta, która lubuje się w obcisłych sukienkach, szpilkach oraz technikach uwodzenia, których nie powstydziłyby się femmes fatales z klasycznych filmów noir. Wraz z zagłębianiem się w relację obu bohaterek oraz dzięki bezpośredniemu odsłanianiu stereotypowych spojrzeń na queerowe kobiety w dialogach, widz sam jednak zaczyna karcić się w duchu, że tak szybko je zaszufladkował. Nawet same bohaterki, co wynika z ich rozmów, czasem potrzebują przypomnienia o tym, że nie ma jednego, dobrego sposobu na bycie lesbijką. W świecie chcącym przyporządkować każdego do jasno określonej kategorii uświadamiają zarówno nam, jak i sobie, iż sztucznie podzielona społeczność nie ma prawa dobrze działać.
Siostry Wachowskie idealnie oddają dynamikę kobiecych związków, które w praktyce bardzo rzadko opierają się na ścisłych kontrastach czy jasnym zaznaczaniu dominacji. Przypominają, że w relacjach, tak samo jak w kradzieży, najważniejsze jest partnerstwo. Uwidocznione zostaje to zarówno w nieziemsko nakręconych scenach erotycznych, jak i skonstruowanym przez obie postaci planie dokonania rabunku, w którym każda odgrywa równie ważną rolę. Co zostaje jasno zaznaczone – jeśli jedna z nich zawali, cały plan legnie w gruzach. Wybrzmiewa także kwestia zaufania, które zdaniem Corky, jest fundamentem udanego skoku na kasę. I choć może nie jest to najbardziej zgrabna metafora w historii kina, urzeka symboliczne przedstawienie relacji romantycznej jako złodziejskiej akcji. Dla powodzenia obu niezbędna są bowiem odwaga, zaangażowanie i świadomość ryzyka. Wzruszające jest obserwowanie, jak Violet i Corky walczą o siebie, ale nigdy przeciw sobie. Jak gotowe są do poświęceń i jak bardzo zamiast dla siebie umierać, pragną dla siebie żyć.

Zabawa formą
Warto wspomnieć również o kwestii gatunkowości „Brudnych pieniędzy”, ta bowiem jest równie skomplikowana, jak porachunki z mafią. Film określony na Filmwebie jako dramat, kryminał i thriller, choć oczywiście wpisuje się w ramy wymienionych gatunków, nie został opisany w pełni trafnie. Na innych stronach natknęłam się na nieco bardziej adekwatną łatkę „thrillera erotycznego” oraz „neo-noir”, co zdecydowanie lepiej pasuje do specyficznego wydźwięku dzieła. Hybrydyzacja zaszła tu tak daleko, że trudno o trafną gatunkową identyfikację. Twórczynie z pełną świadomością bawią się formą, doprowadzając do wykształcenia się nieoczywistych połączeń wewnątrz narracji. Swobodnie zmieniają ton z komediowego na dramatyczny i podwyższają napięcie do granic możliwości, aby potem stopniowo odsłaniać kolejne elementy mafijnej układanki. Fabularny suspens odzwierciedla się również na poziomie relacji głównych bohaterek, które w momencie trwania skoku są oddzielone od siebie cienką ścianą pomiędzy dwoma mieszkaniami. Przy odpowiednim ulokowaniu są więc w stanie się przez nią słyszeć. Natomiast brak widoku na drugą osobę i kontroli nad jej działaniami to aspekt zarówno frustrujący, jak i szalenie podsycający niepokój, połączony z ekscytacją. Skąd mamy wiedzieć, że jedna z kobiet po prostu nie weźmie walizki z pieniędzmi i nie ucieknie? A przede wszystkim, jaką one mają pewność, że do tego nie dojdzie?
Nie mam serca zdradzać zakończenia tego małego arcydzieła, choć pewnie łatwo domyślić się jaki jest finał historii Violet i Corky. W ogólnym rozrachunku stopień przewidywalności fabularnego rozwiązania nie wydaje się jednak wcale taki istotny. Emocjonalna warstwa opowieści jest bowiem tak doskonale zbudowana, że utrzymuje widza w pełni zaangażowanego do samego końca. I być może to oczy łzawią mi od alergii na pyłki wkradające się przez otwarte okno, a może to finałowy dialog bohaterek, który jest najpiękniejszą rzeczą, jaką usłyszałam tuż przed miesiącem dumy:
„ – Wiesz, jaka jest między nami różnica?
– Nie.
– Ja też nie.”
Maria PILARSKA