Finał, jakiego nikt się nie spodziewał. Paryż długo czekał na tę noc

Allianz Arena gościła tegoroczny finał Ligi Mistrzów/ Źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Allianz_arena_at_night_Richard_Bartz.jpg, fot. Richard Bartz

31 maja na stadionie w Monachium odbyło się najważniejsze wydarzenie tego sezonu w rozgrywkach klubowych. Finał Ligi Mistrzów pomiędzy Paris Saint-Germain a Interem Mediolan miał dostarczyć wielu emocji, ale okazało się, że było to jednostronne widowisko.

Przed sezonem chyba mało kto mógł się spodziewać takiej obsady finału UEFA Champions League. Paryżanie, już bez wielkich gwiazd, a przede wszystkim Kyliana Mbappe (256 goli i 108 asyst dla PSG), wchodzili w nową erę. Trudno było oczekiwać, że właśnie teraz są w stanie odnieść sukces, skoro nie udało im się tego zrobić, gdy w swoim składzie mieli wspomnianego Mbappe, Neymara, czy choćby Leo Messiego przez dwa sezony. Natomiast Inter znany ze swojej solidnej, bardzo dobrze zorganizowanej gry zespołowej, mógł być wymieniany w szerokim gronie faworytów tej edycji Ligi Mistrzów. Należało jednak  zachować ostrożność, ponieważ sezon był długi, a nowy format rozgrywek w fazie ligowej niósł ze sobą sporo niewiadomych.

Droga do finału

Szybko okazało się, że faza ligowa nie będzie łatwą przeprawą dla drużyny z Francji. Po skromnej wygranej 1:0 z Gironą, przyszły aż cztery mecze bez zwycięstwa, w tym trzy porażki: z Arsenalem, Atletico Madryt i Bayernem Monachium. Po pięciu kolejkach PSG miało na swoim koncie zaledwie cztery punkty, co oznaczało, że w trzech pozostałych meczach muszą dać z siebie wszystko, by sensacyjnie nie znaleźć się poza TOP 24, gwarantującym awans do dodatkowej fazy play-off. I stanęli na wysokości zadania, wygrywając wszystkie trzy spotkania, w tym z Manchesterem City 4:2, odrabiając dwubramkową stratę. W fazie play-off pewnie rozprawili się z Brestem, rozgromiając rywali w dwumeczu aż 10:0  i w 1/8 finału trafili na Liverpool, czyli zwycięzcę fazy ligowej. Po porażce 1:0 u siebie, Paryżanie odpowiedzieli tym samym na Anfield, doprowadzając do rzutów karnych, które wygrali 4-1. W ćwierćfinale zmierzyli się z Aston Villą, którą pokonali 3:1 na swoim stadionie i mimo porażki na Villa Park 2:3, awansowali do półfinału rozgrywek. W nim czekał już Arsenal, który wcześniej wyeliminował zeszłorocznych triumfatorów, a więc Real Madryt. Był to jednak kolejny angielski zespół, który nie sprostał sile PSG i przegrał oba spotkania (0:1, 1:2). Tym samym drużyna ze stolicy Francji stanęła przed kolejną szansą na upragnione trofeum, które było równie blisko w 2020 roku, gdy w finale uległa Bayernowi Monachium 1:0.

Jeśli chodzi o Inter, to był to zespół, który od samego początku tej edycji LM spisywał się znakomicie. Sześć zwycięstw, jeden remis i jedna porażka – a wszystko to ze stratą tylko jednego gola (!) w ośmiu spotkaniach. Jedynie Bayer Leverkusen zdołał przełamać żelazną defensywę mediolańczyków. Zajęcie czwartego miejsca w fazie ligowej, na które składały się m.in. zwycięstwa z Arsenalem czy RB Lipsk i remis 0:0 z Manchesterem City to świetny wynik, który pozwolił na bezpośredni awans do 1/8 finału. Tam Nerazzurri bez większych problemów pokonali w dwumeczu holenderski Feyenoord Rotterdam 4:1. Prawdziwe wyzwania zaczęły się od ćwierćfinału, gdzie mediolańczycy trafili na Bayern. Jednak i z nim Inter sobie świetnie poradził, najpierw wygrywając 2:1 w Monachium, a następnie remisując 2:2 po znakomitym meczu na Stadio Giuseppe Meazza. Największym spektaklem tej edycji Champions League był z pewnością dwumecz półfinałowy z FC Barceloną. Pierwsze spotkanie, rozegrane w stolicy Katalonii, Inter rozpoczął doskonale – po 21 minutach prowadził już 2:0. Choć Barcelona dominowała przez większość meczu i straty z pierwszej połowy szybko odrobiła, Interowi udało się zremisować 3:3. Rewanż na Stadio Giuseppe Meazza był prawdziwym rollercoasterem. Po pierwszej połowie Inter prowadził 2:0, ale nigdy nie można skreślać Barcelony, zwłaszcza w tym sezonie. W drugiej połowie zawodnicy Hansiego Flicka zdominowali rywala i w 87. minucie wyszli na prowadzenie 3:2. W trzeciej minucie doliczonego czasu gry wydarzyło się jednak coś nieprawdopodobnego, gdy Denzel Dumfries dośrodkował piłkę w pole karne, a środkowy obrońca Francesco Acerbi trafił na 3:3, doprowadzając do dogrywki. A w niej doskonale spisał się Inter, strzelając gola na 4:3 w 99. minucie po uderzeniu Davide Frattesiego i fenomenalnej postawie Yanna Sommera, który popisał się w tym meczu siedmioma interwencjami, choćby po wielu groźnych próbach Lamine’a Yamala. Ten półfinał miał nieprawdopodobny scenariusz, ale ostatecznie to Inter po dwóch latach znów zameldował się w finale Ligi Mistrzów, chcąc powetować sobie porażkę 0:1 z Manchesterem City w finale w 2023 roku.

Przed meczem finałowym wszyscy liczyliśmy na świetne widowisko. Z jednej strony Paris Saint-Germain marzące o zdobyciu poczwórnej korony w tym sezonie (po triumfach w lidze, Pucharze i Superpucharze Francji), a z drugiej Inter, dla którego Liga Mistrzów była ostatnią szansą na zdobycie trofeum w tym sezonie po niepowodzeniach w lidze, Pucharze i Superpucharze Włoch.

Jednostronny finał

Od samego początku spotkania dominowała jedna drużyna – PSG. Już w 12. minucie fatalnie spisała się defensywa Interu, gdy Desire Doue posłał w polu karnym dokładne podanie do niepilnowanego Achrafa Hakimiego, ustawionego jak środkowy napastnik. Marokańczykowi wystarczyło trafić do pustej bramki. Osiem minut później Paryżanie zadali kolejny cios. Szybką kontrę zakończył Desire Doue, piłka odbiła się od Federico Dimarco i Yann Sommer skapitulował po raz drugi. To był koncert gry PSG i kompletnie nierozpoznawalny Inter. Jedynymi próbami drużyny Simone Inzaghiego w pierwszej połowie były dwa rzuty rożne i niecelne uderzenia Acerbiego oraz Thurama. Po pierwszej połowie Paryżanie byli o krok od wymarzonego tytułu.

W drugiej połowie na boisku pojawił się jeden z Polaków grających w Interze – Nicola Zalewski. Próbował jakoś poderwać zespół w ofensywie, ale jego strzały były albo blokowane, albo niecelne. W dodatku otrzymał żółtą kartkę za faul na rywalu. Wszelkie nadzieje Interu rozwiała kapitalna akcja PSG w 64. minucie. Ousmane Dembélé piętą odegrał do Vitinhi, a ten zagrał do Doue, który po raz drugi wpisał się na listę strzelców. Był to niesamowity występ 19-latka. Drużyna Luisa Enrique nie zamierzała się zatrzymywać i w 73. minucie Dembele wypuścił na wolne pole Kvichę Kvaratskhelię, a Gruzin dołożył swoje trafienie, podwyższając na 4:0. To wciąż nie był koniec. PSG dalej naciskało, nie okazując rywalowi żadnej litości. W 86. minucie rezerwowy Senny Mayulu wykorzystał swoją szansę, strzelając przy bliższym słupku na 5:0. To najwyższe zwycięstwo w historii finałów Ligi Mistrzów. Brzmi niewiarygodnie, ale taka była rzeczywistość. Paryżanie robili na boisku, co chcieli, a Inter wyglądał na kompletnie sparaliżowany zespół, pozbawiony pomysłu, jak zatrzymać tak ofensywnie usposobione PSG. Demolka.

To był ich czas. Ich marzenie

W Paryżu wreszcie mogą powiedzieć: „Doczekaliśmy się”. Po 14 latach odkąd Katarczycy przejęli klub, upragnione trofeum w końcu trafia do gabloty Paris Saint-Germain. Ogromne inwestycje w zawodników, coraz większe ambicje, a co za tym szło, nieustająca presja związana z brakiem triumfu w Lidze Mistrzów przez lata nie przynosiły oczekiwanych efektów. Aż w końcu w klubie zapanował większy spokój.

Pozwolono Luisowi Enrique pracować bez wielkich oczekiwań i nacisków. Bo po odejściu takich gwiazd jak Mbappe, Messi czy Neymar, trzeba było tę drużynę zbudować na nowo. I to się właśnie Luisowi Enrique udało. Hiszpański trener zasługuje na szczególne uznanie – stał się drugim trenerem w historii, który zdobył potrójną koronę z dwoma różnymi klubami (wcześniej z Barceloną w sezonie 2014/15). Wielu jego poprzedników nie potrafiło poprowadzić PSG do europejskiego triumfu. To on zbudował prawdziwy kolektyw, zespół oparty na młodych i utalentowanych zawodnikach, takich jak Desire Doue oraz liderze drużyny, dziś faworytowi do wygrania Złotej Piłki – Ousmanie Dembele. Pod wodzą Luisa Enrique PSG prezentowało ofensywny, widowiskowy i niezwykle zorganizowany futbol. A przyszłość tej wciąż młodej drużyny może być bardzo obiecująca. Ten sukces może być dopiero początkiem nowej ery paryskiego klubu.

Źródło: Sofascore

Zwycięzcy Ligi Mistrzów od sezonu 1991/92

1991/92 – FC Barcelona

1992/93 – Olympique Marsylia

1993/94 – AC Milan

1994/95 – Ajax Amsterdam

1995/96 – Juventus F.C.

1996/97 – Borussia Dortmund

1997/98 – Real Madryt

1998/99 – Manchester United

1999/00 – Real Madryt

2000/01 – Bayern Monachium

2001/02 – Real Madryt

2002/03 – AC Milan

2003/04 – FC Porto

2004/05 – FC Liverpool

2005/06 – FC Barcelona

2006/07 – AC Milan

2007/08 – Manchester United

2008/09 – FC Barcelona

2009/10 – Inter Mediolan

2010/11 – FC Barcelona

2011/12 – Chelsea FC

2012/13 – Bayern Monachium

2013/14 – Real Madryt

2014/15 – FC Barcelona

2015/16 – Real Madryt

2016/17 – Real Madryt

2017/18 – Real Madryt

2018/19 – FC Liverpool

2019/20 – Bayern Monachium

2020/21 – Chelsea FC

2021/22 – Real Madryt

2022/23 – Manchester City

2023/24 – Real Madryt

2024/25 – FC Paris Saint-Germain

Damian BIEGAŃSKI