Nie mam już potrzeby bycia najlepszą. Rozmowa z Aleksandrą Pawlik

Aleksandra Pawlik realizuje się obecnie w internetowym marketingu. Dlaczego zmieniła swoją influencerską ścieżkę? / Źródło: venturecafewarsaw

Aleksandra Pawlik to 26-letnia twórczyni internetowa z 12-letnim doświadczeniem w branży. Przez ponad dekadę szukała dla siebie przestrzeni w wielu miejscach. Dziś stawia przede wszystkim na internetowy marketing. Dlaczego porzuciła nagrywanie vlogów na YouTubie? Jak postrzega studiowanie na niepublicznej uczelni? Czy tytuł influencerki daje jej powód do dumy, czy wstydu? Czy można ulec wypaleniu zawodowemu w tej branży? To tylko część wątków poruszonych w rozmowie z młodą influencerką.

Aktualnie na twoim profilu na Instagramie można znaleźć bardzo zróżnicowane treści; poczynając od kwestii lifestylowych, przez marketing, podcast, który prowadzisz, po Twoje hobby, jak na przykład gra na pianinie. Czym teraz zajmuje się Aleksandra Pawlik?

– Gdybym na jakimś pierwszym spotkaniu miała się przedstawić, to powiedziałabym, że zajmuję się marketingiem internetowym. To zarówno obejmuje moją działalność ze strony tej warsztatowo-szkoleniowej, jak i poprzez moje codzienną internetową aktywność. Nazywam siebie też twórczynią internetową oraz autorką podcastu – osobą, która kreuje jakąś swoją przestrzeń w social mediach.

W którym momencie zaczęłaś odczuwać odpowiedzialność za treści, które tworzysz? Jak wyglądał ten moment uświadomienia sobie, że masz na tyle dużą publikę, że nie nagrywasz tego kontentu już wyłącznie dla siebie i najbliższych? 

– Kiedy ja regularnie nagrywałam, w trakcie tych moich początków, dokładnie śledziłam YouTube’a. Dało mi to perspektywę na to, co mi się podoba, a co niekoniecznie i czego wolałabym uniknąć. Dużą rolę odegrał też feedback, który wówczas dostawałam. Czasami były to wiadomości od starszych sióstr albo mam osób, które mnie oglądały. Pisały w nich, że widzą wartość, w tym, co ich dzieci lub rodzeństwo u mnie ogląda. To dodawało skrzydeł, motywowało oraz upewniało, że idę w dobrym kierunku, nie szkodząc innym.  

W naszym kraju mamy tendencję do umniejszania osobom, które znają się na wielu rzeczach, w wielu kwestiach mają coś do powiedzenia. Spotkałaś się kiedyś z takimi niepochlebnymi opiniami na swój temat? 

– Kiedy byłam młodsza, miałam możliwość sprawdzania się w bardzo wielu dziedzinach. Z jednej strony uczyłam się w szkole, po czym pojawiła się szkoła muzyczna, chwilę później zostałam harcerką, a końcowo moją zajawką stało się tworzenie treści na YouTube. Wszystko to było ze sobą kompletnie niepowiązane. Ja zawsze miałam taki problem, że we wszystkim byłam dobra, ale nigdy najlepsza. Przez wiele lat mnie to bolało, ale kiedy dojrzałam emocjonalnie, zrozumiałam, że co da mi to poczucie bycia mistrzynią w jakiejś dziedzinie? Nie oszukujmy się, ale mało komu uda się osiągnąć taki status. Mało kto z nas będzie kolejną Igą Świątek czy laureatem nagrody Nobla. Taka optyka zmieniła moje nastawienie i zdjęłam też dzięki temu z siebie swego rodzaju presję. Mam świadomość, że nie lubię się ograniczać do robienia jednej rzeczy. Potrzebuję poszerzać te spektra swojego zainteresowania, bo wtedy czuję, że się rozwijam. Stawiam to własne samodoskonalenie się wyżej niż ciągłą potrzebę łechtania swojego ego, żeby być w czymś Alfą i Omegą. 

Swoją nazwę na Instagramie zmieniłaś z Alex Mandostyle na Twoje imię i nazwisko. Jak zapatrujesz się na to, że w świadomości wielu ludzi możesz jeszcze być skorelowana z tą dziewczyną, która wstawiała filmy Back to School na YouTube?

– Nie przeszkadza mi to. Mam świadomość, że jest to ogromna część mojej internetowej tożsamości. Markę osobistą jako Aleksandra Pawlik kreuję dopiero od około dwóch lat. Skłonił mnie do tej zmiany fakt, że ta Alex Mandostyle była wymyślona przeze mnie, kiedy miałam dwanaście lat. Zdecydowałam, że Ola z tamtych lat, a Ola teraz, to już dwie inne osoby, co jest dość naturalnym procesem dojrzewania. Wiem, że ogromna część moich widzów jest ze mną od czasu, kiedy najbardziej aktywna byłam na YouTubie i nie mogę się im dziwić, że pierwszym skojarzeniem z moją osobą będzie wcześniejszy pseudonim. 

Czy był to Twój sposób na odcięcie się od wypalenia zawodowego, o którym zdarzyło się Tobie wspomnieć?

– Nie wiedziałam, na ile chcę, żeby ta przeszłość była częścią mojej teraźniejszości, jakkolwiek to nie brzmi. Czułam potrzebę odcięcia się od tej części mnie, którą byłam w nastoletnich latach. Faktem jest też to, że widziałam, że prowadzę tę swoją karierę w trochę innym kierunku niż te parę lat temu. 

Skąd pojawił się pomysł na przebranżowienie z influencerskiej działalności w stronę marketingu internetowego? Dlaczego aktualnie w mediach jest Cię trochę mniej, a coraz więcej po tej drugiej stronie tworzenia treści? 

– Moim zdaniem żadna inna branża nie jest tak bardzo skorelowana z marketingiem, jak właśnie influencerstwo, więc trochę była to dla mnie naturalna dalsza ścieżka rozwoju. Kiedy jeszcze miałam swój tzw. prime time w nagrywaniu vlogów, odkryłam, że naprawdę mnie to interesuje i jest czymś, co chciałabym zgłębiać. Dlatego też podjęłam decyzję o studiach związanych z tym biznesem. W trakcie zdobywania wiedzy na uniwersytecie jeszcze bardziej zrozumiałam, że potrzebuję dla samej siebie możliwości zarobkowej na innej ścieżce niż do tej pory. Co więcej, wyznaję zasadę, że twoim najlepszym portfolio jest to, co Ty sam robisz, a ja tutaj mogę pokazać perspektywę osoby, która nie jedną kampanię ma już za sobą i wie, jak ten świat wygląda od środka. 

Studiowałaś na uczelni niepublicznej. Spotkałaś się z określeniami, które temu umniejszały? Jak Ty sama postrzegasz ten format zdobywania wiedzy?

– Kiedy siedem lat temu rekrutowałam się do Akademii Leona Koźminskiego w Warszawie, nie było to jeszcze aż tak powszechne, jak jest obecnie. Ja trochę byłam zmuszona do tego typu decyzji, ponieważ zdawałam rozszerzoną chemię. Nie był to dobrze punktowany przedmiot na kierunki humanistyczne na publicznych studiach. Absolutnie nie ukrywałam tego i mówiłam o tym głośno, bo chciałam, aby ludzie mogli usłyszeć, jak to wygląda z mojej perspektywy. Nie oszukujmy się, studia prywatne to kosztowny wydatek i rzadko który student jest w sobie w stanie na to pozwolić, bez wsparcia finansowego ze strony rodziców. Znam też mnóstwo osób, które próbowały pogodzić pracę z nauką i mam do nich ogromny szacunek. Aktualnie prywatne placówki nie są już aż tak demonizowane, jak jeszcze dekadę temu i udowadniają, że mają naprawdę wysoki poziom nauczania. 

Posiadając tak duży bagaż doświadczeń związanych z marketingiem, potrafiłaś wynieść coś z twojego kierunku czy raczej była to potrzeba zdobycia tzw. papierka? 

– Przede wszystkim lubię się uczyć, zdobywać nowe umiejętności, dlatego stwierdziłam, że dalsza edukacja będzie dla mnie czymś wartościowym. Wiedziałam też, że jeżeli nie pójdę na studia, to najprawdopodobniej moja prokrastynacja osiągnęłaby apogeum. Miłą wartością dodaną był też fakt pokazania, że profesja, którą się zajmuje, nie ogranicza się jedynie do kolejnych współprac reklamowych – uważam, że był to dobry wizerunkowy ruch. Po tylu latach myślę, że nauka nie ma na celu nas sricte wyedukować w danej kwestii, zrobić z nas ekspertów z danej dziedziny, ale bardziej wypracować dyscyplinę oraz samozaparcie. Byłam też w tej uprzywilejowanej sytuacji, że nie zdecydowałam się na te studia, żeby znaleźć pracę w zawodzie, ale bardziej, żeby poszerzyć swoje kompetencje. 

Jak oceniasz ogólny poziom działań twórców internetowych aktualnie? Jest Tobie bliżej do poczucia dumy czy wstydu? 

– Na pewno jestem daleka od stwierdzenia, że jestem dumna. Mam jednak podejście, że gdybym odczuwała chęć zmiany, to już bym to zrobiła. Coraz częściej zauważam pewne niepokojące tendencje w tym, gdzie to influencerstwo zmierza, ale mam świadomość, że ich działanie mnie nie definiuje.

Druga część wywiadu z Aleksandrą Pawlik będzie dostępna na naszej stronie internetowej. 

Rozmawiała Julia ZYGMUNT