Kiedy żart staje się zniewagą

Środowisko pielęgniarek poczuło się dotknięte rzeźbą bachantki.

W sercu Zielonej Góry, tuż przy wejściu do Szpitala Uniwersyteckiego, stanęła niedawno bachantka „Zdrowitka” – figurka w stylu popularnych bachusików. Miała być sympatycznym hołdem dla personelu medycznego, a stała się jednym z najbardziej kontrowersyjnych symboli profesji. Ubrana w obcisły, krótki fartuszek, z dużym dekoltem i strzykawką w dłoni, od razu wzbudziła emocje. Czy rzeczywiście była tylko żartem, czy raczej utrwala stereotyp, który krzywdzi kobiety pracujące w ochronie zdrowia?

Tradycja bachantek – żartobliwych figurek przedstawiających bóstwa wina i zabawy – to duma Zielonej Góry. Rozsiane po całym mieście, wykonane z brązu postacie bachusików od lat przyciągają wielu turystów. Ich figlarny charakter i lekki erotyzm były dotąd odbierane z przymrużeniem oka. Nic więc dziwnego, że pomysł ustawienia kolejnej rzeźby – tym razem „medycznej” – wydawał się wielu mieszkańcom naturalnym rozwinięciem tradycji. Autorem „Zdrowitki” jest Artur Wochniak – twórca większości zielonogórskich bachusików. Jak tłumaczył w rozmowie z portalem wzielonej.pl, jego intencją było stworzenie postaci kobiecej, ponieważ w szpitalu pracuje głównie personel żeński: „Zdecydowałem, że będzie to bachantka, nie bachusik. Chciałem, by przypominała postać w stylu Lary Croft – silną, pewną siebie, a przy tym z humorem”. Odbiór pracy okazał się jednak zupełnie inny.

Kiedy figura stanęła przed szpitalem, media społecznościowe zalała fala komentarzy. Część mieszkańców chwaliła pomysł, ale wielu nie kryło zażenowania. „To wygląda jak reklama wieczoru kawalerskiego, nie hołd dla pielęgniarek” – nie krył oburzenia jeden z internautów.. Zareagowała też Okręgowa Izba Pielęgniarek i Położnych w Zielonej Górze wydając oświadczenie, w którym określiła rzeźbę „uprzedmiotawiającą i umniejszającą rangę zawodu”. Jak czytamy w stanowisku: „Sprowadzanie pielęgniarki do atrakcyjnego ciała w minispódniczce i szpilkach nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Nasz zawód wymaga wiedzy, odpowiedzialności i empatii, a nie wdzięku rodem z kabaretu”. Wochniak, zaskoczony skalą reakcji, skomentował sprawę dla „Gazety Lubuskiej”: „Mój szacunek do pielęgniarek jest na jak najwyższym poziomie: 10 na 10. Uważam, że pielęgniarki są odważne, pracowite, cenię je za zaangażowanie i poświęcenie”. Sytuacja jednak stopniowo eskalowała. W sieci pojawiła się petycja o usunięcie rzeźby sprzed szpitala, podpisana przez setki osób. Niedługo później ktoś obandażował figurkę, zakrywając jej ciało białym materiałem – jakby próbując uleczyć błąd twórcy. Władze miasta zapowiedziały przeniesienie rzeźby w inne miejsce, a sama „Zdrowitka” stała się lokalnym symbolem nieporozumienia między sztuką a społeczną wrażliwością.

Bachusiki to nieodłączny element krajobrazu Zielonej Góry. Źródło: pxhere.com / Creative Commons CC0, Domena publiczna

To tylko rzeźba?

Czy jednak cała sprawa nie została zbyt rozdmuchana? Zielonogórskie bachusiki zawsze były figlarne, czasem wręcz nieprzyzwoite, a mimo to traktowano je z humorem. Wielu mieszkańców wskazuje, że w całej historii zabrakło dystansu, a przecież tradycja bachantów i bachusek od zawsze opierała się na żarcie, ironii i lekkim mrugnięciu oka. Czy faktycznie można jednak mówić o poczuciu humoru, gdy żart dotyka grupy zawodowej, która od lat mierzy się z brakiem szacunku, przemęczeniem i deprecjonowaniem przez społeczeństwo? Pielęgniarki należą do najbardziej obciążonych zawodów w polskim systemie zdrowia. Według raportu Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych średni wiek pracowniczki służby zdrowia w Polsce przekroczył już 53 lata, a liczba osób wykonujących ten zawód dramatycznie spada. W większości pełniące te rolę kobiety często pracują ponad normę, w systemie zmianowym, zmagając się z presją, brakiem personelu i niedofinansowaniem. Jednocześnie muszą radzić sobie z niechcianymi komentarzami, aluzjami i stereotypem „seksownej pielęgniarki”, który – jak pokazują badania – jest znacznie trwalszy, niż mogłoby się to wydawać. Według analiz opublikowanych w czasopiśmie „Psychiatria Polska”, aż 78% tej grupy zawodowej w Polsce doświadczyło przemocy lub agresji w pracy, a niemal 98% było jej świadkami. Co więcej, ponad 53% kobiet pracujących w ochronie zdrowia, zgodnie z raportem „Szpitalne #MeToo”, zetknęło się z molestowaniem seksualnym lub komentarzami o charakterze erotycznym. 10,4% ankietowanych deklarowało, że były dotykane w sposób niepożądany, a ponad 4% doświadczyło próby gwałtu. To dane, które trudno zbyć wzruszeniem ramion.

W tym kontekście „seksowna pielęgniarka” to nie tylko niegroźny żart, lecz utrwalony w kulturze obraz, który realnie rani i odbiera godność kobietom w tym zawodzie. To klisza obecna w filmach, reklamach, kabaretach i dowcipach, sprowadzająca kobiety w medycynie do roli ozdoby. Elżbieta Baliszewska, przewodnicząca Izby Pielęgniarek powiedziała „Gazecie Lubuskiej”: „symbolika ma ogromne znaczenie. Takie przedstawienia nie są niewinne, podtrzymują przekonanie, że kobieta w fartuszku jest bardziej ozdobą niż profesjonalistką”. Rzeźba, choć niewielka, stoi przecież w miejscu, które samo w sobie niesie silny ładunek emocjonalny – przed szpitalem, w którym każdego dnia walczy się o zdrowie i życie ludzi. W takim kontekście frywolność przestaje być żartem i staje się brakiem empatii.

Nie chodzi o to, by zakazać humoru czy artystycznej swobody. Sztuka publiczna ma prawo prowokować, ale powinna też znać swoje granice i kontekst. W przestrzeni miejskiej, na rynku, w parku, wśród bachusików z winogronami, lekki erotyzm może bawić. Jednak w sztuce, jak w medycynie, liczy się precyzja. A tu zabrakło diagnozy społecznej, kulturowej i zwykłego ludzkiego wyczucia. „Zdrowitka” stała się przypadkiem, pokazującym, że nie każda rzeźba jest tylko upustem artyzmu twórcy. Niektóre potrafią otworzyć rany – nie na ciele, lecz w poczuciu godności tych, których miały uhonorować.

Oliwia MAZIOPA