
Ostatnie zgrupowanie reprezentacji w tym roku miało być dopełnieniem formalności i zapewnić drugie miejsce w grupie, gwarantujące udział w barażach. Ewentualne dobre występy były więc kluczowe, ponieważ mogły zagwarantować naszej drużynie rozstawienie podczas losowania przeciwników przed decydującymi marcowym meczami. Mało kto spodziewał się jednak tak nieoczekiwanego obrotu wydarzeń, jaki zaserwował zespół Jana Urbana w trakcie tych dwóch spotkań.
Trzy zwycięstwa i jeden remis w pierwszych czterech meczach pod wodzą selekcjonera Jana Urbana był bardzo dobrym wynikiem, stawiającym Polaków w bardzo dobrej sytuacji. Przed listopadowym zgrupowaniem cel wydawał się jasny: zapewnić sobie drugie miejsce w grupie eliminacyjnej Mistrzostw Świata, bo o przeskoczeniu Holandii nikt już raczej nie marzył. Do tamtej pory trener Urban nie musiał (ale też nie chciał) dokonywać większych zmian w składzie drużyny. Niestety, przed meczami z Holandią i Maltą przyszło mu zmierzyć się ze sporymi problemami kadrowymi. Wiadome było, że z powodu nadmiaru kartek nie mogli zagrać Przemysław Wiśniewski i Bartosz Slisz. Dodatkowo kontuzje wyeliminowały Jana Bednarka i Łukasza Skorupskiego, co oznaczało, że tym razem Jan Urban będzie musiał szukać alternatyw w wyjściowym zestawieniu Polaków.
Polska – Holandia
Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania byliśmy pewni przynajmniej udziału w barażach o awans na Mistrzostwa Świata. Stało się to po sensacyjnej porażce Finlandii z Maltą 0:1. Ponad 56 tysięcy kibiców na Stadionie Narodowym w Warszawie liczyło na kolejny dobry występ naszej kadry i walkę o zwycięstwo z reprezentacją Holandii, której nie pokonaliśmy od 46 lat.
Zgodnie z oczekiwaniami Skorupskiego w bramce zastąpił Kamil Grabara, a w środku obrony obok Jakuba Kiwiora wystąpili Jan Ziółkowski i Tomasz Kędziora. W pierwszym składzie Jan Urban znalazł także miejsce dla Michała Skórasia na pozycji lewego wahadłowego, a wyżej wystawieni zostali Jakub Kamiński i Nicola Zalewski. Nasz zespół został więc zestawiony bardzo ofensywnie.
Polacy już od samego początku chcieli postraszyć Holendrów. Już w drugiej minucie powinno być 1:0 dla Biało-Czerwonych. Po dośrodkowaniu Matty’ego Casha piłkę otrzymał Zalewski, który z piątego metra fatalnie spudłował nad poprzeczką. Sam nie mógł uwierzyć w to, co się stało.
Większą przewagę posiadania piłki mieli nasi rywale, ale niewiele z tego wynikało, gdyż świetną grą w obronie popisywali się Ziółkowski czy Cash, nie dając się zaskoczyć akcjom Oranje. W 43 minucie to Polacy przeprowadzili znakomitą akcję, obejmując prowadzenie. Jakub Kamiński podał piłkę do Roberta Lewandowskiego, ten odegrał ją mocno do przodu, gdzie rozpędzony jak rakieta Kamiński uciekł obrońcom i między nogami Verbruggena posłał futbolówkę do siatki. To trzeci gol pomocnika FC Köln w reprezentacji. I to po takiej akcji!
Nie wszyscy kibice na stadionie zdążyli usiąść na swoich miejscach, gdy dwie minuty po przerwie mieliśmy już remis. Donyell Malen uciekł Skórasiowi i uderzył głową – strzał odbił jeszcze Grabara, ale w odpowiednim miejscu w polu karnym znalazł się Memphis Depay, który dobił uderzenie Malena i strzelił swojego 55. gola w narodowych barwach.
Już minutę później Polacy mogli znów wyjść na prowadzenie. Świetnie piłkę dośrodkował Cash, a Lewandowski oddał celny strzał, niestety prosto w bramkarza, który w ostatniej chwili skutecznie interweniował. W końcowej fazie meczu to zespół Jana Urbana częściej utrzymywał się przy piłce. Z groźnym uderzeniem Skórasia poradził sobie Verbruggen. Mocnego strzału próbował też Cody Gakpo, ale Grabara nie dał się zaskoczyć.
Ostatecznie po raz drugi w tych eliminacjach reprezentacja Polski zremisowała z Holendrami 1:1. Tym razem można mówić nawet o lekkim niedosycie. Oczywiście, punkt zdobyty z takim gigantem cieszy, jednak to nasz zespół był w tym meczu groźniejszy od rywali. Tak dobra postawa zasługuje na pochwały, tym bardziej że brakowało kilku podstawowych graczy. Na pochwały zasłużyła cała drużyna. To nie był zlepek indywidualności jak za wcześniejszych selekcjonerów. Trener Jan Urban pokazał, że jest w stanie stworzyć drużynę współpracującą na każdej linii, a tego nam w ostatnich latach brakowało. Remis z takim rywalem jak Holandia nie był tego dnia przypadkiem – nasz zespół udowodnił, że jest w stanie rywalizować z drużynami z europejskiej czołówki jak równy z równym.
POLSKA – HOLANDIA 1:1 (1:0)
Kamiński 43’ – Depay 47’
POLSKA: Grabara – Kiwior, Kędziora, Ziółkowski – Skóraś, Zieliński, Szymański (Kapustka 13’), Cash (Wszołek 81’) – Zalewski (Grosicki 82’), Kamiński (Rózga 90+2’), Lewandowski (Buksa 90+2’)
HOLANDIA: Verbruggen – van de Ven, van Dijk, Timber, Geertruida (van Hecke 74’) – de Jong, Gravenberch (Schouten 89’) – Gakpo, Kluivert (Reijnders 74’), Malen – Depay (Emegha 89’)
Malta – Polska
Na ostatni mecz reprezentacji w tym roku Jan Urban wprowadził cztery zmiany w składzie. W bramce pojawił się Bartłomiej Drągowski. Ponadto Wiśniewski zastąpił Ziółkowskiego, Slisz wszedł za kontuzjowanego Sebastiana Szymańskiego, a w miejsce Casha, który zmagał się z drobnym urazem, zobaczyliśmy Pawła Wszołka.
Mało kto spodziewał się takich problemów reprezentacji Polski, zwłaszcza po tak udanym występie z Holendrami. W trzeciej minucie celny strzał z dystansu oddał Bartosz Slisz. Ale co wydarzyło się potem? Można odnieść wrażenie, że nasza drużyna zupełnie przestraszyła się Maltańczyków, co skutkowało koniecznością przerywania akcji rywali faulami. Już w piątej minucie żółtą kartkę otrzymał Wiśniewski, a w 17. minucie – Nicola Zalewski. Ten drugi, rozgrywający kolejny słaby mecz podczas tego zgrupowania, zachował się nieodpowiedzialnie, gdyż ta kartka eliminuje go z udziału w pierwszym meczu barażowym. W dodatku Jan Urban zmienił go już po pierwszej połowie, co było podsumowaniem fatalnej gry zawodnika Atalanty Bergamo.
Po długim okresie mało widowiskowej gry, wreszcie nastąpiło przełamanie zespole Biało-Czerwonych. W 32. minucie piłkę z rzutu wolnego dośrodkowywał Piotr Zieliński, a w polu karnym najlepiej wyskoczył Lewandowski, który głową wpakował ją do siatki. Był to jego czwarty gol w tych eliminacjach i już 88. w narodowych barwach. Polacy z prowadzenia nie cieszyli się długo. Cztery minuty później Joseph Mbong minął Kiwiora i posłał podanie w pole karne, gdzie osamotniony Skóraś nie był sobie w stanie poradzić z Irvinem Cardoną, który doprowadził do wyrównania stanu meczu. Do końca pierwszej połowy było nerwowo, ale skończyło się 1:1.
Po przerwie dobry impuls dał Karol Świderski (zmienił Zalewskiego), stwarzając dogodną okazję Lewandowskiemu. Kapitan reprezentacji Polski posłał jednak piłkę nad poprzeczką, marnując sytuację sam na sam z bramkarzem. W 59. minucie udało się wyjść na prowadzenie – Paweł Wszołek dobił zablokowany strzał Lewandowskiego. To trzeci gol i pierwszy od dziewięciu lat strzelony w kadrze przez obrońcę Legii Warszawa.
Niecałe dziesięć minut później faulowany w polu karnym przez Jakuba Kiwiora był Teuma, ale sędzia pozwolił grać dalej, dzięki czemu akcję stworzyli Polacy, kończąc ją bramką Świderskiego. Wtedy wydarzyło się coś nieprawdopodobnego – sędzia po analizie VAR wrócił do sytuacji z naszego pola karnego i podyktował rzut karny dla gospodarzy. Chwilę później z wyniku 1:3 zrobiło się 2:2 po bramce Teumy.
Niespodziewanie to Maltańczycy chcieli pójść za ciosem i niewiele brakowało, a po błędzie Bereszyńskiego byłoby 3:2. Na posterunku stał jednak Drągowski. W 85. minucie szczęście uśmiechnęło się do Polski. Zieliński oddał strzał zza pola karnego, po którym piłka, odbita rykoszetem, trafiła do siatki. Zawodnik Interu strzelając swojego 16. gola w reprezentacji, sensacyjnie uratował nasz zespół przed blamażem.
Po tym spotkaniu potwierdziła się często powtarzana o tej reprezentacji opinia: nigdy nie wiadomo, jaką drużynę ujrzymy. Po świetnym meczu z Holandią okazało się, że reprezentacja Malty (166. miejsce w rankingu FIFA) potrafi być dla nas groźniejsza i sprawić ogromne kłopoty. Mimo że ostatecznie udało się to spotkanie wygrać, to drżenie o wynik do samego końca z tak nisko notowanym rywalem jest bardzo dużym sygnałem ostrzegawczym przed meczami barażowymi. Wpadki z takimi przeciwnikami w ostatnich latach niestety zdarzały się naszej drużynie regularnie. Z dozą niepokoju będziemy oczekiwać na marcowe mecze barażowe. Miejmy nadzieję, że niezależnie od stylu, za cztery miesiące będziemy mogli cieszyć się z awansu na Mistrzostwa Świata, bo najważniejszy etap eliminacji dla reprezentacji Polski dopiero przed nami.
MALTA – POLSKA 2:3 (1:1)
Cardona 36’, Teuma 68’ (karny) – Lewandowski 32’, Wszołek 59’ Zieliński 85’
MALTA: Bonello – Camenzuli, Mentz (Buhagiar 87’), Shaw, Muscat (Corbalan 54’) – Satariano, Guillaumier – Chouaref, Teuma (Pepe 77’), J. Mbong (Overend 46’) – Cardona (P. Mbong 77’)
POLSKA: Drągowski – Kiwior, Kędziora, Wiśniewski (Bereszyński 78’) – Skóraś, Zieliński, Slisz (Kapustka 78’), Wszołek (Grosicki 78’) – Zalewski (Świderski 46’), Kamiński (Rózga 90’+2) – Lewandowski

Damian BIEGAŃSKI
