Oczekiwane zaskoczenie

Zapowiedziana trasa została nazwana „Fifty Something Tour”. Źródło: fot. Mark Taylor / wikimedia commons /

Temat powrotu zespołu Rush przewijał się od dłuższego czasu. Gdy padło oficjalne potwierdzenie, muzyczny świat wstrzymał oddech. Reaktywacja grupy pozostawała dotąd jedynie marzeniem, na które czeka się z utęsknieniem, jednocześnie zdając sobie sprawę, jak mało jest ono realne… Geddy Lee i Alex Lifeson raz rozbudzali nadzieje, by kiedy indziej studzić entuzjazm, wycofując się z pomysłu powrotu na scenę. Dlatego nagranie opublikowane przez zespół 6 października wzbudziło tym większą ekscytację.

Kanadyjska grupa ostatnią trasę odbyła w 2015 roku. Śmierć Neila Pearta pięć lat później zdawała się przekreślać szanse na wznowienie jej działalności. Jak bowiem kontynuować pracę bez fundamentu zespołu i jednego z najwybitniejszych perkusistów w historii rocka? Lee i Lifeson występowali sporadycznie z repertuarem Rush. Ogłoszenie przyszłorocznej trasy po Ameryce Północnej spotkało się z tak wielkim zainteresowaniem, że pierwotnie planowana liczba 12 koncertów rozrosła się do 58. Anika Nilles, wybrana na następczynię Pearta, do tej pory była raczej nieznana szerszej publiczności, ale w środowisku perkusyjnym od lat cieszy się poważaniem.

Kanadyjskie trio

Muzyka Rush perfekcyjnie łączy złożoność rocka progresywnego, hard rockową energię, z melodyjnością i nowofalowymi refleksami. Geddy Lee, Alex Lifeson i Neil Peart nie realizowali formuły klasycznego power tria. Lee nie tylko w studiu, ale i na scenie łączył funkcje basisty, wokalisty i klawiszowca. Peart był zarówno perkusistą, jak i perkusjonalistą, zasiadającym za monstrualnym zestawem.

Do pewnego momentu muzykę zespołu można podzielić na swoiste ery. Pierwszy okres obejmuje lata 1968-76, kiedy to formował się skład i styl grupy. Rush zostało założone przez nastolatków – Alexa Lifesona (właśc. Aleksandara Živojinovića, syna emigrantów z Jugosławii), Johna Rutsey’a i Jeffa Jonesa. Tego ostatniego szybko zastąpił Geddy Lee Weinrib (urodzony jako Gary Lee, syn polskich Żydów ocalałych z Holokaustu). Po sześciu latach Rush wydało eponimiczny debiut, a na następnym w dyskografii „Fly by Night” Rutsey’a zastąpił Neil Peart. Ten album ustanowił rzadko naruszany podział obowiązków: Peart – teksty, Geddy i Alex – muzyka.

W swoim pierwszym okresie Rush było przede wszystkim hard rockową kapelą z progowymi inklinacjami. Debiut garściami czerpie choćby z dorobku Led Zeppelin – amerykańscy radiosłuchacze początkowo myśleli, że „Working Man” to nowy utwór Zeppelinów. „Fly by Night” zachowało hard rockowy fundament, odsączając od niego jednak blues-rocka, a zamiast tego wprowadzając elementy rocka progresywnego. Już z otwierającego płytę utworu „Anthem” wyłania się bardziej zaawansowana warstwa rytmiczna. Słyszalna jest charakterystyczna dla Rush rytmika gęsta, nieregularna, operująca w nietypowych i zmieniających się metrach. Zgranie i współpraca tria już na „Fly by Night” prezentuje się intrygująco, chociaż to wciąż dopiero obiecujący potencjał.

Ambicje Rush na drugim longplayu dały o sobie znać także w postaci ponad 8-minutowego „By-Tor and the Snow Dog” – pierwszej próby zmierzenia się z większą formą. Trio śmiało podążyło w tę stronę na następnym albumie – „Caress of Steel”. Utwory „The Necromancer” i „The Fountain of Lamneth” trwały od 12 do 20 minut. Niestety, można im zarzucić pewną niespójność. Album sprzedawał się przeciętnie, zbierając różne recenzje. Straty nadrobił wieńczący początkowy okres „2112” – jedna z najbardziej cenionych płyt zespołu.

Pierwszą stronę winylowego wydania wypełniła tytułowa, podzielona na siedem części, kompozycja. Jest to coś na pograniczu suity i małej rock-opery. Z jednej strony – poszczególne segmenty muzycznie odnoszą się do siebie, z drugiej – każdy z nich jest wyraźnie oddzielony od pozostałych. Płaszczyzna muzyczna i liryczna splatają się, tworząc komplementarną całość. Liryki Pearta to przetworzona historia z dystopii Ayn Rand „Hymn”. Otwarte inspirowanie się i wyrażanie uznania dla Rand przyczyniły się do oskarżeń zespołu o faszyzm. Niezależnie jednak od oceny jej postaci, od której Neil po latach się dystansował, oskarżenia w zestawieniu z antytotalitarną i akcentującą niezależność jednostki wymową „2112” były kuriozalne. Muzycznie jest to znakomita rzecz – dźwięki wspólnie z tekstem przekazują historię, dramaturgia budowana jest doskonale, a gra muzyków pierwszorzędna – wyróżnić można rewelacyjne i zróżnicowane w narracyjnym kontekście solówki Lifesona. Druga strona winylu o bardziej piosenkowym charakterze też trzyma wysoki poziom.

Pożegnanie na dobry początek

Lata 1977-81 to czas rozwijania i doskonalenia stylu. Brzmienie zostało wzbogacone coraz to bardziej wyeksponowanymi syntezatorami, a Peart rozbudował swój zestaw o liczne perkusjonalia. Złoty okres Rush rozpoczyna album „A Farewell To Kings”. Odznacza się zwłaszcza „Xanadu” – rozbudowana kompozycja, w której techniczna maestria spotyka się z chwytliwymi melodiami, a hard rockowa witalność z syntezatorowymi pejzażami. Bogata jest tu tekstura dzięki perkusjonaliom Pearta, klawiszom Geddy’ego oraz akustycznym i elektrycznym gitarom Lifesona. Drugim najważniejszym utworem na „A Farewell To Kings” stał się przebojowy, ale nie banalny „Closer To The Heart”.

Następne „Hemispheres” wypełniły zaledwie cztery utwory. Ich małą liczbę wynagradza jakość. Zwłaszcza „The Trees” i „La Villa Strangiato”. Pierwszy demonstruje umiejętność stworzenia niezwykle treściwej i złożonej kompozycji o kilkominutowym czasie trwania. Instrumentalne „La Villa Strangiato” jest natomiast kwintesencją mariażu hard rocka i rocka progresywnego w wykonaniu Rush. Instrumentalny kunszt zachwyca, pozostając podporządkowanym większej całości.

Późniejsze dwa albumy odpowiedziały na rosnącą popularność nowej fali. „Permanent Waves” błyszczy zwłaszcza w swojej pierwszej połowie. „The Spirit of Radio” i „Freewill” łączą ciekawe pomysły rytmiczne, fakturalne i harmoniczne z formą przebojowych piosenek, a „Jacob’s Ladder” to jeden z najbardziej dramatycznych utworów Rush, na szeroką skalę wykorzystujący przy tym syntezator.

„Moving Pictures” z 1981 r. często wskazywany jest jako największe dzieło Kanadyjczyków. Nowoczesne brzmienia klawiszowe i wpływy „new wave” zostały twórczo wykorzystane – od fenomenalnego „Tom Sawyer”, przez krótki, a niezwykle wyrafinowany „YYZ”. Nietypowo zróżnicowane w piosenkowym obrębie „Limelight”, po ostatnią suitę nagraną przez Rush „The Camera Eye”. Album jest pozbawiony słabych punktów, łącząc rozrywkowy potencjał z artystycznymi ambicjami. Od płyty „Signals” z hitowym „Subdivisions” Rush skoncentrowali się na ejtisowej przebojowości, w latach 90. powracając do bardziej rockowego oblicza. Ostatnim studyjnym albumem zespołu jest „Clockwork Angels” z 2012 roku.

Powrót

Głos Geddy’ego Lee do tej pory polaryzuje, ale nie sposób odmówić mu wyrazistości. Jako basista odznacza się znakomitym wyczuciem, czego utworowi potrzeba. Alex Lifeson jako gitarzysta rytmiczny stosuje wyrafinowane akordy, nietypowe voicingi, interesującą artykulację, a jako solowy – zaskakuje eksperymentalnym podejściem, porusza niezwykłym pięknem. Neila Pearta mogą podsumować nagrania koncertowe, kiedy podczas przejść w „Tom Sawyer” fani wznoszą ręce, symulując grę na bębnach. Wyobraźnia Pearta pozwoliła mu stworzyć pamiętne partie, zniuansowane artykulacyjnie, bogate w pomysły, studiowane przez kolejne pokolenia adeptów instrumentu. Precyzja rytmiczna przyczyniła się do ukucia pseudonimu „Profesor”.

Anika Nilles już dawno udowodniła, że jest odpowiednią osobą do oddania hołdu legendarnemu muzykowi. Na uznanie zapracowała publikowanymi w social mediach nagraniami, solowymi albumami czy trasą z Jeffem Beckiem. Jej styl zdaje się bardzo dobrze pasować do utworów Rush. Padają również opinie, że Niemka zarówno odda szacunek Peartowi, jak i wniesie coś od siebie. Zresztą – komu lepiej decydować o zastępcy Neila niż Geddy’emu i Alexowi? Entuzjastyczna reakcja fanów daje świadectwo zaufania wobec autentyczności muzyków i optymistycznych oczekiwań wobec perkusistki.

Aleksander GRĘDA