Nadchodzi zmierzch POPiS-u?

Czy jesteśmy świadkami końca epoki? Zewsząd docierają do nas doniesienia o zawiedzionych wyborcach i o gniewie młodych. Wyborcy koalicji rządowej są zawiedzeni wolnym tempem zmian. Na prawo od PiS-u działa już nie jedna, a dwie siły zdolne wejść do Sejmu w 2027 roku. Koalicjanci Tuska walczą o polityczny tlen, a na horyzoncie rysują się egzotyczne scenariusze. PO zniknęło już z politycznej mapy, ale czy to samo czeka cały układ polityczny III RP? Co może zastąpić 20-letni duopol?

To miała być druzgocząca klęska. Ostateczny kres projektu „koalicji 15 października” i jakichkolwiek nadziei na utrzymanie przez polityczne centrum oraz lewicę władzy po 2027 roku. Niespodziewana wygrana Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich wywołała szok i niedowierzanie w środowisku Donalda Tuska i jego koalicjantów. Wszystkie plany rządu, oparte na strategii przeczekania wrogiego im Andrzeja Dudy w nadziei na wygraną Rafała Trzaskowskiego, legły w gruzach. W mediach zaczęły się pojawiać nowe spekulacje o niestabilności koalicji rządowej, a nawet wątpliwości co do dotrwania rządu do końca kadencji. Sam premier Tusk został przez wielu spisany na straty jako polityk zużyty i pozbawiony słuchu społecznego, ostatecznie przegrany w walce z prezesem Kaczyńskim o losy Polski.

Zmarnowana szansa?

Jak jednak przedstawia się sytuacja pod koniec 2025 roku, na niecałe dwa lata przed następnymi wyborami parlamentarnymi? Liderem sondaży jest… Koalicja Obywatelska. Mimo niesprzyjającego prezydenta, zagrożenia ze strony Federacji Rosyjskiej i niezrealizowania większości obietnic wyborczych to ugrupowanie Tuska cieszy się największym poparciem polskich wyborców. Październikowa konwencja zjednoczeniowa wyprowadziła sztandary PO, Nowoczesnej i Inicjatywy Polskiej, potwierdzając jednocześnie przywództwo Tuska jako niekwestionowanego lidera nowej partii. Technicznie rzecz ujmując zniknął jeden z filarów duopolu POPiS-u, choć tak naprawdę przepoczwarzył się w mniej zużytą wizerunkowo formę.

Sytuacja na prawicy wygląda z goła inaczej. Poparcie Prawa i Sprawiedliwości znajduje się w trendzie spadkowym, mimo że w Pałacu Prezydenckim zasiada blisko związany z partią prezydenta Nawrocki. Rada programowa partii mająca stanowić nowe otwarcie została przesłonięta przez skandal związany ze sprzedażą działki rolnej na terenach inwestycyjnych CPK pod rządami PiS-u. Zamiast nowego otwarcia polityczny dyskurs zdominowała nowa afera przypominające wszystkie zarzucane Zjednoczonej Prawicy patologie.. Ugrupowaniu nie pomaga też dobrowolne wygnanie Zbigniewa Ziobry do Budapesztu. Gościna Ziobry u Viktora Orbana nie tylko przypomina regularnie wyborcom o aferze Funduszu Sprawiedliwości. Wytrąca też byłej partii rządzącej z ręki prawo do zarzucania przeciwnikom politycznym agenturalnego działania na rzecz innych państw. Pierwsze miesiące przyszłego roku mają upłynąć pod znakiem wielkiego partyjnego objazdu gmin i powiatów. Nie jest to jednak nowe zagranie w wykonaniu partii Kaczyńskiego i nic obecnie nie zapowiada diametralnej zmiany niekorzystnych trendów.

Zasadniczym problemem drugiego filaru duopolu nie jest bowiem natłok dawnych i nowych afer z czasów rządów Zjednoczonej Prawicy. Źródłem kryzysu jest rosnąca konkurencja na prawicy. Funkcjonujący od 2007 roku paradygmat głoszący, że na prawo od PiS może być tylko ściana, już dawno przeszedł do lamusa wraz z wejściem do Sejmu Konfederacji w 2019 roku. Od czasu tegorocznych wyborów prezydenckich w siłę rośnie jednak wyrzucony z Konfederacji za nadmierny ekstremizm Grzegorz Braun. Jego Konfederacja Korony Polskiej regularnie zyskuje w sondażach poparcie sytuujące ją powyżej progu wyborczego, niekiedy jako czwartą siłę w przyszłym Sejmie. Antysemityzm, antyukraińskość i otwartość na narracje rosyjskiej propagandy czynią z Brauna wschodzącą gwiazdę skrajnej prawicy. Wiele wskazuje na to, że walka o prym na tej stronie politycznej sceny może dopiero się zaczynać.

Najbliższe lata mogą być przełomowe dla polskiej sceny politycznej. Źródło: Gabriela Majka / Fenestra

Scenariusze z political fiction?

Polska scena polityczna zdaje się być u progu niespotykanych od 2005 roku przetasowań. Dotychczasowy dwugłos zdaje się tracić na znaczeniu, zwłaszcza wśród najmłodszych. O losie dotychczasowych hegemonów mogą decydować najmniejsi gracze. Politolożka, prof. UAM dr hab. Dorota Piontek uważa, że w obecnym układzie nie można wykluczyć żadnego scenariusza. – Zaangażowanie w politykę jest tak naprawdę pochodną emocji, a emocje to jest z kolei coś, co trudno jest klasyfikować, mierzyć czy przewidywać, jak one będą wyglądały – komentuje dla nas ekspertka. Za przykład podaje przy tym zdarzenia zewnętrzne, pokroju planów zakończenia wojny w Ukrainie, jako czynniki w znacznej mierze niezależne od polskich polityków i wpływające na emocje wyborców w trudny do przewidzenia sposób.

Czy możliwy jest wspólny rząd PiS-u, Konfederacji i Korony? Zdaniem prof. Piontek nie można całkowicie wykluczyć takiej możliwości. – Myślę, że tutaj będą decydowały interesy partyjne i osobiste, nie będzie przy tym powtórki z 2005 roku, nie będzie takiej koalicji, jak to było w przypadku PiS-u, LPR-u i Samoobrony – stwierdza jednak ekspertka. Jako potencjalne przeszkody dla współpracy na prawicy wskazuje walkę o zbliżone elektoraty, zaawansowany wiek prezesa Kaczyńskiego i odmienne wizje gospodarcze. Zapytana o potencjalną współpracę PiS-u i Korony Brauna prof. Piontek odpowiada: – Może to zabrzmieć cynicznie, ale nie wykluczam żadnych rozwiązań.

O ile PiS mierzy się jednak z nadmiarem silnych partnerów na prawicy, KO ma przeciwny problem. Choć Nowa Lewica utrzymuje w sondażach poparcie powyżej progu wyborczego, tego samego nie można powiedzieć o PSL-u i Polsce 2050. – Jeżeli nie wykluczam, że ktoś mógłby wejść w koalicję z Braunem, to dlaczego miałabym wykluczać możliwość koalicji Konfederacji z KO? Nie wykluczam takiej koalicji, ale nie zakładam, że ona jest jasna czy oczywista – stwierdza prof. Piontek. Ekspertka podkreśla, że Konfederacja jest wewnętrznie podzielona na dwa obozy, z których libertariański obóz Mentzena może być w teorii bardziej otwarty na tego typu współpracę od narodowego środowiska Bosaka, któremu jest bliżej do PiS-u.

 – PSL dotychczas dokonywał cudów przy urnach, w takim znaczeniu, że nawet jak miał fatalne notowania, to jednak dostawał się do Sejmu. I niemal zawsze, jak się okazywało, był też języczkiem u wagi – zauważa politolożka, nie spisując PSL na straty. – Nadal, jak się okazuje, jest na polskim rynku politycznym do zagospodarowania pewna grupa innowatorów, testujących wschodzące siły polityczne – stwierdza prof. Piontek. Jej zdaniem sprawny przywódca Polski 2050 mógłby zagospodarować tę grupę, choć wzorem Ruchu Palikota, Nowoczesnej i Kukiz 15 może to też zrobić jakiś zupełnie nowy twór – rozważa przyszłość Polski 2050.

 – Myślę, że Nowa Lewica, jeżeli będzie postępowała w miarę rozsądnie i nic się tam dramatycznego nie wydarzy, uzyska wynik pozwalający na wejście do Sejmu – stwierdza ekspertka. Z kolei obecną strategię wyborczą lewicowej opozycji wobec rządu Tuska, czyli partii Razem, politolożka ocenia negatywnie: – Liczenie na to, że po raz kolejny Adrian Zandberg błyśnie w jakiejś debacie, należy odłożyć między bajki, bo nigdy się nie robi pierwszego wrażenia więcej niż raz – zauważa prof. Piontek.

Czego zatem należy się spodziewać w drodze do wyborów w 2027 roku? Przede wszystkim dużej dozy niepewności i wielu zwrotów akcji. To są tylko i aż dwa lata. Dzisiejsze trendy mogą się jeszcze odwrócić. Najwięksi gracze nie są póki co w stanie odnieść ostatecznego zwycięstwa. Wśród mniejszych mamy zarówno wschodzące gwiazdy, jak i pacjentów w stanie ciężkim. Tylko czas pokaże, kogo wybiorą Polacy w 2027 roku.

Oskar KMAK