Śpieszmy się kochać futsal – tegoroczny już odchodzi

8 miesięcy, 14 drużyn, niemal 100 zawodników, 176 spotkań, setki bramek i niezliczona ilość emocji. Czwarta edycja najważniejszej sportowej imprezy Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM dobiega końca. Niewiadomą pozostaje już tylko jedna kwestia: kto sięgnie po trofeum?

Kiedy w 2010 roku startowała premierowa edycja Turnieju Futsalu o Puchar Dziekana zapewne nikt o zdrowych zmysłach nie sądził, że w ciągu kilku lat stanie się on imprezą wręcz kultową. Wówczas były to wieczorne spotkania sportowców-amatorów, dla których kilkanaście minut biegania za piłką stanowiło pretekst do wspólnego wypicia piwa. Dzisiaj to zawody na względnie wysokim poziomie sportowym, w czasie których walczy się nie tylko o gole i zwycięstwa, ale również o honor oraz prestiż w środowisku studenckim. Tylko to piwo pozostało niezmienne.

Estadio da Młyńska

Już czwarty sezon zawody goszczą w hali UAM przy ulicy Młyńskiej w Poznaniu. Kameralny obiekt znajdujący się w skądinąd sympatycznej okolicy aresztu śledczego, to dla studentów WNPiD coś więcej niż zwykła sala sportowa. Powiedzieć, że młodzi ludzie lubią tam przychodzić, to nie powiedzieć nic. Arena piłkarskich zmagań dla panów? Nie tylko. Pokaz wydziałowych gladiatorów, na który z lubością udają się panie? Mało. Miejsce wieczornych spotkań całych grup studentów? Też nie do końca.

To właśnie tam marzenia stają się rzeczywistością, zwycięstwa wyłaniają bohaterów, a porażki skutkują potężnym kacem. Moralnym, rzecz jasna. Ta niepozorna hala to już legenda. Kiedy student WNPiD w środę wieczorem wychodzi z domu mówiąc do swojej dziewczyny: „Idę na Młyńską”, to niewiasta musi liczyć się z tym, że wybranek jej serca wróci razem ze wschodzącym słońcem. Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego w czwartkowe przedpołudnia frekwencja na zajęciach jest niska jak kurs ukraińskiej hrywny? No, to już wiecie.

Na bogato

Sezon 2013/2014 tych wyjątkowych rozgrywek nieuchronnie zbliża się do końca. Jak można opisać go jednym przymiotnikiem? Zadanie to zgoła karkołomne, ale warte zachodu. Najbardziej pasuje tu słowo: bogaty. Wcale nie dlatego, że każda z drużyn płaciła 30 zł wpisowego. Bogaty przede wszystkim w dobry futsal. Wysoki poziom gwarantowały zespoły GJK Zbigniew, KS Sztang UAM oraz Śmierci w Wenecji. Aż dziw bierze, że parkiet w hali przy Młyńskiej jeszcze nie nadaje się do wymiany, bo momentami wręcz uginał się od ilości gwiazd. Paweł Jankowski, Mateusz Lubański, Adrian Pudło, Krzysztof Wyszyński, Paweł Scheffler i kilku innych grało podczas tego koncertu pierwsze skrzypce, sprawiając, że był on występem rodem z filharmonii, a nie imprezą w osiedlowym domu kultury.

W kończących się rozgrywkach nie zabrakło niczego, także niespodziewanych rozstrzygnięć. Sensacją było odpadnięcie już w ćwierćfinale ekipy Bogulatora Izochwała. Brązowi medaliści z poprzedniego sezonu, skompromitowali się odpadając w 1/4 finału z My Tylko Na Chwilę. Drużyna Bogulatora, która w niektórych kręgach okraszana była mianem wydziałowego FC Hollywood, pokazała, że w tej chwili bliżej jej do czeskiego filmu niż do poważnej kinematografii.

To, że WNPiD nie cierpi na brak pięknych kobiet wiemy nie od dziś. Jednak fakt, że tak licznie przybywały one na turniejowe mecze może spotkać się z pewnym zaskoczeniem. Chylić czoła należy przed wszystkimi, ale na szczególne wyróżnienie zasłużyły z pewnością fanki zespołów F’n’F oraz Vifon Team. Koleżanki muszą chyba bardzo lubić zawodników tych ekip, bo – zwłaszcza w przypadku Vifonu – ich boiskowe popisy nie należały do najatrakcyjniejszych.

Po sławę, po szacunek, po zwycięstwo

W rozegranych 21 maja półfinałach GJK po bardzo wyrównanym spotkaniu wygrało 2:1 ze Sztangami UAM, zaś Śmierć w Wenecji pokazała drużynie My Tylko Na Chwilę miejsce w szeregu gromiąc ją 6:1. Rewelacja turnieju zagra więc o trzecie miejsce ze Sztangistami. Walka o pierwszą lokatę rozstrzygnie się między Zbigniewem, który po tym sezonie odchodzi na zasłużoną emeryturę, a miłośnikami filmu o facecie w łódce.

Wielki hiszpański trener Luis Aragones powiedział kiedyś, że „finałów się nie gra, finały się wygrywa”. Tę sentencje będą mogli zapisać złotymi literami w swoich pamiętnikach zawodnicy tylko jednej z drużyn. Śmierć w Wenecji czy GJK Zbigniew? Która z tych nazw zostanie wygrawerowana na legendarnym – bo nikt go jeszcze nie widział – Pucharze Dziekana? Wreszcie który zespół po finałowej potyczce uda się do jednego z poznańskich lokali w celu degustacji wszelkiej maści trunków wyskokowych? Pewnie oba, tyle że jeden w dużo lepszych nastrojach. Odpowiedzi na wszystkie te pytania poznamy już 4 czerwca.

Konrad WITKOWSKI

Dodaj komentarz