Czy Uber zgarnie alles?

Źródło: uber.com

Źródło: uber.com

Po raz kolejny, i na pewno nie ostatni, amerykański startup zaczyna górować nad konkurencją na europejskich rynkach. Z tym, że niemalże każda nowa myśl technologiczna ma swoje korzenie właśnie tam, już zdążyliśmy się przyzwyczaić, dlatego skupmy się bardziej na samej kontrowersyjności tego przedsięwzięcia, które w wielu krajach, nawet w samych Stanach Zjednoczonych, ma swoich gorliwych przeciwników.

Skąd tak wysoki poziom kontrowersyjności? Uber to firma która weszła na europejski i amerykański rynek gwałtownie niczym huragan, który co roku nawiedza wschodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych i podobnie jak on, zrobiła już wiele zamieszania. Najbardziej protestującą grupą są oczywiście taksówkarze, ale przede wszystkim korporacje taksówkarskie, które panicznie boją się nowego konkurenta. Protesty te nie odbywają się de facto przeciwko Uberowi, jako kolejnej korporacji taksówkarskiej, lecz przeciwko sposobie świadczenia przezeń swoich usług przewozowych. A te rzeczywiście prezentują się bardzo atrakcyjnie, chociażby ze względu na niższe koszty przejazdów oraz bardziej komfortowy sposób zamawiania samej usługi. W wielu miastach lobby dużych firm taksówkarskich było na tyle silne, że szybko przegoniło kierowców tzw. black cars’ów, jakimi poruszali się kierowcy Ubera. Przykładem może być Berlin, gdzie Berliński Związek Taksówkarzy w porozumieniu z władzami stolicy wytoczył kilka pozwów sądowych przeciwko firmie z San Francisco, która ostatecznie została zmuszona do opuszczenia tego rejonu, jednocześnie nie zaprzestając swojej działalności w innych dużych niemieckich miastach m.in. we Frankfurcie, Monachium czy Hamburgu.

O ile sama idea tanich przewozów i łatwego dostępu do usługi poprzez aplikację dostarczoną przez Ubera sama w sobie nie jest zła, o tyle sposób, w jaki jest ona realizowana może budzić kontrowersje. Dodajmy, że jest tak z każdą działalnością, która swoją legalność zdobywa dzięki nieprecyzyjności obowiązującego prawa. Tak też jest i w tym przypadku. Uber już dobre trzy lata temu odszedł od konieczności posiadania licencji zawodowego kierowcy przez swoich współpracowników. O wiele niższe od korporacyjnych, są także standardy wymagane dla samochodów, które są zarejestrowane w aplikacji. Nie muszą być one wyposażone w taksometry, a więc tym samym nie ma podstaw do zakwalifikowania działalności prowadzonej przez quasi taksówkarzy do kategorii usług przewozowych. Natomiast kwestia tego czy smartfony, które są używane przez kierowców do obliczania opłat za przejazd, mogą spełniać rolę taksometrów, wciąż nie jest jednoznacznie określona. Sąd Najwyższy w Wielkiej Brytanii, wydał niedawno wyrok, który jest zdecydowanym zwycięstwem Ubera.

Według sędziego Duncana Ouseleya, smartfon nie może być uznany za taksometr, z tego względu, że aplikacja, w którą jest wyposażony wysyła sygnał do serwera znajdującego się poza pojazdem. Z drugiej strony, jest to mocny cios wymierzony w kierowców black cabsów, będącymi przecież, podobnie jak czerwone budki telefoniczne i piętrowe autobusy, jednym z najbardziej rozpoznawalnych angielskich symboli. Czy w wyniku ekspansji Ubera z krajobrazu londyńskich ulic znikną charakterystyczne czarne taksówki? Trudno powiedzieć, ale uskrzydlona wyrokiem firma Travisa Calanicka zapowiedziała, że celem w przeciągu kilku następnych miesięcy będzie uruchomienie usługi także w Edynburgu oraz innych dużych szkockich miastach. Na tę chwilę „taksówkę” od Ubera można zamówić już w Glasgow, gdzie do aplikacji zarejestrowało się już podobno kilkuset kierowców. W odróżnieniu jednak od Stanów Zjednoczonych, brytyjski oddział firmy nie wprowadził usługi peer-to-peer, która polega na kojarzeniu się użytkowników zamawiających przejazd z tzw. okazjonalnymi kierowcami. W brytyjskich warunkach muszą oni bowiem posiadać wszystkie niezbędne do przewożenia ludzi licencje.

Dobry klimat nad Wisłą

Wydawać by się mogło, że w Polsce Uber się przyjął. Patrząc z perspektywy Warszawy, gdzie usługa została wprowadzona już ponad rok temu, oraz Krakowa, gdzie jest ona dostępna od kwietnia, biznes się kręci. Dlatego od niedawna, kierowcy Ubera pojawili się także w Poznaniu oraz Wrocławiu. Stawki jak na nasze warunki są różne. Tak naprawdę dużo zależy od natężenia ruchu. Zdarzają się dni, kiedy za przysłowiowe „trzaśnięcie drzwiami” trzeba zapłacić bagatela 35 zł, a każdy dodatkowy kilometr wiąże się z opłatą kolejnej dwucyfrowej kwoty. Ceny windowały do takiego poziomu m. in. w zeszłorocznego sylwestra. Sztuczne pompowanie należności nie jest jednak obce także innym tego typu usługodawcom. Pewnego razu, korzystając z samochodu jednej z korporacji taksówkarskich, kierowca z zachwytem rozpływał się we wspomnieniach Euro 2012, kiedy do Polski, w tym do Poznania, zjechały się setki tysięcy cudzoziemców, płacących kwoty opiewające na setki euro za zaledwie kilkukilometrowe trasy. Kierowca taksówki pochwalił mi się, że przez czas trwania imprezy, uzbierał na remont całego mieszkania. Wejście Ubera może jednak zakończyć złote czasy polskich taksówkarzy. W normalnych warunkach przewoźnik deklaruje stawkę wynoszącą 1,43 zł za kilometr, co może robić wrażenie. Szczególnie szeroko otwierają się oczy innym, nawet stosunkowo tanim korporacjom taksówkarskim.

Polskie prawo „nie na lewo”

Jak natomiast wygląda to z perspektywy czysto formalnej? Nie od dziś wiadomo, że polskie prawo przypomina swoją konstrukcją ser szwajcarski. W naszym państwie również istnieją luki, które mogą zwalniać kierowców Ubera z płacenia podatków. Sam Uber Poland według obowiązujących przepisów jest zobowiązany do rozliczania uzyskanego przychodu, a zabezpieczeniem przeciw uchylaniu się od płacenia CIT-u mają być zmiany w ordynacji podatkowej, które niebawem powinny wejść w życie. Jeżeli chodzi o samych kierowców, sytuacja z perspektywy fiskusa wygląda już gorzej. O ile ich działalność podlega opodatkowaniu PIT oraz VAT, o tyle nie jest wcale powiedziane, że kierowca, który rozpocznie współpracę z Uberem w ogóle zarejestruje swoją działalność. Do tego niejasna jest kwestia interpretacji, która na dobrą sprawę może zaliczyć tę usługę do transportu okazjonalnego, tym samym pozbawiając jakichkolwiek podstaw do opodatkowania. Faktem jest, że szara strefa w Polsce pozbawia budżet państwa wielu miliardów złotych rocznie, a innowacyjność Ubera sprawia, że proceder unikania płacenia podatków może się nasilić. Tak naprawdę, zarówno w Polsce jak i na świecie tego rodzaju opłaty traktowane są jako zło konieczne i to czy w danym kraju istnieje większa lub mniejsza szara strefa wynika nie o tyle z różnic w mentalności, co z efektywności w ściągalności podatków.

Na koniec warto by się zastanowić, czy firma działająca na tak niepewnym gruncie jest w stanie przetrwać najbliższe lata, bo o całkowitej dominacji mówi się już coraz rzadziej. Wspomniany proces w Londynie to tylko jeden z nielicznych, w jakie uwikłana jest korporacja. Firma działa już w ponad 60 krajach, więc w ciągu kilku lat stała się globalnym graczem na rynku taksówkarskim, jednak w rzeczywistości w każdym z tych państw wystarczą „odpowiednie” zmiany prawne, żeby podobnie jak w Hiszpanii czy Włoszech, działalność Ubera została zakazana.

Grzegorz IWASIUTA

Dodaj komentarz