Komplikacje na własne życzenie

Dwa zwycięstwa i jedna porażka – to bilans reprezentacji Polski w fazie grupowej Mistrzostw Świata w piłce nożnej osób po amputacjach. I o ile dorobek punktowy nie wydaje się być zły, to styl zdecydowanie powinien wszcząć alarm w sztabie naszej kadry. Zwłaszcza, że przez niekorzystne dla nas rezultaty pozostałych spotkań, pomimo sześciu punktów na koncie awansujemy do dalszej fazy dopiero z trzeciego miejsca.

„Biało-czerwoni” jechali na mundial do Meksyku z dużymi nadziejami i, jako trzecia ekipa Europy i czwarta poprzednich mistrzostw, mieli do tego pełne prawo. Grupa również na papierze nie wyglądała na zbyt trudną, zatem wydawało się, że Polacy będą mogli spokojnie wejść w turniej powoli rozkręcając się z każdym meczem. Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna.

Już starcie otwierające nasz udział w turnieju przeciwko reprezentacji Kolumbii powinno wzbudzić niepokój. Był to wyrównany pojedynek, a obie ekipy stwarzały sobie okazje do zdobycia bramki. I o ile szanse Polaków były bardziej klarowne, to żeby padł jedyny gol dnia, „Biało-Czerwoni” musieli się sporo napocić. Bramkarz drużyny z Ameryki Południowej w jednej akcji popisał się kilkoma świetnymi interwencjami, jednak przy kolejnej dobitce skapitulował. Zdobywcą zwycięskiej bramki został zawodnik Husarii Kraków, Krystian Kapłon, który zadedykował to trafienie swojej mamie.

Kapłon był także autorem jedynej bramki w drugim meczu reprezentacji Polski, w którym naprzeciw stanęli Kostarykanie. Wydawało się, że szybko zdobyta bramka powinna ustawić spotkanie i zapewnić naszej drużynie wysoki triumf. Tak się jednak nie stało. Reprezentacja Kostaryki zaparkowała przed swoją bramką autobus, którego za nic w świecie nie dało się przestawić. Gdy któryś z naszych zawodników przedarł się przez zasieki obrońców, to musiał jeszcze pokonać bramkarza rywali, Carlosa Madrigala, który miał przysłowiowy dzień konia. Pod koniec starcia drużyna z Ameryki Środkowej spróbowała szczęścia w ofensywie, co zaowocowało bardzo nerwową końcówką. Ostatecznie udało się dowieźć zwycięstwa do ostatniego gwizdka, ale nie był to triumf pewny.

Na zakończenie zmagań grupowych Polakom przyszło się zmierzyć z Japonią. Od pierwszych sekund było widać, że ekipa z Kraju Kwitnącej Wiśni będzie bardzo groźna przy stałych fragmentach. Nie powinno więc dziwić, że obie bramki straciliśmy właśnie w ten sposób. Najpierw na bramkę zamienione zostało dobre dośrodkowanie z rzutu rożnego, a w drugiej połowie piłka po dograniu z autu została wbita głową między słupki. Nasza drużyna nie za bardzo miała pomysł, jak zagrozić Japończykom, a pojedyncze strzały świetnie bronił ich golkiper. Wiele akcji spaliło na panewce przez niedokładne podania. Jest to jeden z elementów, nad którym nasi reprezentanci muszą popracować. Wynik 0:2 to i tak najłagodniejszy wymiar kary, gdyż nasi rywale mieli jeszcze jedną okazję, po której piłka uderzyła w poprzeczkę.

Można wygrać Mistrzostwo Świata triumfując we wszystkich wcześniejszych meczach po 1:0. Lepiej jest jednak dobitnie udowadniać bramkami swoją przewagę nad rywalami i nie drżeć w końcowych sekundach o wynik. Tego Polakom jak na razie brakuje. Sztab szkoleniowy, z trenerem Markiem Dragoszem na czele, ma sporo materiału do analizy, lecz mało czasu na wyciąganie wniosków, gdyż już w czwartek (1 listopada) o 22:00 czasu polskiego zagramy z Haiti w ⅛ finału. Transmisję tego starcia, a także wiele innych informacji na temat reprezentacji Polski w AMP Futbolu można znaleźć na stronie www.facebook.com/AmpFutbolPolska.

Rafał WANDZIOCH

Dodaj komentarz