Jak Unia Europejska zniszczy Internet

12 września Parlament Europejski po raz drugi przegłosował projekt dyrektywy dotyczącej praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym, która dzięki jej przeciwnikom otrzymała nazwę ACTA 2.0.  Dyrektywa w sprawie praw autorskich – brzmi dość niewinnie. Ale dlaczego jedna ustawa budzi takie zaniepokojenie w całej Unii i daleko za jej granicami?

Jeszcze w 2012 w Polsce i innych krajach UE wybuchły protesty przeciwko ACTA. Przedmiotem regulacji miały być kwestie m.in obrotu podrabianymi dobrami oraz problem piractwa medialnego. Pomysł ten wywołał dużą irytację, gdyż ustawa została przegłosowany praktycznie za plecami u obywateli. Obawiano się, że ACTA zniszczy wolność słowa w sieci. Długotrwałe akcje protestacyjne w całej Europie, ataki dDoS na państwowe strony internetowe, petycje do ustawodawców… i wreszcie ACTA upadła. Po tych wszystkich wydarzeniach Komisja Europejska biła się w pierś mówiąc, że wyciągnęła lekcję i zacznie słuchać swoich obywateli.

ACTA powraca

438 głosów popierających i 226 przeciw. Z takimi wynikami 12 września Parlament Europejski po raz drugi przegłosował projekt dyrektywy dotyczącej praw autorskich. Najwięcej niepokoju wzbudziły artykuły o numerach 11 i 13. Ustawa nr. 11 wprowadza tzw. “podatek od linków” (link tax), który wymusi na agregatorach newsów (takich jak Google News) uiszczanie opłat na rzecz agencji medialnych za korzystanie z ich treści. Dodatkowo, nowe prawo zmusi dziennikarzy do płacenia w zamian za  powoływanie się na publikację ich konkurentów. Co więcej, dzisiaj platformy internetowe nie ponoszą odpowiedzialności za treści publikowane przez ich użytkowników, ale artykuł 13 zmusi YouTube, Facebook, Instagram i inne serwisy do stworzenia nowego, skutecznego systemy wyszukiwania zawartości naruszającego prawa autorskie. Oczywiście, taka inicjatywa wywołała natychmiastową reakcję społeczeństwa.

Czemu ludzie chcą protestować?

Tak samo jak i w 2012, nowa ACTA podzieliła społeczeństwo na dwa obozy. Z jednej strony mamy artystów, domy wydawnicze i korporacje medialne, które oczywiście będą popierały prawo pozwalające im napchać kieszenie, a z drugiej – całe społeczeństwo. Ludzie po prostu boją się, że Internet przestanie być wolną platformą do wymiany myśli, gdzie nawet najmniejszy podmiot ma wpływ i stanie się przestrzenią dla gigantów medialnych. Portal antyart13.pl zaznacza: 

  • Każdy Twój komentarz będzie musiał przejść obowiązkową kontrolę jeszcze przed jego publikacją. Treści kontrowersyjne lub potencjalnie groźne będą blokowane.
  • Znalezienie interesujących Cię treści będzie niezwykle trudne. Z powodu opłaty za linkowanie, wyszukiwarki i agregaty treści będą blokowały dostęp do wielu mniejszych serwisów.
  • Udostępnianie treści, dzielenie się linkami, tworzenie memów może zostać potraktowane jako plagiat.

Akcje protestu odbyły się aż w 18 miastach. Warto jednak zaznaczyć, że walka o wolność w Internecie w 2018 nawet w najmniejszym stopniu nie przypomina masowego niezadowolenia z 2012 roku. Na przykład, protest przeciwko ACTA 2 w Poznaniu zebrał tylko 100 osób. “Frekwencja nie była za duża, jesteśmy pierwszym protestem w całej Polsce, sądzimy że każdy następny będzie miał większą frekwencję i że ten pierwszy pozwoli nagłośnić to na cały kraj…” – stwierdził organizator w wywiadzie dla Benchmark.pl.

#saveyourinternet

Kiedy dyrektywa została przegłosowana po raz drugi, do wojny o wolność w Internecie dołączył serwis YouTube i wtedy walka zaczęła się z nową siłą. Od kilku miesięcy trwa kampania #saveyourinternet, głównym celem której jest tłumaczenie użytkownikom  czym jest artykuł 13 i jakie mogą być konsekwencje. Warto zaznaczyć, że serwis robi to w sposób elegancki.

Technologiczny gigant nie straszy, lecz ostrzega. Na stronie internetowej saveyourinternet.com znajduje się filmik od YouTube, w którym przedstawiciel firmy wymienia punkty przedstawione w liście CEO firmy, Susan Wojcicki. Znajdziemy tam również filmiki i wypowiedzi znanych blogerów o nowej ustawie. Jednak najważniejsza informacja znajduje się na samym dole. W najczęściej zadawanych pytaniach mówi się, że wiele filmików zostanie po prostu usuniętych. Z racji weryfikacji przeprowadzanej przez algorytm –  nie zawsze słusznie.

Czego tak naprawdę musimy się bać?

Kampania YouTube jest skierowana głównie przeciwko artykułowi 13. Oczywiście, musimy domagać się jego usunięcia z dyrektywy, ale prawdziwe zagrożenie kryje się w tak zwanym “podatku od linków”. Biorąc pod uwagę fakt, że małe lub regionalne media zazwyczaj nie mają dostępu do ekskluzywnych materiałów, powoływanie się na swych konkurentów jest dla nich prawdziwym kołem ratunkowym, pozwalającym takim wydawnictwom rywalizować z medialnymi korporacjami. Małe media tworzą miliony miejsc pracy w całej Unii i w głównej mierze zapewniają nam pluralizm medialny, czyli po prostu mnogość poglądów mediów, która jest niezbędną rzeczą dla każdego demokratycznego społeczeństwa.

Kto panuje nad informacją, panuje nad światem

Dużym graczom rynku medialnego śni się nowy wspaniały świat, gdzie to oni mają całkowitą kontrolę nad informacją, biblioteki należącej do nich treści i całe armie prawników, gotowych bronić nowy ład. Jeżeli dyrektywa zostanie przegłosowana ostatecznie, wszystko to może stać się rzeczywistością. Dlatego nie tylko prawem, ale obowiązkiem każdego z nas jest obrona prawa do informacji. Obroniliśmy się w 2012, obronimy się i dzisiaj.

Nazar GODNY