Dziki Nicki

Nicki Pedersen to trzykrotny indywidualny mistrz świata, ale i najbardziej kontrowersyjna postać w świecie „czarnego sportu”. Człowiek, który swoją jazdą zachwyca, ale charakterem potrafi wyprowadzić z równowagi nawet uosobienie spokoju i cierpliwości. Jego przejście z Tarnowa do Zielonej Góry było jednym z najgłośniejszych transferów listopadowego okienka.

Duńczyk zadebiutował w polskiej lidze w 1999 roku w barwach gnieźnieńskiego Startu. Odkąd tylko pojawił się na torze, wiadomo było, że nie pozostanie w cieniu swoich kolegów. W latach 2000 – 2018 Pedersen był stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix. Już trzy lata po swoim pierwszym występie sięgnął w nim po pierwsze mistrzostwo. Indywidualnie na najwyższym stopniu podium stawał później jeszcze dwukrotnie: w 2007 i 2008 roku.

Pedersen zasłynął ze swojego porywczego charakteru i bojowego temperamentu, który czasem góruje nad zdrowym rozsądkiem. Gdy tylko 42-latek pojawia się na torze, biegi zawsze obfitują w wiele „mijanek”, kontrowersyjnych sytuacji oraz walkę. Żużlowiec nie raz był inicjatorem konfrontacji (dosłownych) pomiędzy nim, a innymi zawodnikami czy menadżerami i teamami. Zwykle miały one miejsce podczas cyklu Grand Prix, gdzie stawka jest wyjątkowo wysoka i liczy się każdy punkt, ale i często w zwykłych meczach ligowych.

Najsłynniejszą bójką Duńczyka była ta z Gregiem Hancockiem, który znany jest ze swojej spokojnej natury i uchodzi w żużlowym światku za uosobienie cierpliwości. Można powiedzieć, że była to iście mistrzowska potyczka, gdyż udział w niej brali byli mistrzowie świata. Hancock pierwszy raz od 30 lat stracił panowanie nad sobą i w ruch poszły nie tylko ostre słowa. Zdarzenie to miało miejsce w 2015 roku podczas meczu szwedzkiej Elitserien (najwyższa liga wyścigowa w Szwecji), w którym Piraterna Motala mierzyła się z Dackarną Mallila. Do konfrontacji doszło podczas ostatniego biegu. Amerykanin wygrał ze startu, lecz Pedersen minął go na drugim łuku. Zrobił to na tyle blisko, że 48-latek przewrócił się. Po chwili jednak wstał, przebiegł całą prostą i prostym ciosem zrzucił Duńczyka z motocykla. Było to dla niego na tyle szokujące, że nawet nie zdążył zareagować, zanim team Hancocka zabierał zdenerwowanego żużlowca do parkingu. Od tamtej pory chodzi pogłoska, że „Peddy” jest w stanie wyprowadzić z równowagi nawet świętego.

Kolejna warta uwagi sytuacja miała miejsce rok wcześniej podczas Grand Prix Malilii, a zamieszany w nią był Matej Zagar. W pierwszym półfinale Duńczyk i Słoweniec jechali na dwóch ostatnich miejscach, które nie dawały im miejsca w finale. Pod koniec czwartego okrążenia Pedersen, chcąc za wszelką cenę wyprzedzić rywala, podciął go, czym przyczynił się do jego upadku. W rezultacie obaj panowie zostali wykluczeni. Rozgoryczony 36-latek podbiegł do sprawcy swojego wypadku, uderzył go w kask, na co ten odpowiedział mu kopniakiem w udo. Na tym się nie skończyło. Zawodnicy przez kolejnych kilka minut „obrzucali się mięsem” w parkingu. Nie uszło im to na sucho, gdyż obaj otrzymali kary finansowe w wysokości 600 euro.

W tym miejscu warto też przytoczyć sytuację z Torunia z 2012 roku. Do krótkiej wymiany słów i szarpaniny doszło wtedy między Nickim Pedersenem a Chrisem Holderem. Sezon ten był dla Australijczyka szczególnym, z racji tego, że to właśnie wtedy zdobył swój pierwszy indywidualny tytuł mistrzowski. Nie mógł tego popsuć nawet natarczywy „Peddy”. W drugim półfinale panowie równo wyszli spod taśmy, jednak na pierwszym łuku Holder próbował jak najbardziej wypchnąć Duńczyka do środka toru, by móc go wyprzedzić. Poskutkowało to upadkiem Nickiego, a następnie pretensjami. Nic szczególnego by się nie stało, gdyby do dyskusji nie wtrącił się Jack, młodszy brat Chrisa. To ewidentnie zezłościło Pedersena, który pchnął chłopaka. Sytuacja toczyła się dalej jak kula śnieżna i w rezultacie panowie musieli być rozdzielani przez własne teamy.

Od kilku lat Pedersen jeździ dużo ostrożniej, choć nadal widać u niego zawziętość i temperament, który niekontrolowany w dalszym ciągu może doprowadzić do kontrowersyjnych sytuacji. Statystki pokazują jednak, że na przestrzeni ostatnich sezonów podobne incydenty z jego udziałem nie miały miejsca. W obecnej drużynie, Falubazie Zielona Góra, w początkowych meczach jeździł w parze z juniorami, natomiast obecnie z Michaelem Jepsenem Jensenem. Duńczycy nie są stworzeni do jazdy razem. „Peddy” nie może również zostać określony mianem „nauczyciela” dla młodszych kolegów. Nicki Pedersen najlepiej czuje się na torze po prostu sam.

Emilia Ratajczak