Nowe drogi rajdu bezdroży

O tym, że dni Rajdu Dakar w Ameryce Południowej są policzone mówiło się od kilku lat. Początkowo entuzjastycznie nastawione do imprezy rządy państw zaczęły wycofywać swoje poparcie, czego efektem była tegoroczna edycja – zorganizowana po raz pierwszy na terytorium tylko jednego kraju. I choć organizatorzy próbowali marketingowymi sztuczkami ubarwiać rzeczywistość, było wiadomo, że czas szukać czegoś nowego.

Od początku dyskusji na temat przyszłości rajdu najbardziej prawdopodobne wydawały się dwie lokalizacje – południe Afryki oraz Półwysep Arabski. I choć w Internecie zaczęły się już pojawiać najróżniejsze propozycje ewentualnych tras, które swój bieg kończyły w Republice Południowej Afryki, to ostatecznie okazały się tylko fantazjami kibiców. Wątpliwości rozwiano 15 kwietnia, kiedy to oficjalnie ogłoszono, że po trzydziestu latach w Afryce i kolejnych dziesięciu w Ameryce Południowej, najtrudniejszy wyścig świata przenosi się na Bliski Wschód.

Trzeci rozdział

Wybór Arabii Saudyjskiej – poza względami ekonomicznymi – daje się uzasadnić również w aspekcie sportowym. Są tam ogromne połacie nieeksplorowanego wcześniej w taki sposób terenu, który jest bardzo różnorodny i pozwala przetestować załogi w różnych warunkach. Poza tym, ogrom dostępnego obszaru pozwala tak wytyczyć trasę, by kolejne etapy nie przecinały swoich dróg, jak ma to miejsce np. w corocznym Abu Dhabi Desert Challenge.

Organizatorzy, jak zwykle, uzasadniają swoje działania cytatem twórcy rajdu, Thierry’ego Sabine’a. Tym razem wykorzystano następujące słowa: „Każdego roku nie szukamy trudności bez uzasadnienia. Szukamy trasy, która sprawi, że poczujemy silne emocje, przeżyjemy niezapomniane chwile. Takiej, która da nam – jako współczesnym poszukiwaczom przygód – wspaniałe momenty”. I choć wiadomo, że słowa te są wyrwane z kontekstu, to nie sposób nie dostrzec w nich odrobiny prawdy o Dakarze, który przy całej swojej komercji utracił wręcz pionierski charakter. Wciąż zabiera jednak zawodników w trudno dostępne tereny. A te w Arabii Saudyjskiej są na pewno trudniej dostępne niż południowoamerykańskie pampy.

Na konferencji prasowej, 25 kwietnia zaprezentowano trasę edycji 2020. Trzeci rozdział w historii Rajdu Dakar rozpocznie się 5 stycznia w Dżedda, mieście we wschodniej części kraju, zamieszkiwanym przez 3,4 mln. mieszkańców. Później rajdowa kawalkada wyruszy na północ, by w prowincji Tabuk zawrócić i ruszyć w kierunku stolicy. W Rijadzie zawodnicy spędzą dzień przerwy, by 17 stycznia bardzo okrężną drogą (przez dwie sąsiednie prowincje) dotrzeć do oddalonego o 40 kilometrów dalej Qiddiya.

Po co Arabii Saudyjskiej Dakar?

Poza zaciekawieniem ze strony części zawodników, nowy organizator rajdu wzbudził również spore kontrowersje. Znaki zapytania dotyczyły chociażby podejścia mieszkańców do Rajdu czy też dyskryminacji kobiet uczestniczących w zawodach. – Władze starają się odpowiadać na aktualne tendencje i potrzeby społeczeństwa saudyjskiego złożonego w większości z młodych osób dążących do większej liberalizacji skostniałego życia obyczajowego. Przykładem może być ostatnie pozwolenie na prowadzenie pojazdów przez kobiety czy plany dotyczące otwierania centrów rozrywki, sal kinowych, hal koncertowych oraz organizacją zawodów sportowych. W zeszłym roku, aby podkreślić zniesienie zakazu prowadzenie pojazdów dla kobiet, zorganizowano rajd z Arabii Saudyjskiej do Bahrajnu i zachęcano kobiety, by brały w nim udział. Spotkało się to z bardzo pozytywnym odzewem – wyjaśnia dr Marcin Styszyński z zakładu arabistyki i islamistyki UAM.

– Oczywiście na terenie Arabii Saudyjskiej są różne napięcia – chociażby tereny południowe przy granicy z Jemenem są regularnie ostrzeliwane. Abstrahując od pogranicza, wschód kraju zamieszkuje społeczność szyicka, a ona jest w stałym sporze z władzami w Rijadzie. Tam dochodzi do potyczek z policją. Teraz nastroje są stonowane, ale te napięcia co jakiś czas wybuchają. Takim punktem zapalnym jest na przykład miasto Katif. W pozostałej części kraju jest raczej bezpiecznie. W ostatnich latach władze przeprowadziły skuteczne działania, likwidując komórki terrorystyczne powiązane z Al-Kaidą – powiedział nam dr Styszyński.

Pozostaje więc pytanie: po co Arabii Saudyjskiej Dakar? – Na pewno będą chcieli przełamać stereotypowe myślenie o Królestwie, a także pokazać, że są otwarci i że u nich też można taką imprezę zorganizować. Nie będzie to jednak rywalizacja z innymi krajami regionu. W tym momencie nie osiągną takiej medialnej reklamy jak chociażby Zjednoczone Emiraty Arabskie – uważa Marcin Styszyński. Podobne wnioski można wysunąć z wypowiedzi przewodniczącego saudyjskiego ministerstwa sportu dla oficjalnej strony rajdu – Dakar to więcej niż wyścig. To silna wiadomość otwartości i powitania, którą Królestwo wysyła światu poprzez sport, turystykę i kulturę. To także kolejne potwierdzenie jego wizji i możliwości goszczenia największych sportowych wydarzeń, a także szansa dla całego świata, by zobaczył prawdziwą Arabię Saudyjską – powiedział książę Abd al-Aziz ibn Turki al-Fajsal Al Su’ud.

Nie ma wątpliwości, że Saudowie zrobią wszystko, by najbliższych pięć edycji Rajdu Dakar (na tyle podpisali umowę) było najlepszymi w historii. Mają na to spore szanse nie tylko dzięki ogromnym możliwościom finansowym, lecz także dzięki urozmaiconym terenom, na których będzie toczyć się rywalizacja. Jeżeli zostanie do tego dodane jeszcze zainteresowanie lokalnej społeczności, to możemy być świadkami świetnej imprezy. Poprzeczka po jedenastu edycjach w Ameryce Południowej jest jednak zawieszona bardzo wysoko.

Rafał WANDZIOCH