Złoty rok polskiego speedwaya

Bartosz Zmarzlik został trzecim polskim Indywidualnym Mistrzem Świata na żużlu.
fot. fim-awards.com/Nuno Laranjeira/Rafal Wlozek

Żużlowy sezon 2019 dobiegł końca. Zarówno na światowych, jak i polskich torach działo się wiele. Polacy mieli kilka momentów radości, w tym ten największy, 6 października w Toruniu. Zapraszamy na pierwszą część podsumowania sezonu. W niej skupimy się na najważniejszych zawodach międzynarodowych.

Nastał czas trzeciego króla

Speedway Grand Prix przyniosło w tym roku wiele problemów, złamań, obić i zatartych silników, ale i polskiego Mistrza Świata. Bartosz Zmarzlik, czyli tegoroczny triumfator cyklu, wzniósł się na wyżyny swoich możliwości, zostawiając za plecami kilkunastu świetnych zawodników. Nie był jednak jedynym Polakiem w stawce. Bartosz Zmarzlik pokazał w lidze polskiej, szwedzkiej, jak i w zawodach indywidualnych, że zdecydowanie zasługuje na miano najlepszego zawodnika globu. Stal Gorzów po raz kolejny pod swoimi skrzydłami ma Mistrza Świata, a Polacy mogą być dumni z osiągnięć swojego rodaka.

Bartosz Zmarzlik od początku cyklu plasował się bardzo wysoko, bo ani razu nie spadł poniżej szóstego miejsca. Od siódmej rundy w Teterowie niezmiennie zajmował pierwszą pozycję. Łącznie, przez dziesięć rund, zdobył 132 punkty, na pudle znalazł się pięć razy, z czego trzy na najwyższym stopniu.

Przez dłuższy czas na czele utrzymywał się również Patryk Dudek. Przez kilka rund zajmował pierwsze miejsce w tabeli, jednak to właśnie końcówka sezonu była kluczowa. Przez dłuższy czas zielonogórzanin zmagał się z problemami sprzętowymi, które było widać również w E-lidze. Wicemistrz świata z 2017 w tym roku Grand Prix nie zawojował, bo zajął zaledwie ósme miejsce w stawce. Z drugiej strony zagwarantował sobie tym starty w przyszłorocznym cyklu.

Maciej Janowski w tym roku na podium stawał trzy razy, w tym raz na najwyższym stopniu. 28-latek jednak wciąż szuka czegoś, co pozwoliłoby mu wyprzedzić kolegów ze stawki. Mimo potencjału, indywidualnego medalu nadal brakuje w jego kolekcji. Jego największym osiągnięciem, jak do tej pory, jest czwarte miejsce w roku 2017 oraz 2018. Sezon 2019 zakończył na miejscu szóstym, choć wydawało się, że stać go na więcej. Wrocławianin, tak jak Dudek, zapewnił sobie starty w przyszłorocznym cyklu.

Janusz Kołodziej był uczestnikiem tegorocznych IMŚ. To jedno zdanie najlepiej podsumowuje jego rolę. Do Grand Prix wszedł jako bohater, zdobywając pierwsze miejsce w Grand Prix Challenge. Jednak to, co zaprezentował w tym roku na europejskich torach z pewnością nie było pełnią jego możliwości. Janusz Kołodziej w lidze sprawował się świetnie i po raz trzeci poprowadził Unię Leszno do Drużynowego Mistrzostwa, ale Grand Prix okazało się dla niego zbyt dużym wyzwaniem. Po zwycięstwie w Pradze było tylko gorzej i ostatecznie sezon zakończył na czternastym miejscu. Nie jest on pierwszym Polakiem, który po awansie odbił się od szklanego sufitu. Podobny przypadek miał miejsce w zeszłym roku z Przemysławem Pawlickim. 

Najlepiej z obcokrajowców radził sobie Leon Madsen, który niewątpliwie miał chrapkę na mistrzostwo, ale ostatecznie musiał się zadowolić srebrem. Trzeci w klasyfikacji był Emil Sajfutdinow. Rosjanin w przeszłości miał spory potencjał, by zostać IMŚ, jednak kontuzja pokrzyżowała jego plany. Od kilku lat niezmiennie w stawce są również Fredrik Lindgren i Martin Vaculik, którzy zdecydowanie wyprzedzają innych zawodników z ich krajów. Na siódmym miejscu w tabeli znalazł się Jason Doyle. Jeden z gorszych sezonów z pewnością zaliczył Tai Woffinden, który uplasował się dopiero na trzynastej pozycji, czego jednym z powodów była kontuzja, która wykluczyła go na dwie rundy. W przyszłym roku jednak znowu będziemy mogli cieszyć oko jego jazdą, gdyż otrzymał stałą dziką kartę. Takie wyróżnienie dostali również Greg Hancock, który wraca do gry po roku przerwy, Artem Łaguta oraz Antonio Lindback.

Duńska dynastia

Gdyby nie Speedway Grand Prix, Speedway Euro Championship mogłoby być najbardziej prestiżową imprezą dla każdego zawodnika łaknącego sukcesów indywidualnych. GP jednak istnieje, i w tej sytuacji SEC jest jedynie ratunkiem dla zawodników „drugiej linii”, weteranów cyklu IMŚ, czy żużlowców z niższych lig. 

W sezonie 2019 w stawce znalazło się kilku młodych Polaków: Kacper Woryna, Bartosz Smektała i Paweł Przedpełski. W gronie uczestników był również Jarosław Hampel, którego ostatni start w Grand Prix miał miejsce w 2015 roku. W stawce znaleźli się też m.in. Mikkel Michelsen, który ostatecznie zdobył w minionym sezonie mistrzostwo Europy, Grigorij Łaguta, Leon Madsen, który w tym samym czasie startował także w IMŚ, czy David Bellego, Robert Lambert, czy gasnąca gwiazda, Nicki Pedersen.

Tegoroczny cykl składał się z czterech rund. Rywalizacja rozpoczęła się w lipcu, a zakończyła pod koniec września. Cztery finały odbywały się w trzech różnych państwach. Pierwsza w Niemczech, w  Güstrow, następnie Toruń, duńskie Vojens i na koniec Stadion Śląski w Chorzowie.

Polacy, którzy znaleźli się w szczęśliwej piątce i będą mogli startować w cyklu również w przyszłym roku, to Kacper Woryna oraz Bartosz Smektała. Młody leszczynianin awansował rzutem na taśmę, bo z piątego miejsca

Indywidualnym Mistrzem Europy 2019 został Mikkel Michelsen, który zakończył rok jako niespodzianka sezonu. Srebro i drugie miejsce na podium zajął Grigorij Łaguta, wracający do europejskiej czołówki po dyskwalifikacji. Brąz natomiast powędrował do Leona Madsena, który indywidualnie osiągnął w tym roku naprawdę dużo (drugi w SGP). 

Jednak, czego by nie mówić o Speedway Euro Championship, to nadal można zobaczyć tam świetne ściganie. Potwierdzeniem tego może być końcówka cyklu. Ostatnia runda na Stadionie Śląskim przyniosła sporo emocji, bowiem o kolejności zawodników na podium decydowały biegi dodatkowe. Najpierw odbył się wyścig o brązowy krążek pomiędzy Kacprem Woryną, a Leonem Madsenem. Polak prowadził przez trzy okrążenia, jednak defekt na ostatnim okrążeniu pozbawił go marzeń o medalu. Druga gonitwa toczyła się pomiędzy Mikkelem Michelsenem, a Grigorijem Łagutą. Tu analogicznie, przez trzy okrążenia prowadził Rosjanin, jednak na ostatnim okrążeniu popełnił błąd i musiał zadowolić się “tylko” srebrnym medalem. Ostatecznie na pudle znalazło się dwóch Duńczyków i Rosjanin. 

Na koniec sezonu Złoty Kask, który jest pierwszym etapem kwalifikacji, odsłonił wszystkie niewiadome. W eliminacjach do  Indywidualnych Mistrzostwach Europy 2020 wezmą udział Krzysztof Kasprzak, Jakub Jamróg i Krystian Pieszczek. Ta sama trójka, a także Piotr Protasiewicz powalczą w GP Challenge 2021.

Złoty po raz drugi!

Przed rozpoczęciem tegorocznych zmagań wśród juniorów o tytuł najlepszego zawodnika na świecie można było przypuszczać, że głównymi aktorami w cyklu będą trzej Polacy – Drabik, Kubera i Smektała. Dwóch z nich – Drabik i Smektała – stawało na podium w dwóch poprzednich edycjach IMŚJ. Wśród kandydatów do medali wymieniano także Brytyjczyka Roberta Lamberta i Rosjanina Gleba Czugunowa.

I to właśnie Rosjanin rozpoczął cykl od zwycięstwa. W pierwszej rundzie, która odbywała się w Lublinie, zdobył 17 punktów, w tym te 3 najważniejsze w biegu finałowym. Za nim linię mety w ostatnim wyścigu wieczoru przejechali Bartosz Smektała i Robert Lambert, jeżdżący na co dzień w klubie z Lublina. Co jednak istotne dla klasyfikacji generalnej, więcej punktów od drugiego i trzeciego zawodnika zdobyli czwarty i piąty, czyli Kubera (17 pkt.) i Drabik (16 pkt.). Oznaczało to, że uplasowali się oni w klasyfikacji generalnej za plecami tylko Czugunowa. 

Do rywalizacji zawodnicy powrócili dopiero po prawie trzech miesiącach w niemieckim Güstrow. Na bardzo charakterystycznym, krótkim torze najlepszy okazał się Dominik Kubera, co pozwoliło mu przejąć złoty plastron lidera klasyfikacji generalnej. Drugie miejsce z taką samą liczbą punktów zajął Drabik, a na najniższym stopniu podium zawody w Niemczech skończył Czech Jan Kvech, największe objawienie tegorocznego czempionatu. Zawodnik zza naszej południowej granicy jeździł dotychczas tylko w swojej domowej lidze, jednak po zaprezentowaniu się na scenie IMŚJ nie powinien mieć problemu ze znalezieniem angażu w Polsce. Czwarte miejsce Smektały oznaczało, że to między Polakami rozstrzygnie się walka o złoty medal. 

Na arenę zmagań w ostatniej rundzie wyznaczono, już tradycyjnie, tor w Pardubicach. Na tym szerokim obiekcie od początku do końca zawodów bardzo dobrze radzili sobie Smektała i Drabik, natomiast Kubera pogubił się w drugiej fazie zawodów. Oznaczało to, że dotychczasowy lider zdobył tylko 9 punktów i zakończył rywalizację na 8. miejscu. W finale najlepszy po raz drugi w tym sezonie okazał się Czugunow, i gdyby nie nieudana runda w Niemczech, mógłby pogodzić Polaków na końcowym podium. Tymczasem tytuł najlepszego młodzieżowego zawodnika na świecie zdobył jego kolega z wrocławskiej Sparty, drugi w Pardubicach, Maks Drabik. Między dwóch Spartan na podium wszedł Smektała, który dzięki temu zrównał się w klasyfikacji generalnej z Kuberą. Oznaczało to bieg dodatkowy o srebrny medal, w którym lepszy okazał się popularny Smyk. 

Tym samym Drabik stał się trzecim zawodnikiem z dwoma złotymi medalami w młodzieżowych mistrzostwach, po Emilu Sayfutdinowie i Darcym Wardzie. Więcej nie będzie już w stanie zdobyć, gdyż – podobnie jak Smektała – kończy wiek juniora. Szansę na zgarnięcie tytułu i podtrzymanie w przyszłym roku trwającej już trzy sezony polskiej dominacji będzie miał Kubera. 

Rosyjskie zawody

Gdy w zeszłym roku podjęto decyzję o zmianie formuły rozgrywania Drużynowych Mistrzostw Świata z lubianego – zwłaszcza w naszym kraju – Drużynowego Pucharu Świata na Speedway Of Nations (będącym w kwestii zasad spadkobiercą Mistrzostw Świata Par) podniosło się wiele głosów krytyki. Nie ucichły one i w tym roku, co nie spowodowało jednak żadnych zmian w formule. Polacy walkę o medale rozpoczęli półfinałem w Landshut. Tam najlepsi okazali się Szwedzi, głównie dzięki świetnemu wynikowi Fredrika Lindgrena, który był tego dnia niepokonany na bawarskim torze. Biało-Czerwoni zajęli drugie miejsce, które również dawało awans do finału. Po barażu trójkę drużyn z miejscem w dwudniowym finale uzupełnili Niemcy. Z drugiego półfinału bez problemu awansowali Brytyjczycy i Australijczycy, natomiast reprezentacja Danii, która weszła jako ostatnia musiała w biegu barażowym rozprawić się z rewelacją półfinału w Manchesterze, czyli Francuzami. 

Finał SoN okazał się ogromnym wyzwaniem nie tylko pod względem sportowym, ale i logistycznym, gdyż areną zmagań miało być Togliatti. Dla rosyjskiego miasta był to powrót do kalendarza największych światowych imprez po kilku sezonach przerwy. Pierwszy dzień dwudniowego finału zakończył się bez większych różnic w czołówce. Prowadzili Australijczycy z 23 pkt. na koncie, punkt tracili do nich Rosjanie, a dwa Polacy. Kibice drużyny prowadzonej przez Marka Cieślaka mogą mówić o dużym szczęściu, gdyż wynik praktycznie w pojedynkę zrobił Bartosz Zmarzlik. Maciej Janowski najpierw wjechał w taśmę, a potem dwukrotnie nie zdobył punktu. Zastępujący go w kolejnych trzech wyścigach Drabik dołożył do ogólnego wyniku tylko 4 oczka. Drugiego dnia Magica zmienił Patryk Dudek. Zielonogórzanin zaprezentował się lepiej, a to, w połączeniu z fantastyczną dyspozycją Zmarzlika pozwoliło Polakom zwyciężyć w fazie zasadniczej z 47 pkt. W walce o medale pozostali także Rosjanie i Australijczycy, którzy w barażu musieli rozstrzygnąć sprawę awansu do finału. Wywalczyli go ku uciesze publiczności gospodarze. Podobnie było w finale, który był jedynym biegiem w całym turnieju, w którym Zmarzlik zajął miejsce niższe niż drugie. Para Sajfutdinow-Łaguta pokonała Biało-Czerwonych podwójnie, dzięki czemu Rosja obroniła tytuł. 

Emilia RATAJCZAK
Rafał WANDZIOCH