Audiorefleksje: VI katastrofa

Źródło: soundrive.pl

Kariera Grimes jest ciekawym przykładem tego, że nawet najdziwniejsza osobowość może znaleźć swoje miejsce w mainstreamie. Od czasów debiutanckiej płyty „Visions”, wydanej w 2012 roku, artystka przeszła przez wszystkie stadia publicznej persony, osiągając swoje apogeum w ostatnich latach. Związek z Elonem Muskiem, czy twitterowe potyczki z Azaelią Banks sprawiły, że wokalistka zaczęła być kojarzona bardziej z portalami plotkarskimi, niż dorobkiem muzycznym. Nowy album „Miss Anthropocene” przypomina jednak, że Grimes to przede wszystkim artystka pierwszej klasy muzyki pop.

„Art Angels” to płyta, która zdefiniowała art pop ostatniej dekady. Elektroniczne podkłady, zawrotne tempo utworów, nieprzewidywalne wokale Grimes – to była produkcja, która zainspirowała artystów pokroju Charlie XCX czy Lorde. „Miss Anthropocene” odbiega jednak znacząco od poprzednika, przyjmując o wiele bardziej okrojoną dźwiękowo stylistykę, koncentrując się na budowaniu klimatu współczesnej katastrofy. Antropocen to czasy, w których żyjemy, koncept epoki geologicznej, gdzie wpływ człowieka na ekosystem ma druzgocące efekty. Grimes, czyli artystyczne alter ego Claire Boucher, jest chyba najmniej odczuwalne na tym albumie, ustępując miejsca konceptowi personifikacji problemów ekologicznych i społecznych. Przykładem takiego zabiegu narracyjnego jest „Violence”, piosenka miłosna o toksycznej relacji pomiędzy Ziemią, a jej mieszkańcami. Grimes jednak już nie raz udowadniała, że jest mistrzynią pisania nieoczywistych tekstów, jak na poprzedniej płycie, gdzie stworzyła kreację nonbinarnego wampira podróżującego w czasie (!). Tym razem wykorzystuje swój talent aby poinformować nas o rzeczywistych problemach, które niedługo zaczniemy odczuwać.

To, co jednak zaskakuje najbardziej, to warstwa muzyczna. O wiele więcej w niej okrojonego techno, niż na poprzednich wydawnictwach i choć perkusja bardzo często jest pozostawiana w najprostszej formie, to tekstury gęsto nakładanych na siebie dźwięków tworzą niesłyszaną wcześniej u artystki atmosferę. Kolejnym zaskoczeniem jest wykorzystanie większej ilości gitar i skłonienie się ku bardziej formalnemu schematowi piosenki. Płytę można podzielić na dwa główne, muzyczne motywy – techno i rock. Tego pierwszego jest o wiele więcej, czuć ewidentne inspiracje sceną transową, ale też bardziej hardcorowymi dźwiękami jak u Prodigy. Zajawka techno najbardziej widoczna jest w „4AM”, wręcz rave’owym bangerze, najbardziej intensywnym momencie na płycie. Gitarowe momenty są odrobinę słabsze, ale nadal robią wrażenie, w szczególności „Delete Forever”, poruszająca ballada o epidemii opioidowej, która za pierwszym razem skojarzyła mi się z głównym riffem „Wonderwall” Oasis.

Dodatkowego urozmaicenia dodają różne wersje utworów, które dzielą się na dłuższe art mixy oraz krótsze, bardziej przyswajalne algorithm mixy. Pozwala to na odkrycie utworu z wielu różnych stron i przedłuża świeżość albumu. Czasem jednak też maskuje niedociągnięcia, utwory takie jak „IDORU”, ciągną się w nieskończoność i nie jestem pewien czy alternatywny mix w tym przypadku coś zmienia. To jedyny poważny zarzut jaki mam wobec tej płyty: czasami szkieletowe aranże nie idą w żadnym kierunku, przetrzymując cierpliwość słuchacza.

Ostatecznie „Miss Antrophocene” to jednak zachwycająca płyta. Ilość alegorii i metafor w tekstach pozwala na uniwersalny odbiór tego dzieła, zarówno od strony niepokojów ekologicznych, jak i bardziej osobistych przemyśleń. Z kolei warstwa muzyczna zachwyca różnorodnością produkcji, jak i jej pięknym mixem, który naprawdę jest godzien najlepszych słuchawek. Polecam każdemu fanowi art popowych tworów i nie tylko, Grimes jest już pełnoprawną gwiazdą w mainstreamie.

Ocena: 9/10

Maksym Daniszewski