Przyszłość bez futra – część 1

Futro to dawny symbol luksusu, okupiony cierpieniem zwierząt.
(Źródło: Andrew Skowron/Otwarte Klatki)

Poparcie dla hodowli zwierząt przeznaczonych na futra jest w naszym społeczeństwie coraz mniejsze. O zakaz tego typu działań walczy Stowarzyszenie Otwarte Klatki. Na czym polega ich działalność i dlaczego kwestie praw zwierząt są tak ważne? Odpowiedzi na te pytania udzieli Łukasz Flieger, wolontariusz, aktywnie działający w Stowarzyszeniu Otwarte Klatki. 

Podczas gdy byłam w liceum po raz pierwszy zetknęłam się z Otwartymi Klatkami, było to około 5 lat temu. Jedna z moich koleżanek brała udział w akcji „Jak one to znoszą?”. Co zmieniło się od tego czasu? 

– Organizacja na pewno się rozrosła, zwiększyła się liczba wolontariuszy, oprócz tego zostaliśmy wcieleni do Anima International, która jest ogólnoświatową organizacją i dzięki temu jesteśmy w top 4 najskuteczniejszych organizacji prozwierzęcych na świecie. Mamy też oddziały w krajach Europy Wschodniej i tworzymy kolejne. Jest to głównie spowodowane tym, że jesteśmy świadomi, że jeśli wprowadzimy zakaz hodowli futrzarskiej w Polsce, to prawdopodobnie część z futrzarzy będzie się chciała przenieść na Wschód, więc wolimy już teraz tam działać i tworzyć sobie grunt pod zakaz hodowli. Staliśmy się jedną z najbardziej znanych organizacji i myślę, że zasłużenie, bo naprawdę dużo robimy. 

Czy wzrost liczby osób zaangażowanych w działalność i to, że coraz więcej mówi się o okrucieństwie wobec zwierząt świadczy o wzroście wrażliwości ludzi?

– Myślę, że jak najbardziej. Świadczy to o tym, że empatia wobec zwierząt i ludzi również jest coraz większa, przede wszystkim wśród młodzieży, ale także wśród starszych. Nie do końca wiem, czym jest to spowodowane, mogę tylko sobie gdybać, że może dawniej ludzie mieli w życiu ciężej i nie myśleli o dobru zwierząt, natomiast teraz żyje im się o wiele lepiej i naturalną konsekwencją jest to, że chcemy lepszego życia również dla zwierząt. 

Gdzie najczęściej spotykamy się z okrucieństwem? Czy to są biedne rejony polski?

– Moim zdaniem najbardziej okrutna jest hodowla zwierząt futerkowych, bo jest całkowicie bezsensowna. Mamy już technologie tworzenia sztucznych futer, mamy różne inne zamienniki, więc same futra są już zupełnie niepotrzebne, są jakimś dobrem luksusowym, które służy bogatym ludziom żeby pokazać swój prestiż czy status, ale jest to raczej fanaberia. Dlatego uważam, że cierpienie tych zwierząt jest największe, bo nie ma już żadnego uzasadnienia. Jeśli chodzi o region, to najwięcej ferm futerkowych znajduje się w Wielkopolsce. Jest ona największym zagłębiem futrzarskich ferm w całej Polsce. Aktualne liczby wskazują jednak na to, że cała branża znowu przeżywa kryzys. W ciągu ostatnich 3 lat liczba zwierząt zabijanych rocznie na futra spadła z 10 mln do 5,5 mln. Proszę mieć jednak na uwadze, że mówię tylko o lisach, jenotach i norkach. Jeśli chodzi o szynszyle i inne zwierzęta, ciężko jest podać konkretne liczby, bo nikt ich nigdy nie policzył. 

Jak reagują na takie działania osoby, które są zaangażowane w przemysł futrzarski? Czy spotykają się Państwo z jakimiś groźbami? 

– Zdarza nam się. Ostatnio nawet dostaliśmy fikcyjną fakturę od przemysłu mięsnego i chyba również futrzarskiego na straty, których niby dokonaliśmy i moglibyśmy dokonać przez nasze kampanie. Wyliczyli sobie chyba ponad 160 miliardów, ale zapomnieli uwzględnić kosztów środowiskowych, kosztów, które ponoszą zwierzęta. Trzeba by było ją skorygować. Ale mówię to raczej jako anegdotkę, bo przecież nikt tej faktury nie traktuje poważnie. Jeśli chodzi o branżę futrzarską to ona broni się jak może. Właściciele ferm wiedzą, że aktualnie już 73% Polek i Polaków nie zgadza się na hodowlę zwierząt futerkowych w naszym kraju, co już teraz jest wspaniałym wynikiem, ale mam nadzieję, że w przyszłości społeczne poparcie zakazu będzie jeszcze większe. Głównie [przedstawiciele branży futrzarskiej] starają się ją uzasadniać ekonomicznie, że jest to ważna branża jeśli chodzi o PKB Polski. My mówimy, że owszem, generuje zyski, ale mogliby przestawić się na coś bardziej etycznego i z tego uzyskiwać pieniądze. Nawet gdyby walki psów były sportem narodowym w Polsce i przynosiły ogromne zyski, to my nadal bylibyśmy za tym, by ich zakazać, ponieważ uważamy, że jest to nieetyczne i powoduje cierpienie, a wzbogacanie się na nim jest niemoralne. 

Dlaczego skoro tak dużo Polaków jest przeciwko hodowli zwierząt na futra dopiero teraz się o tym słyszy?

– My jako Otwarte Klatki walczymy o to od 2011 roku, z różnymi efektami. Teraz jesteśmy coraz bliżej. Natomiast sama branża futrzarska już w latach 90. zaczęła przeżywać kryzys świadomości ludzi. Ludzie zaczęli się orientować, skąd tak naprawdę pochodzą te futra, i zaczęli się im sprzeciwiać. Dlatego aktualnie w Polsce produkuje się mnóstwo futer i zabija się z tego powodu miliony zwierząt, natomiast te futra nie trafiają do naszych sklepów, tylko są eksportowane.

W Polsce jest wielu ludzi, którzy się sprzeciwiają cierpieniu zwierząt i nie noszą tych futer, ale nosi je ktoś za granicą. Tak aktualnie wygląda sytuacja – w kraju większość ludzi jest za zakazem i mało kto nosi futra naturalne, ale jeśli silne lobby futrzarskie w Sejmie nadal przekonuje polityków, że branża powinna zostać bo przynosi dochody. Dlatego my musimy również nadal naciskać.

Jak Polska wypada na tle innych krajów jeśli chodzi o prawa zwierząt i produkcję futer?

– Jeśli chodzi o samą branżę futrzarską, to jesteśmy na trzecim miejscu na świecie. Przed nami są Rosja i Chiny. My jesteśmy trzecim największym producentem. Natomiast jeśli chodzi o prawa zwierząt to jest u nas lepiej niż w innych wielu krajach, mamy ustawę o ochronie zwierząt. Problem jest z egzekwowaniem tej ustawy. To często jest tak, że zgłaszamy jakieś przypadki cierpienia zwierząt czy znęcania się nad zwierzętami, ale nie są one traktowane poważnie przez policję lub przez sądy. Sprawy są umarzane, ale są też takie, które dają nam nadzieję, np. w 2016 r. została wygrana sprawa o znęcanie się nad karpiami i sąd uznał, że karpie jako kręgowce są zdolne do odczuwania cierpienia. Noszenie karpi albo przetrzymywanie ich w skupisku gdzie nie mogą pływać czy przenoszenie ich bez wody jak najbardziej jest znęcaniem się. 

Z czego może wynikać umarzanie tych spraw? Problemy jeśli chodzi o prawo czy przekonanie, że zwierzęta nie odczuwają tak, jak my? 

– Na pewno nie traktujemy zwierząt jako równych sobie. Traktujemy je jako przedmioty, a nie podmioty i m.in. z tego powodu często te sprawy są umarzane. Była też sprawa pana, który zabijał karpie na rynku za pomocą gilotyny, został on skazany za znęcanie się nad zwierzętami, zdaje się na 3 miesiące pozbawienia wolności, ale ta kara wynikała z tego, że chyba wcześniej miał wyrok więzienia w zawieszeniu za jazdę po pijanemu. Gdyby nie to, to prawdopodobnie nic by się nie wydarzyło. 

Jak zaczęła się Pańska działalność na rzecz praw zwierząt?

– Miewałem psy w domu, ale w pewnym momencie uznałem, że chciałbym zaopiekować się kotami. W momencie, kiedy zamieszkały ze mną, zacząłem zauważać u nich różne ciekawe zachowania i uznałem, że są bardzo inteligentnymi zwierzętami, podmiotami, a nie przedmiotami. Zacząłem też myśleć o tym, aby przejść na wegetarianizm i weganizm, ale znajdowałem mnóstwo różnych wymówek. Że ciężko jest gotować sobie rośliny, co zrobić jak będę gdzieś na mieście i tak dalej. Później zmieniłem pracę, odszedłem z agencji reklamowej i założyłem swoją firmę, ale ponieważ zawsze lubiłem to, co robiłem w agencji reklamowej, czyli pisanie, postanowiłem wykorzystać swoje umiejętności w jakimś dobrym celu i zgłosiłem się do Otwartych Klatek. Uznałem, że będę pomagał zwierzętom.

– Jacy są wolontariusze? Co ich dzieli a co łączy? 

My nie mamy określonego światopoglądu, nie jesteśmy ani organizacją lewicową ani z innym określonym światopoglądem. Po prostu zrzeszamy ludzi, którzy chcą działać na rzecz zwierząt. Jeśli jakieś stworzenie jest zdolne do cierpienia, to naszym etycznym obowiązkiem jest dążenie do zmniejszenia lub całkowitego wyeliminowania tego cierpienia. Ludzie, którzy się z tym zgadzają, nie muszą być nawet wielkimi miłośnikami zwierząt. Wystarczy, że ktoś rozumie i czuje to, że to jest jego etyczny obowiązek, by działać na rzecz ograniczania cierpienia. Jeśli chodzi o naszych wolontariuszy, to mamy pełną różnorodność. W poznańskiej grupie są ludzie, którzy kończą właśnie liceum, ja mam 31 lat, a też nie jestem najstarszy. Prowadzimy też wewnątrz organizacji badania na temat tego, kto ma jakie poglądy i owszem, poglądy lewicowe są dominujące, natomiast zdarzają się też konserwatywne, prawicowe i nikt nie ma z tym żadnych problemów. 

Na czym polega cała działalność Otwartych Klatek?

– Zaczęliśmy jako organizacja, która przeprowadzała śledztwa na fermach futerkowych i później publikowała wyniki tego śledztwa, czyli filmy pokazujące w jakich warunkach żyją zwierzęta. Później rozrośliśmy i zaczęliśmy poruszać inne tematy, między innymi w takich kampaniach jak „Frankenkurczak”, dotycząca kur brojlerów, czyli tych mięsnych, oraz „Jak one to znoszą” dotycząca kur niosek, znoszących jajka. Dodatkowo działamy też na rzecz karpi, mamy kampanię „Sklepy wolne od futra”, gdzie kontaktujemy się z domami mody, które sprzedają futra naturalne i prosimy o to, żeby współpracowali z nami i zaprzestali sprzedawania całych futer i innych futrzanych elementów dodatkowych do ubrań. Oprócz tego mamy też poboczne akcje futrzarskie, jak np. tatuaże zamiast futra. Tydzień temu byłem na takiej akcji. Kontaktujemy się ze studiem lub studio kontaktuje się z nami i artyści ze studia przygotowują wyjątkowe wzory tatuaży, wybierają konkretny dzień i robią event, na który ludzie mogą przychodzić i tatuować sobie te wzory, zazwyczaj powiązane z jedzeniem roślin albo ze zwierzętami. Dochód przeznaczony jest na rzecz Stowarzyszenia Otwarte Klatki. My oczywiście promujemy te wydarzenia. Działamy też z różnymi restauracjami, które często nas wspierają w akcjach. Przykładem jest np. akcja „Lis – Love is Simple”. Było to w Walentynki w zeszłym roku, kiedy cukiernie i różne kawiarnie oddawały nam część zysku z ciast, które sprzedali. Przeprowadzamy interwencje na fermach, wtedy czasami uda się uratować jakieś zwierzęta. Oprócz tego lobbujemy w Sejmie o zmiany prawne w kwestiach dobrostanu zwierząt. Działamy medialnie i na ulicy, wychodzimy robić różne pikiety. Prowadzimy również kampanię RoślinnieJemy, która promuje dietę roślinną i ograniczanie mięsa.

Które zwierzęta są najgorzej traktowane? O których zapominamy? 

Sytuacje w których bezdomne psy czy koty cierpią są straszne, ale z tego co wiem jest kilkaset tysięcy bezdomnych kotów i psów w Polsce. Jeśli spojrzymy na to, ile jest zwierząt futerkowych, to  liczba zwiększa się do 5 milionów, a jeśli spojrzymy na kurczaki, to w samej Polsce zabija się ich ponad 100 milionów na rok. My skupiamy się na tych hodowanych przemysłowo, bo ich jest najwięcej i skala tego cierpienia jest tam największa. Dlatego wydaje mi się, że zwierzęta o których najczęściej zapominamy, a najbardziej cierpią to kurczaki. Obejmują je dwie branże – dotycząca znoszenia jaj oraz mięsna. Już teraz walczymy, aby poprawić los tych zwierząt. Straszne jest też to, jak traktujemy zwierzęta futerkowe. Są to zwierzęta dzikie, które nie są przystosowane do tego, żeby spędzać całe życie w klatce. Jest tak w przypadku lisów, których naturalną potrzebą jest kopanie dołów w ziemi. Lis spędzający kilka miesięcy, czyli całe swoje życie, w klatce, pod łapami nie ma żadnej ziemi, tylko metalowe pręty, żeby odchody spadały pod klatkę. Nie może spełniać swoich potrzeb i przez całe życie cierpi, nie tylko w momencie, gdy się go zabija. Tak samo jest z norkami, których naturalną potrzebą jest pływanie w wodzie. W klatce tej wody nie mają. Niestety na fermach często się zdarza, że te zwierzęta szaleją. Potrafią też leżeć kilka tygodni w bezruchu, bo straciły całą nadzieję i chęć do życia. Czasami potrafią się samookaleczać. Dzieje się tak też w przypadkach kurczaków, którym obecnie obcina się dzioby, aby nie dochodziło do aktów samookaleczania lub kanibalizmu. Zdarzają się też choroby. W momencie kiedy na fermie jest kilka tysięcy czy dziesiątek tysięcy zwierząt, nikt nie poświęca im wystarczającej uwagi, nie próbuje ich wyleczyć. Trzeba też pamiętać o krowach mlecznych. To co im robimy przez całe ich życie jest potworne.
Rozmawiała Agnieszka GAJNIAK