Żużlowe podsumowania – ROW Rybnik

Drużyna ROW-u Rybnik jako beniaminek od początku sezonu skazana była na bardzo trudną walkę o utrzymanie. Ostatecznie okazało się to dla niej przedsięwzięciem nie do przeskoczenia, więc w przyszłym roku Rekiny powrócą do występów w 1. Lidze Żużlowej.

Utrzymanie się w Ekstralidze, nawet dla doświadczonych klubów, nie jest łatwym zadaniem. Tym bardziej jest to trudne, kiedy jest się beniaminkiem, który dopiero stawia pierwsze kroki w najwyższej lidze rozrywkowej. Podobnie było z ROW-em Rybnik. Chociaż drużyna gościła w grupie ośmiu najlepszych zespołów już wcześniej, to wciąż popełniała te same błędy i kolejny raz spadła po jednym sezonie. Mimo ponownego, bolesnego upadku prezes Krzysztof Mrozek nie zapowiada rewolucji, a – wręcz przeciwnie – ewolucję. – Mogę zapewnić, że naszym celem będzie awans. To proste i oczywiste. A jeśli w kadrze dojdzie do zmian, to zapewne będą one ewolucyjne, a nie rewolucyjne – mówił dla Sportowych Faktów. Patrząc jednak na dokonania rybniczan w ostatnich latach, zdecydowanie przydałby im się to drugie.

Skład rybnickiego zespołu już podczas okienka transferowego pozostawiał wiele do życzenia, gdyż zawierał praktycznie same pierwszoligowe nazwiska. Wśród zawodników ROW-u znajdowali się Robert Lambert, Václav Milík, Andrzej Lebiediew czy Kacper Woryna. Zespół dopełniał gość – Adrian Miedziński. Żużlowców zdecydowanie nie można uznać za drużyną marzeń, ale niemal nikt nie spodziewał się, że przez cały sezon nie będą w stanie pokazać nic. Mimo wcześniejszego, ekstraligowego doświadczenia wymienieni sportowcy nie zaprezentowali nawet cienia swoich możliwości.

Przespany rok

Gdy obecne ekstraligowe kluby jeszcze raczkowały, a niektórych nie było nawet na mapie krajowego żużla, ROW Rybnik w ciągu szesnastu lat (1956-1972) zdobył aż dwanaście drużynowych mistrzostw Polski. Takich rybniczan zdecydowanie chciałoby się oglądać na ligowych torach. W tym sezonie zabrakło jednak ducha dawnego ROW-u.

Spośród 14 rund drużyna odniosła zwycięstwo w zaledwie jednej. Już po przegranym spotkaniu z Unią Leszno (25:65) w 12. kolejce wiadomo było, że Rekiny opuszczą ekstraligowy pokład. Dwa punkty zdobyte w ciągu całego sezonu pokazują, jak słabym zespołem był ROW. Jedyny triumf z kolei można określić raczej jako łut szczęścia niż pokazanie jakichś możliwości. Mecz ten rozgrywany był ze Stalą Gorzów 28 czerwca. Był to okres, w którym gorzowianie aż przez sześć rund nie odnieśli ani jednego zwycięstwa. Mimo kłopotów strata do rybniczan wyniosła zaledwie dwa „oczka” (44:46).

Moment sezonu

Z braku laku jednym meczem wartym uwagi w przypadku rybniczan był ten wyżej przytoczony. W trzeciej kolejce Rekiny mierzyły się na Stadionie ROW-u z przybyłą Stalą. Wśród gospodarzy najlepszy okazał się Brytyjczyk, Robert Lambert, który wywalczył 13 punktów. Jako niemal jedyny zdobywał „trójki” w drużynie (raz na pierwszym miejscu przyjechał również junior Kamil Nowacki). W ekipie gości dobrze zaprezentowali się Bartosz Zmarzlik oraz Krzysztof Kasprzak. Spotkanie do samego końca wzbudzało emocje, a wynik przez wszystkie 15 biegów był na styku. Ostatecznie Rekiny zwyciężyły ze Stalowcami, ale później rybniczanie nie zdołali już tego powtórzyć. Nawet mecze domowe potrafili przegrywać ogromną różnicą punktów. Jeśli chcą wrócić do Ekstraligi, muszą nauczyć się budować atut własnego toru oraz przeprowadzić rewolucję kadrową. Zespół oparty na Lambercie mógłby mieć ręce i nogi tylko wtedy, gdy Brytyjczyk miałby z kim jeździć.

Pożegnanie

Rok temu, po dwuletniej banicji, ROW powrócił do najwyższej ligi rozgrywkowej. W tym roku jednak nie pokazał nic, co mogłoby pomóc w utrzymaniu, więc wkrótce ponownie będzie jeździć w pierwszej. Taka sytuacja miała już miejsce. Rekiny w 2003 uzyskały awans, ale po sezonie 2004 spadły. W 2005 roku historia powtórzyła się na nowo – rybniczanie wywalczyli możliwość rywalizacji w najlepszej ósemce, ale tylko na kilka miesięcy. Po sezonie 2006 przenieśli się do 1. Ligi Żużlowej.

Krzysztof Mrozek zapewnia, że kolejny raz będzie starać się o udział w rozgrywkach najlepszej ligi żużlowej, choć bez porządnego składu czy trenera nie ma co liczyć na dłuższy pobyt w Ekstralidze. W tunelu pojawiło się jednak światełko i nową nadzieją dla rybniczan ma być Marek Cieślak. Trener nie tylko stanie się niewątpliwym atutem, ale także może zmienić styl prowadzenia drużyny i klubu.

Emilia RATAJCZAK