Język absurdu – językiem Partii!

Strajk Kobiet, Poznań 25.10.2020r. Fot. Aleksander Rajewski

Liczne manifestacje, które odbywają się na terenie całej Polski nie wystarczą, by dokonać zmiany. Adresują one prawidłowo problem, który powstał, ale by zaproponować alternatywę dla obecnych rządów, potrzeba również zaplecza merytorycznego. Trudno jest jednak dyskutować, gdy oponenci polityczni używają języka populistycznego, sprowadzając każdy argument protestujących do absurdu.

Kto włada językiem, ten również włada ludźmi, a w konsekwencji całym krajem. Prawo i Sprawiedliwość doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Od początku swoich rządów posługują się specjalnie wykreowanym kodem komunikacyjnym, który łączy ich elektorat i sprawia, że adresowanie zarówno bieżących problemów, jak i ich rozwiązań jest proste i zrozumiałe dla „przeciętnego Kowalskiego”. Samozwańcza „Dobra Zmiana” zwróciła Polakom „godność” po latach ciemiężenia ze strony „kasty” i „kolesi”. W celu powrotu do władzy współczesna „targowica” prosiła „Niemców” o pomoc nie zdając sobie jednak sprawy, że czasy „państwa teoretycznego” są przeszłością po tym, jak „patrioci” ruszyli w 2015 roku do urn oddając głos na „biało-czerwoną drużynę”. Na nic zdał się lament „totalnej opozycji”, skoro „niezależny” polski rząd uczynił z kraju „bijące serce Europy” oraz „wyspę wolności i tolerancji”. Proste, prawda?

To jednak pieśń przeszłości, bo mimo, że Prawo i Sprawiedliwość rządzi drugą kadencję, to używany język powinien nadążać za potrzebami propagandy. Było do przewidzenia, że tak liczne protesty wprowadzą do PiS-owskiej nowomowy szereg nowych określeń. I tak prezes Kaczyński określa manifestacje niezadowolonych obywateli jako potencjalny „triumf sił, których władza zakończy historię narodu polskiego takim, jakim go obecnie znamy”. Trzeba przyznać, że określenie „triumfujące siły” ma w sobie coś enigmatycznego i trudnego do jednoznacznego skategoryzowania. Na nasze nieszczęście Kaczyński nie jest przodującym mistykiem w Prawie i Sprawiedliwości.

Stawkę podbija Minister Edukacji i Nauki Przemysław Czarnek. W przeszłości znany z kręcenia nosem na wieść o prawach człowieka. W międzyczasie udzielał również wskazówek, gdzie jego zdaniem jest miejsce kobiet i dlaczego na porodówkach. Sytuacja w kraju zmusiła go do zabrania głosu w sprawie protestujących. Może to kwestia złego doboru słów, a może kwestia tremy i fatalnego przejęzyczenia, ale określił on działania manifestujących obywateli jako „satanistyczne”. My maluczcy obserwujemy gigantów intelektu z dołu i ze zdziwieniem często wysłuchujemy proklamowanych przez nich idei. Być może Czarnek rzeczywiście ma kontakt z astralnymi bytami, które nie pozwalają mu na przemilczenie lucyferiańskich powiązań między Strajkiem Kobiet a Złym. Jeśli jednak tak jest, to może budynek przy Wiejskiej nie jest dla niego najlepszym miejscem? Osobiście proponowałbym Tworki.

Może to młodzieżowa brawura nakazuje na wskazanie Szatana (obok George’a Sorosa rzecz jasna) jako prowodyra protestów? Starsi dygnitarze partyjni kierują się większą powściągliwością i wskazują na ideologiczne spadkobierstwo, z którego czerpie Strajk Kobiet. Niezastąpiony w swej roli Ryszard Terlecki zwrócił uwagę, że używany na manifestacjach znak pioruna przypomina ten, który naziści wykorzystywali jako symbol swojego reżimu. O ile jest to ciekawy trop, to wymagałby on rozszerzenia. Nie można przecież założyć, że niechęć do potęgi narodu polskiego zrodziła się raptem tydzień temu. W historii mamy wiele przykładów używania hitlerowskiego symbolu, stojącego w jawnej sprzeczności z polską racją stanu. Dlatego postuluję, żeby na listę wrogów ojczyzny wpisać następujących delikwentów: Thora – Boga Piorunów (jeśli nie we własnej osobie to od biedy można podać Chrisa Hemswortha), hardrockowy zespół AC/DC, komiksowego Flasha, a także Pioruna – sympatycznego psiaka z animowanego filmu familijnego. Proponuję również zapis o delegalizacji burzy – tylko słoneczne niebo!

Jako kronikarz współczesnych realiów czułem się w obowiązku odnotowania przykładów plugawienia języka debaty publicznej, ale odradzam to osobom na marszach. Wejście w polemikę z partyjną linią propagandową przyniesie mniej więcej taki sam rezultat, jak słynny przykład gry w szachy z gołębiem. Miejmy świadomość manipulacji językowych, ale równocześnie starajmy się kreować ten dyskurs sami w oparciu o logikę i rozum. Trzymajcie się w tej Polsce, „zdradzieckie mordy”!

Piotr SZWARC