Kobiety już były grzeczne

Wulgarne transparenty i hasła, to odpowiedź na rosnącą od lat agresję w języku polityków. Fot. Aleksander Rajewski

Zaostrzenie prawa aborcyjnego w Polsce stało się zapalnikiem do zmian społecznych.  Dziesiątki tysięcy ludzi w całym kraju codziennie wychodziły na ulicę mimo zagrożenia epidemiologicznego. W historii III RP nie było dotąd podobnego zrywu, poprzez który tłumy tak zawzięcie manifestowałyby swoją złość.

22 października Trybunał Konstytucyjny uznał, że aborcja ze względu na ciężkie wady płodu jest niezgodna z Konstytucją RP. Tym orzeczeniem organ wywołał prawdziwą burzę w polskim społeczeństwie. Jeszcze tego samego dnia pod domem Jarosława Kaczyńskiego w Warszawie tłumy protestowały przeciwko kontrowersyjnej decyzji. Miejsce zamieszkania prezesa PiS ochraniało wtedy około 1200 policjantów.

Z dnia na dzień na ulicach całego kraju pojawiało się coraz więcej ludzi. Nie inaczej było również w miejscach, takich jak np. Jasło, które uznawane są za wyborcze „bastiony” partii rządzącej. Protestowały osoby o różnych poglądach. Według sondażu IBRIS dla „Rzeczypospolitej” poparcie dla partii rządzącej od początku manifestacji wyraźnie spada. Według badania z 30-31 października obecnie na PiS/Zjednoczoną Prawicę swój głos oddałoby 28% badanych. W stosunku do wrześniowego pomiaru PiS stracił 8 punktów procentowych. Z pewnością w dużej mierze przyczyniło się do tego oświadczenie, które Jarosław Kaczyński wygłosił kilka dni po rozpoczęciu protestów.

27 października wicepremier wezwał przedstawicieli i sympatyków swojej partii do obrony kościołów. Problem w tym, że na prawie 10,5 tysiąca takich budynków w Polsce odnotowano tylko kilkadziesiąt incydentów, w których protestujący wkroczyli do nich lub dokonali aktów wandalizmu. Niszczenie mienia nigdy nie powinno być czymś akceptowalnym. Pamiętajmy jednak, że po „akcji niedzielnej” nikt już nie protestował w kościołach, a niewielki odsetek przypadków wandalizmu zdecydowanie nie jest proporcjonalny do słów polityka. Kaczyński dał symboliczne przyzwolenie na krzywdzenie jednych rodaków przez drugich. Nie trzeba było długo czekać, żeby zobaczyć skutki wystąpienia. Powołana 26 października przez Roberta Bąkiewicza „Straż Narodowa” po słowach prezesa PiS zaczęła budzić coraz większe zainteresowanie.

Dzień po wygłoszeniu przez wicepremiera oświadczenia w całym kraju odbyły się kolejne protesty kobiet. Tym razem ze strajkującymi szczególnie solidaryzowały się studentki i  uczennice. Niestety, również w tym czasie doszło do ataków, za które najczęściej odpowiadali narodowcy oraz środowiska pseudokibicowskie. W miastach takich jak Poznań, Wrocław czy Warszawa na manifestujących czyhali ubrani na czarno, zamaskowani mężczyźni.

We Wrocławiu zaatakowali oni dwie dziennikarki „Gazety Wyborczej”. Jeden z napastników został zatrzymany. Postawiono mu zarzuty naruszenia nietykalności cielesnej kobiety oraz posiadania środków odurzających i dopingowych. Prokuratura wycofała jednak wniosek o jego aresztowanie.

30 października podczas strajku generalnego w Warszawie również nie obyło się bez niebezpiecznych incydentów. Tam z powodu agresywnego zachowania oraz atakowania protestujących policja zatrzymała 35 osób ze środowiska pseudokibicowskiego. Warto zaznaczyć, że tego dnia na ulicach Warszawy protestowało około 100 tys. osób, z czego tylko dwie zostały zatrzymane ze względu na nieodpowiednie zachowanie.

Kaczyński w swoim oświadczeniu stwierdził również, że „depozyt moralny, który jest dzierżony przez Kościół, to jedyny system moralny, który jest w Polsce powszechnie znany” oraz że „jego odrzucenie to nihilizm”. Prezes tę postawę dostrzega w demonstracjach i, jak to ujął, nie tylko w „tych atakach na Kościół, ale także w sposobie wyrażania, ekspresji tych, którzy demonstrują, (ich) niebywałej wręcz wulgarności”. Politycy na czele z wicepremierem mają problem z wulgarnymi hasłami, pod znakiem których występują protestujący. Zachowują się tak, jakby sami nie byli winni rosnącej brutalizacji języka w przestrzeni publicznej. Od „zdradzieckich mord”, po „chamską hołotę”, prezes wraz ze swoimi kolegami od lat oswajają społeczeństwo z językiem agresji. Nie powinno więc dziwić, że protestujący za pomocą wulgaryzmów demonstrują swoją złość, bo jak czytaliśmy na niektórych transparentach: „grzecznie już było”.

– Gdybym była teraz w Polsce, też krzyczałabym wyp********, choć to nie jest słowo, którym się posługuję. Ładne słowa się wyczerpały i trzeba było sięgnąć po adekwatne. Przesunięcie prawa w stronę skrajnego fundamentalizmu religijnego pchnęło tłum w stronę skrajnych emocji. To jest klasyczna akcja i reakcja – tłumaczyła w wywiadzie dla „Polityki” pisarka Małgorzata Rejmer.

Zagraniczni komentatorzy wydarzeń w Polsce mówią o przebudzeniu się młodych ludzi, którzy chcą powrotu do pełnej demokracji. Strajki na tak ogromną skalę są znakiem, że rzeczywiście coś w Polkach i Polakach pękło. Tu nie chodzi już tylko o utrzymanie kompromisu aborcyjnego. W proteście biorą udział również rolnicy, przedsiębiorcy i wszyscy, którzy ucierpieli przez szereg niewłaściwych decyzji rządzących. Jeśli jednak coś naprawdę ma się zmienić, wszyscy ci ludzie muszą utrzymać te chęci do przyszłych wyborów. Aktywizacja w „święto demokracji” jest najskuteczniejszym sposobem, żeby wyrazić niezadowolenie.

Oliwia TROJANOWSKA