Drugie oblicze Zanzibaru

Plantacja przypraw na Zanzibarze / źródło: Julia Wiśniewska

Słysząc słowo „Zanzibar” przed oczami pojawiają nam się obrazy pięknych plaż i egzotycznych dżungli – miejsca, gdzie czas płynie wolniej. W ostatnim czasie wyspa stała się jednym z trzech najbardziej popularnych kierunków turystycznych. Niewiele osób wie, jak wygląda prawdziwe życie tubylców. Zmagań mieszkańców nie dojrzysz znad basenów luksusowych kurortów. 

Chwile, spędzone na wschodnim wybrzeżu Zanzibaru umilają lub w przekonaniu niektórych osób uprzykrzają lokalni mieszkańcy. Podchodzą do turystów i proponują swoje ręcznie robione pamiątki lub usługi. Kobiety często oferują plecenie warkoczy. Wszystko kosztuje niewiele. Gdy zatrzymano mnie po raz pierwszy na plaży, przekonałam się, że tubylcom nie zawsze chodzi o pieniądze,  a przede wszystkim o potrzebę rozmowy. Pytają skąd jesteś, czym się zajmujesz i oczekują podobnego zainteresowania. Są bardzo otwarci i ciekawi innej kultury dodatkowo cieszą się, że mogą podszlifować obcy język.

Edukacja dzieci

Szkoły na Zanzibarze, są otwarte dla zwiedzających, warto jednak przed przyjazdem, zaopatrzyć się w „małe drobiazgi” dla dzieci, bo to one najbardziej spragnione są nowości zza oceanu. Zajęcia odbywają się w małych salach, w których nie ma wygodnych jak u nas krzeseł, wszyscy siedzą razem w rzędach ławek. Miałam okazje brać udział w lekcji, siedząc na podłodze – była to lekcja religii. W każdej ze szkół, którą zobaczyłam podpisywałam się w dzienniku, odnotowując wizytę u dyrekcji. W szkołach głównymi przedmiotami są matematyka, języki suahili i arabski, plastyka, religia oraz język angielski, którego podstawy dzieci poznają wraz z pomocą mentorów. Uczniom brakuje materiałów papierniczych w postaci zeszytów, kolorowych pisaków, kredek i flamastrów. Gdy ktoś przyjeżdża z takim prezentem, wręcz wyrywają go sobie nawzajem z rąk. To, co w Europie jest artykułem dostępnym w każdym sklepie, tam stanowi towar drogi i często nieosiągalny.

Determinacja Tanzańczyków

Pomimo niewielkich perspektyw, młodzi tubylcy nie zaprzestają sięgać po więcej. Nie brak im samozaparcia w poszukiwaniu pracy. W szereg młodych i ambitnych wpisują się między innymi lokalni przewodnicy. Miałam przyjemność poznać kilku osobiście. Pierwszy z nich – Suleiman, mówi w  ośmiu językach między innymi po włosku, arabsku, czesku i polsku. Ale to nic, obecnie jest w trakcie nauki dziewiątego języka. W każdym z nich mówi płynnie. Podczas naszej pierwszej rozmowy, dowiedziałam się, że w osiem miesięcy nauczył się mówić po polsku, a jedynym źródłem materiałów, z którego korzystał był Internet. Dowiedziawszy się, nie mogłam uwierzyć. Przeciętny człowiek, uczy się języka obcego przez sześć lat, a i tak nie zawsze potrafi się nim posługiwać, swobodnie konwersować z obcokrajowcami. Suleiman podzielił się ze mną swoimi przemyśleniami o tym jak przetrwać na rynku turystycznym w Tanzanii. Przewodnik oznajmił, że dużo osób na wyspie posługuje się polskim, więc zaczął się uczyć bardziej niszowego języka, którym był węgierski. Drugą z intrygujących postaci, która dowodzi jak ważna jest znajomość języków obcych w branży turystycznej jest jeden z kierowców autobusów wycieczkowych na Zanzibarze – Hafidz. Angielskiego nauczył się w szkole prywatnej, a aktualnie zna podstawy jeszcze trzech innych języków. Z uwagi na znajomość języków obcych, mężczyźni zostali zatrudnieni przez polskie biuro podróży, które zapewnia im dobre warunki pracy.

Życie w wierze muzułmańskiej

Podczas pobytu na Zanzibarze turyści mają okazje zobaczyć serce wyspy – Stone Town. Stone Town to starówka miasta Zanzibar, w którym 95% społeczeństwa przyjęła religię muzułmańską. Arabowie, podczas rządów sułtanatu, byli w XVIII wieku odpowiedzialni za handel niewolników na wyspie. Wspomniany już przewodnik Suleiman, spytany jaka była przyczyna przyjęcia na Zanzibarze wiary muzułmańskiej, odpowiedział, że dawno temu jeden z wodzów poprosił poddanych o wzajemne wybaczenie sobie krzywd z przeszłości. I tak już zostało. Wierzenie przyjęto prawie na całej wyspie. 

Zanzibar się nie boi 

Mieszkańcy wyspy nie noszą maseczek, nie spostrzegłam również ani jednej osoby w maseczce, podczas pobytu w Stone Town. W hotelach obostrzenia ze strony pracowników funkcjonują, natomiast tubylcy nie przywiązują do stanu pandemii szczególnej uwagi. Kierowca Hafidz zapytany o to, jak społeczeństwo reaguje na obecną sytuacje odrzekł, że oni są przyzwyczajeni do objawów podobnych do grypy. Kondycja Europejczyków jest dużo gorsza, niż Afrykańczyków. Oni po prostu żyją z wirusem, zaakceptowali go. Z reguły nie stosują leków, wręcz przeciwnie leczą się naturalnie za pomocą przypraw, owoców i warzyw. Mają recepty na każdą dolegliwość. Dzięki nim ich odporność jest na wysokim poziomie. Hafidz powiedział jednak, że tubylcy bardzo boją się cholery.

Masajowie – rdzenna ludność Tanzanii

Masajowie to rdzenni mieszkańcy, którzy stali się „ulubioną atrakcją” Europejczyków. Na plaży można dostać od nich piękne własnoręcznie robione bransoletki, amulety, czy figurki z drewna. Oprócz kolorowego stroju, uwagę zwracają ich narzędzia do samoobrony przed dzikimi zwierzętami, które Masajowie noszą przy sobie. Na wyspie różnie bywa z akceptacją Masajów, dla mieszkańców Zanzibaru, są dużą konkurencją, dla turystów z Rosji naciągaczami i cwaniakami. Wielu Masajów opuszcza swoje domy na kilka miesięcy, w celu zarobienia lepszych pieniędzy w regionie turystycznym. Na wyspie szlifują język, którego uczą się z Youtube’a oraz podczas rozmów z obcokrajowcami. Mężczyźni, gdy tylko zarobią pieniądze na plaży, jeszcze tego samego dnia wysyłają je rodzinom z innej części Tanzanii, by te miały zabezpieczenie finansowe. Są ludnością pracowitą i wytrwałą.

Wspierajmy lokalne biznesy

Każda osoba, którą spotkałam na wyspie ma swoją odmienną historię. Podczas wspólnej rozmowy z lokalnymi mieszkańcami, dowiedziałam się, że niektórzy Tanzańczycy dojeżdżają godzinę do pracy, w której jeśli się poszczęści zarobią kilkadziesiąt dolarów. Walczą o każdego klienta i nie chowają urazy, gdy potencjalni klienci ich zbywają. Usłyszałam również historię kobiety, która sama zarabia każdego dnia na sprzedaży koszulek i wykonywaniu masaży w cenie dziesięciu dolarów, aby wykarmić trójkę swoich dzieci i siebie. Z uwagi na słabe zarobki często głoduje całymi dniami, ponieważ dzieci to priorytet. Swoją historią podzielił się ze mną także mężczyzna, który codziennie na plaży oferuję turystom  wycieczki, o połowę tańsze, niż w polskich biurach podróży. Tanzańczyk ma na utrzymaniu swoją rodzinę oraz rodziny braci, którym na co dzień brakuje w domach wielu produktów spożywczych. Warto wspomnieć, że zwiedzając wyspę z lokalnymi pracownikami, płaci się czasami połowę mniej pieniędzy, niż w polskim biurze podróży za oprowadzanie z rodzimym Polakiem.

Czego tak naprawdę, potrzebują mieszkańcy Zanzibaru?

Życie na wyspie, to dla zwiedzających raj na ziemi. Z ust turystów na wczasach, często padają słowa: „Czego tym ludziom więcej potrzeba, przy takich widokach?”. Rzeczywistość na rajskiej wyspie nie jest jednak taka beztroska. Prawdziwe zmartwienie dla tubylców to brak pracy i związane z nią ubóstwo. Życie z dnia na dzień, by „jakoś wytrwać” prowadzi znacząca część społeczeństwa w Tanzanii. Dzieciom brakuje porządnych ubrań, artykułów szkolnych, nie wspominając już o drobnych przyjemnościach jak słodycze.

Zanzibar jest miejscem o niezapomnianych widokach, ciekawej historii i wyjątkowej kulturze, którą w dzisiejszych czasach, możemy bliżej poznać, dzięki wyjazdom w takie zakątki. Nie zapominajmy jednak o tej drugiej stronie medalu, którą jest ludność wyspy, potrzebująca naszej chociażby finansowej pomocy.

Julia WIŚNIEWSKA