Spóźnione japońskie starcie

Igrzyska Olimpijskie w Tokio rozpoczną się 23 lipca. Źródło: Oficjalne logo Letnich Igrzysk Olimpijskich 2020

„The Games must go on” – takie słowa w 1972 roku podczas Igrzysk w Monachium wypowiedział Avery Brundage, czyli ówczesny szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. To krótkie zdanie było reakcją na zamach terrorystyczny, który miał miejsce podczas tej imprezy. Teraz, na kilka tygodni przed rozpoczęciem XXXII Letnich Igrzysk Olimpijskich, można byłoby użyć tego samego wyrażenia. Mimo pandemii koronawirusa, która wpłynęła na losy milionów ludzi, ogień olimpijski znów zapłonie.

Równie kultowe słowa, czyli „Igrzyska olimpijskie uważam za otwarte”, padną 23 lipca w Tokio. To właśnie Japonia po raz drugi w swojej historii została organizatorem największej sportowej imprezy świata. Pierwszy raz najlepsi sportowcy globu spotkali się w Kraju Kwitnącej Wiśni w 1964 roku. Fenomenalny występ zaliczyli wtedy reprezentanci Polski. Biało-Czerwoni do kraju wrócili z 23 medalami, w tym aż siedmioma złotymi. Powtórzenie takiego wyniku wydaje się nierealne. Realne jest jednak, żeby start w Tokio był najlepszym występem naszych zawodników na letnich igrzyskach olimpijskich w XXI wieku. Do przebicia wyniku z trzech ostatnich startów naszej reprezentacji wystarczy zdobycie 12 medali.

Mocne uderzenie

Przed zawodnikami, którzy wystartują na samym początku Igrzysk, będzie stało jedno z kluczowych zadań, czyli rozwiązanie worka z medalami. W Rio de Janeiro po pierwszy krążek dla Polski sięgnął Rafał Majka, który w kolarskim wyścigu szosowym ze startu wspólnego wywalczył brąz. Dość krótko na pierwszy medalowy występ czekaliśmy w Londynie oraz Atenach – w 2012 roku wicemistrzynią olimpijską została Sylwia Bogacka w strzelectwie, a osiem lat wcześniej dwa srebrne krążki jednego wieczora wywalczyła Otylia Jędrzejczak. Zdecydowanie dłużej na pierwsze podium czekaliśmy w 2008 roku. Impreza w Pekinie została oficjalnie otwarta 8 sierpnia. Natomiast po pierwsze medale Polacy sięgnęli dopiero 15 sierpnia. To właśnie tego dnia po złoto pchnął Tomasz Majewski, a drugie miejsce zajęli szermierze w szpadzie drużynowej.

W Tokio na pierwsze medale szanse pojawiają się szybko. Już 24 lipca do walki przystąpią kolarze, wśród których zobaczymy Michała Kwiatkowskiego oraz Rafała Majkę. To właśnie pierwszy z naszych reprezentantów ma być liderem polskiej ekipy. Mistrz świata z 2014 roku już na początku kwietnia w rozmowie z Pawłem Gadzałą (rowery.org) przyznawał, że start w Tokio będzie dla niego bardzo istotny: „Na podstawie doświadczeń ostatnich lat wiem, że jeśli wszystko u mnie zagra w przygotowaniach do samego Touru, to jestem w stanie wyjechać z niego jeszcze silniejszy. Kilka dni wypoczynku i jestem w stanie wygrywać wyścigi. W tym roku nie ma lepszej okazji niż Igrzyska Olimpijskie. Będę starał się jak najlepiej przejechać Tour, żeby w jak najlepszej formie pojechać do Tokio. To jest mój główny cel”. Słowa naszego reprezentanta są o tyle istotne, że z olimpijskiego startu zdecydował się zrezygnować m.in. Julian Alaphilippe, czyli aktualny mistrz globu. Francuz ogłosił bowiem, że jego celem na koniec sezonu 2021 jest obrona tytułu mistrza świata. Mimo braku tego mocnego zawodnika, kandydatów do podziału miejsc na olimpijskim podium będzie wielu.

Jeśli wyścig nie ułoży się po myśli Michała Kwiatkowskiego, jego niepowodzenie już dzień później spróbuje powetować Katarzyna Niewiadoma. Siódma zawodniczka ostatnich mistrzostw globu i druga kolarka Giro Rosa – najważniejszego wyścigu etapowego dla kobiet na świecie – będzie w gronie faworytek do podium. Polka wielokrotnie zapowiadała, że jej celem jest medal olimpijski, a plan na obecny sezon podporządkuje właśnie tej imprezie. Dlatego też odpuści walkę o różową koszulkę i triumf w Giro Rosa. W Tokio będzie musiała natomiast walczyć z holenderską koalicją, która znów spróbuje cały wyścig rozegrać zespołowo. Dla Niewiadomej start w Japonii będzie również szansą na poprawę wyniku z Rio, gdzie zajęła szóste miejsce. Miała wtedy 21 lat i jak po latach powiedziała – była dziewczyną, dziś jest kobietą. Bardzo możliwe, że na medal.

Europejska ścieżka

Pierwszego dnia Igrzysk walkę o medale i to w sensie dosłownym rozpoczną szpadzistki. W tej specjalności zobaczymy aż trzy nasze reprezentantki – Ewę Trzebińską, Aleksandrę Jarecką oraz Renatę Knapik-Miazgę. Pierwsza z tych zawodniczek na koncie ma indywidualne srebro Mistrzostw Świata z 2017 roku. Każdą z naszych pań stać na walkę o medal. Ich wielką siłą są jednak nie tylko indywidualne umiejętności, ale i ich połączenie. Polki w zmaganiach drużynowych wystąpią 27 lipca. Cel może być tylko jeden – złoty medal. I nie, w tych słowach nie ma żadnej przesady.

Nasze zawodniczki to numer dwa w światowym rankingu. To także mistrzynie Europy z 2019 roku, które przed dwoma laty zaliczyły niemalże sezon marzeń – wygrywały wszystko, ale przez problemy zdrowotne poległy podczas Mistrzostw Świata. W tym sezonie, gdy rywalizacja wreszcie wróciła, Biało-Czerwone potwierdziły, że nie przespały pandemicznej przerwy. W finale zawodów Pucharu Świata w Kazaniu pokonały Koreanki w sposób niepozostawiający najmniejszych wątpliwości – wygrały 45:24. Na Igrzyskach jednak trudny będzie każdy mecz. W Tokio pojawi się bowiem jedynie osiem zespołów. Z uwagi na wysokie miejsce w rankingu Polki czekają walki, które można określić mianem „europejskiej ścieżki”. Najpierw trafią na Estonki, następnie, jeśli wygrają, spotkają się z Rosjankami lub Włoszkami.

Chińskie łokcie

Wioślarstwo powinno być konkurencją, która przyniesie Polakom kilka medali. Nadzieje na poprawienie wyników z ostatnich igrzysk są duże. W Londynie był brąz wyrwany przez dwójkę podwójną kobiet, w Rio dwa medale pań – złoto dwójki podwójnej oraz brąz czwórki podwójnej. Do Tokio Biało-Czerwoni polecą jako ekipa, która na ostatnich mistrzostwach globu wywalczyła aż cztery krążki. Najlepsi okazali się wtedy panowie rywalizujący w czwórkach bez sternika. Po srebra sięgnęły czwórki podwójne kobiet i mężczyzn. Na najniższym stopniu podium stanęli Mirosław Ziętarski i Mateusz Biskup, którzy rywalizowali w wyścigu dwójek podwójnych.

Jeśli którąś z czterech wspominanych konkurencji jeszcze przed kilkoma tygodniami można było określić wielką medalową szansą, to czwórkę podwójną kobiet. Panie od 2017 roku nie schodziły bowiem z podium mistrzostw globu – dwukrotnie były drugie, a w 2018 roku wygrały zdecydowanie. Obecnie jednak, po zdrowotnych perturbacjach, trudno określić, na co dokładnie stać nasze reprezentantki. Ostatni start podczas zawodów Pucharu Świata, będący zarazem ostatnim sprawdzianem przed Igrzyskami, przyniósł im trzecie miejsce. Polki przegrały z Niemkami oraz Włoszkami. Na starcie zabrakło jednak Chinek – czyli ekipy, która ostro zaczęła rozpychać się łokciami w tej konkurencji. Chinki nie tylko sięgnęły po złoto Mistrzostw Świata w 2019 roku, ale też kiedy pojawiły się w Europie, zdeklasowały resztę stawki. Podczas majowych zawodów Pucharu Świata zwyciężyły z przewagą ponad czterech sekund.

Z problemami zmagali się także panowie, na których liczymy w aż trzech konkurencjach. Dobrym prognostykiem mogą być jednak wyniki, które Polacy uzyskali w ostatnim czerwcowym starcie. Po złoto zawodów Pucharu Świata sięgnęła dwójka podwójna, a brąz wywalczyła czwórka bez sternika.

Dziewczyny Kryka

Tomasz Kryk to w naszym sporcie trener-legenda, który z kajakarkami osiągnął niemalże wszystko. Do pełni szczęścia naszym zawodniczkom, jak i całej dyscyplinie brakuje olimpijskiego złota. O to będzie niezwykle trudno, ale szykuje się ostra walka o podium. Pierwszymi rozegranymi konkurencjami pań będą te, które w 2016 roku przyniosły naszej drużynie medale. O kolejny olimpijski krążek powalczy Marta Walczykiewicz. Specjalizująca się w rywalizacji jedynek na dystansie 200 metrów Polka to obecna wicemistrzyni świata oraz brązowa medalistka tegorocznych Mistrzostw Europy. Przed pięcioma laty nasza reprezentantka uległa jedynie Lisie Carrington. To właśnie wspominana Nowozelandka ma być największą gwiazdą kobiecych kajaków w Tokio. Carrington nie tylko od 2011 roku nieprzerwanie wygrywa wyścig sprinterski na każdej mistrzowskiej imprezie, ale zaczęła również sięgać po medale na dystansie 500 metrów. Do Japonii chce lecieć po cztery krążki. To właśnie ona oraz Dunka, Emma Jorgensen, która w tym sezonie wyraźnie wygrała zawody Pucharu Świata oraz Mistrzostw Europy, będą głównymi rywalkami Marty Walczykiewicz.

Tego samego dnia, co wyścigi sprinterskie, rozegrany zostanie finał rywalizacji kobiet w dwójkach na 500 metrów. W tej konkurencji Polki na olimpijskim podium stają nieprzerwanie od 2000 roku. Tym razem o medale będzie jeszcze trudniej – zmiany w olimpijskich przepisach spowodowały, że najsilniejsze reprezentacje będą mogły wystawić aż dwie osady. Nie stawia to jednak naszych pań na straconej pozycji – Karolina Naja i Anna Puławska to bowiem aktualne wicemistrzynie świata oraz wicemistrzynie Europy, które drugi z krążków wywalczyły na początku czerwca w Poznaniu. Polki uległy jedynie Węgierkom, a pokonały mocne osady Białorusinek – mistrzyń globu z 2019 roku – oraz Niemek. W Tokio wśród faworytów będą też Nowozelandki oraz druga osada Węgier. Największą zagadką będzie występ tych pierwszych, które zbudują osadę z Caitlin Regal i Lisy Carrington. Panie razem w 2018 roku wywalczyły wicemistrzostwo świata. Tym razem jednak Carrington w finale dwójki popłynie krótko po finale K1 200 m i ceremonii medalowej.

Węgierki, Białorusinki, Nowozelandki, Niemki i Polki wielki bój o medale powinny stoczyć również w wyścigu czwórek. To konkurencja, która dla naszych reprezentantek na igrzyskach od lat była niezwykle pechowa – w 2004, 2008 i 2012 roku Biało-Czerwone zajmowały czwarte lokaty, w 2016 roku sensacyjnie nie awansowały do olimpijskiego finału. W ostatnich dwóch sezonach Polki nieprzerwanie jedynak zdobywały krążki w tej konkurencji – są trzecią osadą Mistrzostw Świata z 2018 oraz 2019 roku. Na niedawnych Mistrzostwa Europy, w składzie bez Karoliny Naji, sięgnęły po czwarte miejsce. I oby to pechowe, czwarte miejsce, było ostatnim w tym roku.

Czeski rewanż

Igrzyska to wielkie emocje, niezwykłe tempo rywalizacji i masa dyscyplin. Królową sportu nazywana jest jednak lekkoatletyka. To dyscyplina, w której nasi reprezentanci podczas dwóch ostatnich edycji mistrzostw globu sięgali kolejno po osiem oraz sześć medali. Powtórzenie takiego wyniku w Tokio byłoby wielkim sukcesem, kandydatów do krążków i to tych z najcenniejszego kruszcu nie brakuje. Liderami światowych list w konkurencjach technicznych są Paweł Fajdek w rzucie młotem oraz Maria Andrejczyk w rzucie oszczepem. Polak, w trudnych warunkach i walcząc z mokrym kołem, w Chorzowie rzucił niemalże 83 metry. Trenowany przez mistrza olimpijskiego z 2000 roku – Szymona Ziółkowskiego – zawodnik największe problemy może mieć jednak nie z rywalami, ale z olimpijskimi kwalifikacjami. Tych nie przebrnął aż dwukrotnie – w Londynie oraz Rio de Janeiro. W 2016 roku na olimpijskim podium w tej konkurencji stanął natomiast Wojtek Nowicki. To lekkoatleta o niezwykłej skuteczności – od 2015 roku na każdej mistrzowskiej imprezie, poczynając od mistrzostw świata, igrzysk olimpijskich przez mistrzostwa Europy, staje na podium. Obu naszych młociarzy stać na bardzo dalekie rzuty. Takie zaprezentowali w tym sezonie jednak również Amerykanie – aż czterech sportowców z tego państwa posłało młot na ponad 78 metrów. Najbardziej stawkę „postraszył” Rudy Winkler, który uzyskał odległość 82,71 m.

Rzut młotem to również konkurencja, w której dobrze powinny spisać się Biało-Czerwone na czele z powracającą po długiej przerwie Anitą Włodarczyk. Rekordzistka świata i dwukrotna mistrzyni olimpijska nie zaprezentowała jednak jeszcze wysokiej formy. Na listach światowych nie ma jej w pierwszej dziesiątce. Niemniej należy mieć nadzieję, że szczyt obecnych możliwości gwiazda naszego sportu pokaże w Tokio. W olimpijskim finale nie powinna być osamotniona – prawdopodobnie będą jej towarzyszyły dwie medalistki MŚ, kolejno z 2017 i 2019 roku, czyli Malwina Kopron i Joanna Fiodorow. Pierwsza z tych zawodniczek w tym sezonie młot posłała już na ponad 75 metrów. W damskiej rywalizacji również najdalsze rzuty oddały dotychczas Amerykanki – aż cztery najlepsze wyniki należą właśnie do nich.

Marysia Andrejczyk to kobieta, która w Japonii będzie chciała wyrównać rachunki. Przed pięcioma laty, jako młodziutka zawodniczka, Polka w eliminacjach rzutu oszczepem oddała fantastyczną próbę na ponad 67 metrów. W finale również rzucała daleko, ale do medalu zabrakło… 3 centymetrów. Brąz trafił zamiast do polskich, to do czeskich rąk. O włos lepsza była Barbora Špotáková – rekordzistka globu i wielka idolka Andrejczyk. W kolejnych sezonach, po zdrowotnych problemach, Polka nieco zniknęła z rywalizacji. Wróciła jednak z hukiem. W chorwackim Splitcie nie tylko pierwszy raz w karierze pokonała utytułowaną Czeszkę, która w tym sezonie rzuca słabo, ale była również bliska pobicia rekordu świata. Andrejczyk oszczep posłała na odległość 71,40 m. Lepszego wyniku nie uzyskała żadna zawodniczka od 2011 roku! 25-latka w Japonii będzie chciała więc powetować sobie start w Brazylii – może zrobić to podwójnie, zdobyć złoto i pobić rekord globu.

Wybiegać medal

Polacy swoich szans będą szukać również w pozostałych konkurencjach technicznych. Obok Marysi Andrejczyk w rzucie oszczepem powalczy Marcin Krukowski. Polak, który w tym sezonie rzucił już ponad 89 metrów, będzie jednym z kilku kandydatów do podium. Złoto wydaje się być jednak zarezerwowane dla Niemca, Johannesa Vettera, który regularnie posyła oszczep poza granice 90 metrów i jest coraz bliżej rekordu świata z 1996 roku (Jan Železný – 98,48 m). Liderem europejskich tabel w pchnięciu kulą, który będzie chciał zagrozić Amerykanom, jest Michał Haratyk. Polak w tym sezonie posłał kulę bardzo daleko, bo na ponad 22 metry. Poza tą granicę pchało również trzech zawodników zza oceanu, na czele z Ryanem Crouserem, który ustanowił nowy rekord świata – 23,37m! W skoku o tyczce powalczy także Piotr Lisek – brązowy medalista ostatnich mistrzostw globu.

Z uwagą będziemy również spoglądać na bieżnię, na której zobaczymy m.in. Aniołki Matusińskiego. Zwana tak, od nazwiska trenera kadry, sztafeta 4×400 metrów kobiet chce w Tokio zdobyć medal. Panie, na czele z Justyną Święty-Ersetic, mają już dwa krążki mistrzostw globu. Są także aktualnymi mistrzyniami Europy. W tym sezonie, mimo problemów zdrowotnych czołowych zawodniczek, czyli Patrycji Wyciszkiewicz-Zawadzkiej, Igi Baumgart-Witan i Anny Kiełbasińskiej, Polki zajęły drugie miejsce podczas Mistrzostw Świata Sztafet. Wygrały również bieg sztafetowy w ramach Drużynowych Mistrzostw Europy. Aniołki to drużyna, którą zbudowały sukcesy, ale i porażki – w Moskwie w 2013 roku dziewczyny nie awansowały do finału, dwa lata później w Pekinie zgubiły pałeczkę, w Rio pobiegły zwyczajnie słabo. Od tego czasu napisały jednak piękną historię, która ma mieć swój kolejny, olimpijski rozdział. Siła Polek tkwi w szerokiej kadrze. W tym roku fantastyczną formę pokazała już 23-letnia Natalia Kaczmarek. Młodzieżowa mistrzyni Europy o ponad sekundę poprawiła swój rekord życiowy. Do zespołu płynnie weszła też Kornelia Lesiewicz – 17-latka, która zimą pobiegła najszybciej w historii europejskich startów zawodniczek U18 w hali.

Obok sztafety 4×400 m kobiet powalczy także sztafeta mieszana, złożona z dwóch zawodników i dwóch zawodniczek. Zarówno panie, jaki i panowie pokazali, że będą gotowi do rywalizacji. Na bieżni swojej medalowej szansy poszukają także średniodystansowcy. Medalistą ostatnich mistrzostw globu jest Marcin Lewandowski, który rywalizuje na 1500 metrów. O krążku marzy także będący odkryciem tego sezonu, Patryk Dobek. Płotkarz, który w 2015 roku biegał w finale Mistrzostw Świata, rozpoczął starty na dystansie 800 metrów. Najpierw wygrał Halowe Mistrzostwa Polski, później Halowe Mistrzostwa Europy. W sezonie letnim najpierw wywalczył minimum olimpijskie, a później dokonał niemożliwego na Memoriale Kusocińskiego. W bardzo mocnej stawce wygrał z czasem 1:43.73, który jest najlepszym wynikiem w tym roku na świecie (stan na 21.06.2021).

Głód debiutanta i złota

Wygranie kwalifikacji olimpijskich w koszykówce 3×3 trener polskiej reprezentacji określił mianem zrobienia pierwszego kroku w stronę olimpijskiego złota. Nasi zawodnicy, którzy wystąpią w nowej konkurencji na igrzyskach, to brązowi medaliści ostatnich mistrzostw globu. Bilet do Tokio zapewnili sobie w bardzo dobrym stylu, a w Japonii spotka się jedynie osiem zespołów, co gwarantuje wielkie emocje.

Na takie liczyć będziemy także w wykonaniu Doroty Borowskiej. 25-latka specjalizuje się w kanadyjkarskim sprincie na dystansie 200 metrów. To szósta zawodniczka ostatnich mistrzostw globu, ale również obecna mistrzyni Europy, która na początku czerwca w Poznaniu zdeklasowała rywalki. Do Tokio, jak sama mówiła, jedzie po złoto.

W nowej olimpijskiej dyscyplinie, czyli wspinaczce sportowej powalczy Aleksandra Mirosław. Polka to aktualna mistrzyni świata oraz była rekordzistka globu we wspinaczce na czas. Niestety, w Japonii zamiast tej konkurencji rozegrany zostanie trójbój, do którego zaliczane będą również bouldering i prowadzenie – w tych nasza zawodniczka się nie specjalizuje. Wygrana w ukochanej konkurencji, przy odrobinie szczęścia, może jednak dać liczbę punktów gwarantującą medal. Pierwszy raz w historii występów polskiej reprezentacji na igrzyskach zobaczymy także panie w taekwondo. Aleksandra Kowalczuk to wicemistrzyni Europy, a Patrycja Adamkiewicz w wielkim stylu wygrała olimpijskie kwalifikacje, w decydującej walce pokonując rywalkę 32:0.

Faworytami do złota będą niewątpliwie siatkarze. To mistrzowie świata z 2014 oraz 2018 roku, którzy wielokrotnie demonstrowali swoją moc. Jeśli przysłowie „do trzech razy sztuka” ma się sprawdzić, to właśnie w ich przypadku. W 2012 i 2016 roku Polacy odpadali bowiem w meczach ćwierćfinałowych. Gdy przejdą przez tę fazę rywalizacji, odetchniemy z ulgą. Szans na medale należy szukać również w pozostałych sportach walki, a także w tenisie. Wszak Iga Świątek nie tylko marzy o medalu, ale wie jak go zdobyć – to młodzieżowa mistrzyni olimpijska z 2018 roku.

The Games must start!

Aleksandra KONIECZNA