Maski igrzysk

Ptasie gniazdo ponownie ugości olimpijczyków. Źródło: Slices of Light/flickr.com

„Razem dla wspólnej przyszłości” – tak brzmi hasło Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie, które odbędą się w lutym 2022 roku. Trudno jednak nie ulec wrażeniu, że nie jest ono zbyt adekwatne. Po pierwsze, sportowcy ponownie będą zmuszeni do pozostania w całkowitej izolacji w czasie najważniejszej imprezy czterolecia. Po drugie, przyszłość w wizji chińskich władz może nie być tak inkluzywna.

Jeszcze przed imprezą w Japonii pojawiały się głosy krytykujące to, z jak dużymi obostrzeniami muszą się mierzyć zawodnicy. Krótki czas przebywania w wiosce olimpijskiej, ciągła inwigilacja przez aplikację w smartfonie czy zakaz opuszczania bańki to tylko kilka z nich. Pomimo tych obostrzeń oraz pozornego braku zakłóceń sportowej rywalizacji i tak – zgodnie z informacjami podanymi przez komitet organizacyjny – wykryto 863 zakażenia wśród uczestników imprezy, a z powodu przybycia gości zza granicy 25 mieszkańców trafiło do szpitala. Międzynarodowy Komitet Olimpijski, bogatszy o doświadczenia z Japonii, przygotował jeszcze bardziej szczegółowy zbiór zasad bezpiecznego postępowania.

Pod ścisłym nadzorem

Pod koniec września MKOl, tuż po szeroko zakrojonych konsultacjach, poinformował, jak wyglądać będzie najważniejsza zimowa impreza czterolecia. Choć Komitet nie nakłada na zawodników obowiązku zaszczepienia się przeciwko koronawirusowi, dla niezaszczepionych planuje aż 21 dni kwarantanny. Jako że trudno oczekiwać, by atleci zdecydowali się na trzytygodniową izolację przed tak ważnymi zawodami, można się spodziewać, że w Pekinie odsetek zaszczepionych sportowców będzie wyższy niż ten w Tokio. Inaczej niż w Japonii, codziennym testom poddawani będą nie tylko olimpijczycy, ale też wszyscy pracujący przy organizacji wydarzenia – niezależnie od pełnionej funkcji. Każdą z tych osób ponownie czeka też życie w bańce. Oprócz tego mówi się o pleksach oddzielających zawodników od dziennikarzy w strefie wywiadów, gąbkach do mikrofonów wymienianych po każdej rozmowie czy wpinanych pod pachę termometrach, których zadaniem byłoby stałe mierzenie temperatury ciała sportowców.

Z oświadczenia wydanego przez władze olimpijskie wynika, że na trybunach pojawią się kibice, niemniej bilety sprzedane zostaną wyłącznie mieszkańcom Chin. Najpewniej widzowie chcący dopingować zawodników będą zobowiązani do okazania negatywnego wyniku testu lub dokumentu poświadczającego szczepienie. Właśnie takie zasady panowały na zorganizowanych we wrześniu Chińskich Igrzyskach Narodowych będących testem przed zbliżającymi się zimowymi zmaganiami. Wszystkie wątpliwości powinny zostać wkrótce rozwiane, gdyż MKOl zapowiedział już wydanie bardziej szczegółowych wytycznych w tzw. „playbooku”.

Pekin mierzy się z zarzutami, jakoby planowane obostrzenia były zbyt rygorystyczne. Zdaniem chińskich władz tak wysoki stopień ostrożności jest jednak jedyną szansą na przeprowadzenie bezpiecznych zawodów – zarówno dla sportowców, jak i miejscowej ludności. Co ciekawe, restrykcyjnie do sprawy igrzysk podchodzi również Amerykański Komitet Olimpijski i Paraolimpijski, który zapowiedział, że do Chin zabierze wyłącznie osoby w pełni zaszczepione.

Gospodarz niezgody

W przypadku politycznego aspektu pekińskich zawodów nie sposób nie zauważyć analogii do wydarzeń sprzed 13 lat. Przed startem letnich Igrzysk w stolicy Chin również głośno nawoływano do tego, by zbojkotować lub choćby w jakiś sposób wyrazić sprzeciw wobec przyznania najważniejszej sportowej imprezy czterolecia państwu, które łamie prawa człowieka. Wtedy chodziło głównie o sprawę Tybetu, a także stanowisko Chin wobec wydarzeń w Sudanie i Birmie. Ówczesny prezydent MKOl-u, Jacques Rogge, odpierał ataki, twierdząc, że po pierwsze dzięki Igrzyskom do Chin będzie mogło wjechać wielu dziennikarzy (przy pandemicznych Igrzyskach ten argument dewaluuje się – dziennikarzy będzie mniej i będą mieli ograniczoną możliwość poruszania się), a po drugie goszczenie tej imprezy rozpocznie nowy rozdział w historii tego kraju oraz zapoczątkuje zmiany.  

Celność tej przepowiedni można podać w wątpliwość, skoro 13 lat później stoimy przed tym samym problemem. Organizacje walczące o prawa człowieka ponownie nawołują do wykonania jakiegoś gestu wobec gospodarza, a do sprawy Tybetu doszła kwestia Hongkongu i Ujgurów. Prezydentka Norweskiej Konfederacji Sportu, Berit Kjøll, stwierdziła, że organizowanie igrzysk w państwie mającym ciągłe problemy z prawami człowieka sprawia, że uczestnictwo w nich jest „wymagające”. Jednocześnie podkreśliła, że sportowy bojkot jest złym rozwiązaniem. Miałby on zabrać możliwość wywarcia jakiegokolwiek wpływu na sytuację w tym kraju. Tego typu bojkoty z różnych przyczyn miały miejsce w latach 1976-1984 i nie zmieniły nic. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest nieprzybycie do Pekinu politycznych delegacji. Taki scenariusz rozważa m.in. administracja Joe Bidena. Podobne głosy wśród polityków pojawiły się 13 lat temu, jednak wtedy większość z nich nie zdecydowała się na taki krok. 

Niezależnie od wszystkich przeciwności, pekińskie Igrzyska odbędą się. Znając rozmach Chińczyków przy organizowaniu tego typu wydarzeń, można mieć pewność, że będą one pamiętne. Prezydent MKOl w liście do społeczności olimpijskiej napisał: „Igrzyska niosą za sobą wiadomość o pokoju, jedności i solidarności, niezależnie od tego gdzie mają miejsce”. Pozostaje zadać pytanie, czy wszystkim. 

Paulina Pszczółkowska
Rafał Wandzioch