„Mamy wiele możliwości na urozmaicenie swojego życia”

Ania Kowalczyk. Przewodnicząca ESN UAM. Źródło: Archiwum prywatne Ani Kowalczyk

Zawieranie międzynarodowych przyjaźni, nauka języków obcych oraz mity związane z programem Erasmus+. W rozmowie z Danielem Mirończykiem−Leśniakiem, Ania Kowalczyk – wiceprzewodnicząca ESN UAM Poznań, opowiada o swoich doświadczeniach z wymianami zagranicznymi oraz pracy w uczelnianej organizacji.

Jak rozpoczęła się twoja przygoda z programem Erasmus+?

− O programie dowiedziałam się w klasie maturalnej od koleżanki, która była na pierwszym roku studiów. Moja znajoma była wtedy w trakcie rekrutacji na Erasmusa. Ja już wtedy wiedziałam, że będę studiować filologię germańską, dlatego od razu pojawiła się myśl o wyjeździe do Niemiec. Tym samym pojechałam na swoją pierwszą wymianę właśnie do Freiburga.

Czy każda chętna osoba może wziąć udział w programie Erasmus+?

− Erasmus głównie jest kojarzony z długimi wymianami uczelnianymi, natomiast są to również wyjazdy na praktyki, wyjazdy absolwenckie, a także wymiany krótkoterminowe, które mogą trwać do dziesięciu dni. Jeśli chodzi o tę formę Erasmusa, która interesuje znaczną część studentów, czyli wymiany na semestr lub cały rok akademicki, to podstawą do wyjazdu jest przede wszystkim ukończenie pierwszego roku akademickiego oraz status studenta.  

Wśród studentów panuje przekonanie, że na wymiany zagraniczne mogą wyjechać wyłącznie wybitni studenci. Czy ten przesąd dotyczący najwyższych stopni w nauce jest dalej aktualny?

− Wydaje mi się, że jestem dobrym przykładem obalającym ten mit. Nigdy nie uważałam się za lepszą od innych kolegów i koleżanek, a udało mi się wyjechać dosyć szybko na wymianę. Dodatkowo przed wyjazdem nie uczestniczyłam w konferencjach czy projektach studenckich. W procesie rekrutacyjnym najważniejsze jest zareklamowanie swojej osoby. Zasady naboru są różne w zależności od uczelni, ale w moim przypadku list motywacyjny, w którym opisywałam swoje cele związane z konkretnym wyjazdem, był kluczowy w trakcie selekcji zgłoszeń. Oceny oczywiście odgrywają swoją rolę w rekrutacji. Każdy wydział ma określone minimum, jakie trzeba osiągnąć, natomiast wcześniej wspomniany list motywacyjny jest kluczem do sukcesu. Niektóre wydziały przeprowadzają również rozmowy z kandydatami, podczas których uczelnia upewnia się, że poradzimy sobie w trakcie pobytu za granicą.  

Z programu Erasmus+ korzystałaś już od 2018 roku. Jakie emocje towarzyszyły ci przed pierwszym wyjazdem?

− Przede wszystkim było to duże podekscytowanie i komfort, ponieważ znałam dobrze język niemiecki i wiedziałam, że będę w stanie porozumiewać się na miejscu. Znam studentów, którzy wyjeżdżają na wymiany, nie znając języków obcych – wtedy nie wszystko może iść po naszej myśli. Z drugiej strony pojawiał się niepokój i obawa przed nieznanym. Chyba miałam takie podejście jak większość osób wyjeżdżających samotnie na długą wymianę za granicę. Wtedy zrozumiałam, że trzeba samodzielnie załatwić dużo spraw przed wyjazdem – m.in. wypełnienie wielu dokumentów i mentalne przestawienie się na dorosłe życie za granicą, a także załatwienie zakwaterowania na czas pobytu. Dodatkowo, znając odzew innych studentów, wiem, że znaczna część aplikujących na wymianę musi mierzyć się z niedoinformowaniem. Oczywiście wydziały posiadają na stronach internetowych zakładki z aktualnościami dotyczącymi Erasmusa, natomiast jest to często wiedza zbyt ogólna. Brakuje na wydziałach informacji z pierwszej ręki od studentów, którzy wrócili z wymiany w konkretnych krajach. Chodzi mi o takie drobnostki, jak wiedza o tym, że jadąc do Włoch, trzeba zakupić inną wtyczkę do kontaktu czy wiedza o tym, jak szukać zakwaterowania. Dodatkowo większość studentów nie zdaje sobie sprawy, że zagraniczne uczelnie oferują kursy językowe przed rozpoczęciem semestru. Taka wiedza może zaoszczędzić dużo stresu już na miejscu. Od tamtego czasu powtarzam, że na Erasmusa najtrudniej jest wyjechać, potem jest już z górki.

Dwukrotnie wyjeżdżałaś do Niemiec – Mainz oraz Freiburg. Czy wyjazd do tego kraju może być równie ekscytujący, co wyjazd tysiące kilometrów od Polski?

− To chyba zależy od danej osoby. Moim zdaniem wyjazd do samego Krakowa może być równie interesujący, co wyjazd do Paryża. Wyjazd na Erasmusa zależy od tego, jakie mamy priorytety. Wielu studentów chce po prostu pomieszkać przez jakiś czas za granicą i zobaczyć  jak to jest. Są też osoby, które wiążą swoją przyszłość z konkretnym krajem, dlatego decydują się na udział w wymianie. Na wszystkie wymiany składa się wiele czynników – ludzie, których poznamy, a także miasto i nasze nastawienie. Osobiście uważam, że nieważne, gdzie wyjedziemy, każdy znajdzie coś dla siebie.

Jakiś czas temu wróciłaś z kolejnej wymiany. Tym razem spędziłaś kilka miesięcy na uczelni we Włoszech. Jak opiszesz ten czas i czym ta wymiana różniła się od pozostałych?

− Przede wszystkim to była już moja trzecia wymiana, dlatego czułam się jak „erasmusowy dinozaur”. Takie doświadczenie było bardzo pomocne, ponieważ mogłam się skupić oprócz samej nauki na strefie rozrywkowej, czyli podróżowaniu i poznawaniu Włoch. Chciałam wykorzystać ten wyjazd głównie pod względem rozwoju języka. Jeśli chodzi o konkretne różnice kulturowe i podejście Włochów do życia, to zawsze dziwił mnie widok ludzi pijących kawę i jedzących rogale o siódmej rano nazywających to śniadaniem. Dowiedziałam się również, że codziennie jest godzinna przerwa, podczas której zamyka się cała uczelnia i wszyscy idą na stołówkę. To są niuanse, które nie przeszkadzają w życiu codziennym, ale czasami dziwią i bawią. Takich rzeczy jest bardzo dużo, ale każdy kraj ma swoje rytuały, które mogą szokować cudzoziemców.  

W trakcie studiów rozpoczęłaś swoją przygodę z uniwersytecką organizacją – Erasmus Student Network. Obecnie jesteś już jej wiceprzewodniczącą. Mogłabyś opowiedzieć o swoich obowiązkach?

− O tej organizacji dowiedziałam się pierwszy raz będąc na wyjeździe w Niemczech. To jest inicjatywa, do której należą studenci z danych miast oraz uczelni, którzy organizują czas wolny dla przyjeżdżających zza granicy. W trakcie mojej wymiany mogłam uczestniczyć w różnych wydarzeniach współtworzonych przez te osoby i bardzo mi się to spodobało. Po powrocie z drugiej wymiany postanowiłam dołączyć do Erasmus Student Network na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Rok później zostałam wiceprzewodniczącą. Jestem odpowiedzialna przede wszystkim za dokumentację i tworzenie uchwał. Od początku czułam misję promowania Erasmusa wśród studentów. W zeszłym roku podczas nauki zdalnej prowadziliśmy serię webinarów, zachęcających do uczestnictwa w programie. W naszej organizacji jest bardzo zróżnicowany przekrój studentów, dlatego zachęcam wszystkich do angażowania się w działania ESN. Obecnie pracujemy również nad poradnikiem dla studentów, którzy chcą brać udział w wymianach. Ten projekt będzie oferować podstawową wiedzę, której – tak jak wcześniej mówiłam – brakuje na wielu wydziałach.

Jak z perspektywy lat wymiany zagraniczne wpłynęły na twoje postrzeganie świata i rozwój osobisty?

− Przede wszystkim zrozumiałam, że mamy wiele możliwości na urozmaicenie swojego życia. Nie trzeba siedzieć od rana do wieczora na uczelni i nie robić nic poza tym. Jest wiele organizacji i projektów tworzonych przez młodych ludzi. Dodatkowo Erasmus pozwolił mi ukształtować swoją wizję kariery zawodowej, a co najważniejsze, cały czas rozwijałam umiejętności miękkie. Doszkalanie języka, zawieranie międzynarodowych znajomości, poznawanie innych kultur – to jest coś, czego mogłabym nie doświadczyć na taką skalę bez Erasmusa.

Co oprócz samej nauki należy do obowiązków studentów wyjeżdżających za granicę?

− Są pewne dokumenty, które trzeba wypełnić przed samym wyjazdem oraz wybrać przedmioty na uczelni, które będą w jakimś stopniu pokrywać się ze ścieżką w Polsce. Do całej dokumentacji wchodzi jeszcze kwestia dofinansowania naszego wyjazdu przez uczelnię, wtedy będziemy zobowiązani do wyznaczenia dokładnych terminów naszego pobytu za granicą. To może brzmi skomplikowanie, natomiast jest to kwestia kilku dni, aby całą „papierologię” mieć za sobą. A jeśli chodzi o obowiązki studentów już na miejscu, to przede wszystkim należy do nich zdanie semestru lub roku i godne reprezentowanie uczelni.

Jakie są najczęściej obierane kierunki przez studentów w programie Erasmus+?

− Najczęściej są to ciepłe kraje – Hiszpania, Portugalia i Włochy. Za tymi krajami są Niemcy. Ciepłe kraje przyciągają studentów z całego świata. Są to świetne bazy wypadowe, jeśli chodzi o podróżowanie. Wiadomo, w każdym kraju są miasta i miasteczka, które warto zobaczyć. Warto pamiętać, że jako studenci zza granicy mamy takie same prawa jak inni studenci na danej uczelni. To kwalifikuje nas do korzystania ze wszystkich benefitów. Będąc na wymianie we Freiburgu, miałam możliwość wyjechania na tygodniowy wyjazd warsztatowy do Francji. Jednak co jest najważniejsze i często o tym mówię – wybór miasta lub kraju nie powinien stać ponad poradzeniem sobie na samych studiach. Jeśli np. uczelnia hiszpańska nie oferuje zajęć w języku angielskim, a nasz hiszpański ogranicza się do znajomości kilku zdań, to nie porywajmy się z motyką na słońce. Wybierzmy wtedy region lub inny kraj, który takie zajęcia nam oferuje.

Z perspektywy własnych doświadczeń, jak porównałabyś poziom nauczania w Polsce i za granicą?

− Moim zdaniem UAM ma zdecydowanie wyższy poziom, jeśli chodzi o naukę języków obcych. Materiał jest przerabiany znacznie szybciej, samej praktyki językowej w trakcie zajęć jest więcej. Kraje, w których byłam, są w wielu aspektach bardziej rozwinięte od Polski, czy to gospodarczo czy technologicznie. Fakt, widać to, kiedy już się tam jest i z pewnością inne kierunki będą o wiele bardziej rozbudowane niż w Polsce. Natomiast w kwestiach, o których wspomniałam nasza Alma Mater zdecydowanie przoduje.

Rozmawiał Daniel MIROŃCZYK-LEŚNIAK