Prorosyjscy proputinowscy

Prorosyjscy liderzy Konfederacji coraz częściej uderzają w proputinowskie tony
Źródło: Kolaż własny/Wikimedia Commons

W momencie, gdy piszę ten tekst, konto twitterowe Janusza Korwina-Mikkego robi za maszynkę do wygładzania rzeczywistości na modłę pisaną cyrylicą. Pan Janusz przekonuje w kolejnych wpisach, że DRL i ŁRL to nie marionetkowe twory quasi-państwowe tylko podmioty „samodzielne i różne”, a zasada nienaruszalności granic w Europie to chwyt „rządzących gangów”, by te mogły nakładać „gigantyczne podatki”. Niestety, Korwin nie jest jedynym piórem w prorosyjskim skrzydle Konfederacji.


Konfederacja swój wizerunek buduje konsekwentnie na sprzeciwie wobec głównego nurtu, lansując się jako partia będąca alternatywną, atrakcyjniejszą opcją. Takie separowanie się na mocy „nie” wobec całej reszty zbiorowości jest zabiegiem prostym, starym i wciąż niezwykle skutecznym. To „nie” Konfederacja pokazywała wielokrotnie w ostatnich latach.


„Nie” wobec obostrzeń i zamykaniu działalności Konfederacja głośno krzyczała na początku 2021 roku. Wtedy to w Polsce powstawały takie ruchy jak Strajk Przedsiębiorców oraz propagowane były akcje buntu wobec obostrzeń zwieńczane otwieraniem drzwi zamkniętych od miesięcy przybytków. Później głośne „nie” usłyszały: akcja szczepień oraz pomysł wprowadzenia paszportów covidowych. Straszenie odczynami poszczepiennymi oraz „segregacją sanitarną” po raz kolejny ustawiło Konfederację w opozycji do głównego nurtu.
Warto zauważyć, że nawet w sytuacji, gdy w mediach mowa jest o „opozycji”, zwykle podpisuje się pod tym zbiorowisko wszystkich formacji sejmowych poza PiS (z wiadomych względów), ale także bez Konfederacji. Niejednokrotnie słyszałem zresztą określenia „opozycja demokratyczna i Konfederacja”, zwłaszcza w wypowiedziach polityków KO oraz Lewicy. Dotąd nie widziałem jednak oburzenia ze strony polityków prawicowej partii, ze względu na takie ich ustawienie na planszy dyskursu politycznego. Widocznie cieszy ich wyodrębnianie od tego, co oni rozumieją jako ogólnie pojęta „postkomuna”.


Mamy w końcu 2022 rok, luty i feralny jego 24 dzień, który na zawsze już przejdzie do historii świata. Atak rosyjskiego wojska na Ukrainę skutecznie bowiem zmienił atmosferę na kontynencie, ale i na całym świecie. W niejednym kraju opozycja i władza zjednoczyły się w działaniach przeciwko Kremlowi, który łapczywie patrzy na Europę Wschodnią i marzy o odtworzeniu strefy wpływów znanych ze świata zimnej wojny.
I znów ze swoją narracją Konfederacja znalazła się w opozycji do frontu wsparcia Ukrainy, w którym znalazły się wszystkie siły parlamentarne poza partią z Korwinem, Braunem i Bosakiem na czele. Każdy, kto dłużej przygląda się politycznej działalności szczególnie Janusza Korwina-Mikkego i Grzegorza Brauna oraz osób związanych z ich projektami politycznymi, dobrze zdaje sobie sprawę z przychylnego wobec Rosji nastawienia tej ekipy. Dotąd było to jednak rozpoznawane jako działanie prorosyjskie, teraz zaś coraz bardziej wygląda na po prostu proputinowskie.
W każdym kraju pojawiły się masowo wyrazy wsparcia dla Ukrainy, ale także, w znacznie bardziej ograniczonym stopniu, te popierające Rosję. Tak się niestety składa, że w Polsce najgłośniejsze z tych drugich głosów pochodzą z ust polityków, którzy mają reprezentację w Sejmie i stanowią trzon prawicowego ugrupowania będącego czwartą lub piątą siłą w izbie niższej parlamentu w zależności od sondażowni. Braun i Korwin w ostatnim czasie muszą liczyć się z tym, że od ich słów odcinają się nawet politycy tej samej partii.


Grzegorz Braun zdecydowanie gra pierwsze skrzypce w nadawaniu treści, które na Kremlu z pewnością przyjmowane są z uśmiechem. Zdjęcie z zakrywającą palcem usta kobietą opisane „taka prawda: nie krytykuj banderowców, bo będziesz ruskim agentem”, czy też wpisy jak ten – „Imperatyw humanitarny: NIE otwierać terytorium RP na przestrzał, nie tworzyć popytu na migrację uchodźców/nachodźców – ew. uruchomić wahadłowy ruch pociągów… do granicy zachodniej”
(pisownia oryginalna – red.) są tylko dwoma przykładami z konta posła, który ministrowi zdrowia groził, że „będzie wisiał”.


Janusz Korwin-Mikke idzie jednak jeszcze dalej, wprost odnosząc się do konkretnych aktorów tej wojny i tłumacząc, że zjednoczona przeciw Kremlowi Europa całkowicie źle widzi niektóre sprawy. Tak było właśnie, gdy na Twitterze Korwin tłumaczył, że quasi-państwa DRL i ŁRL to „prawdziwe państwa z własnymi ambicjami”. Lider Konfederacji nie kończy jednak na tym: „zmiany są normalne, często dokonywane siłą” pisze w poście dotyczącym nienaruszalności granic. W kolejnym zaś dopytuje z przekąsem, czy Europa podnosiłaby larum, gdyby to Ukraina wygrała z Rosją i oderwała Kubań oraz Czarną Ruś. Ten sam polityk jeszcze kilka dni temu przekonywał, że to Ukraina rozpoczęła konflikt, bo jej wojska ostrzelały stanowiska w uznanych przez Rosję donbaskich republikach.
Myślę, że zgodnie ze słowami Korwina czas na zmiany w nasyceniu mediów w Polsce ruską propagandą. Może nawet przy użyciu siły. W końcu to normalne.


Przemysław TERLECKI