Podróż po wewnętrzne ukojenie

„Drive my car” to egzystencjalne kino drogi – Yûsuke i Misaki przemierzają Japonię i dawne wspomnienia czerwonym Saabem 900. / Źródło: Wikimedia Commons

Są filmy, które po obejrzeniu zostają z nami jeszcze na długo poza salą kinową. Należy do nich również „Drive My Car”, który nie tylko zastanawia, ale także podważa wiele, teoretycznie niekwestionowalnych życiowych wartości. Jego nietuzinkowość nierzadko wprowadza w zdezorientowanie, a ciągnąca się przez większość seansu aura tajemniczości trzyma w podświadomym napięciu.

Film japońskiego reżysera Ryusuke Hamaguchiego, będący adaptacją prozy Murakamiego, trafił na ekrany polskich kin dokładnie 11 marca 2022 roku. Produkcja walczyła w tym roku o statuetkę Oscara w trzech kategoriach: najlepszy film, najlepszy film nieanglojęzyczny i najlepszy scenariusz adaptowany. Nominację za reżyserię otrzymał także sam Hamaguchi. I chociaż ostatecznie komisja przyznała produkcji nagrodę tylko (albo aż) w kategorii najlepszy film międzynarodowy, nie da się ukryć, że stało się tak w stu procentach zasłużenie.

Akcja kręci się wokół historii małżeństwa z nietypowymi, choć dobrze im znanymi zwyczajami. Yusuke Kafuku (Hidetoshi Nishijima) to teatralny aktor, który uczy się i utrwala swoje kwestie w tytułowym samochodzie, którym codziennie przemierza ulice miasta. W podróży towarzyszy mu głos żony – Oto Kafuku (Reika Kirishima), która na zarejestrowanych na kasecie nagraniach odczytuje z nim sceny z teatralnej sztuki. Kobieta jest scenarzystką, a jej pomysły powstają we wcześniej wspomnianych nietypowych okolicznościach, mianowicie w trakcie seksu. Wraz z mężem kreują wówczas opowieści z intymnym i erotycznym wątkiem, a rano Yusuke przypomina je swojej żonie, która zajmuje się spisaniem pomysłów. Ich codzienne rytuały i przyzwyczajenia dają poczucie, że małżeństwo jest naprawdę zgranym duetem, który zna się na wylot i nie ma przed sobą tajemnic. Główny bohater wkrótce przekonuje się jednak, że ich relacja nie wygląda wcale tak kolorowo, a jeszcze większe wątpliwości pojawiają się, gdy Oto niespodziewanie umiera i pozostawia męża z poczuciem niedomówienia. Dalsza rzecz fabularna dzieje się dwa lata później, gdy Yusukema ma zająć się wystawieniem sztuki Antona Czechowa pt. „Wujaszek Wania”, a wówczas przychodzi mu rozliczyć się z przeszłością i przy okazji poznać osobiste historie swoich aktorów (Masaki Okada, Yoo-rim Park) i kierowczyni (Toko Miura). Ci z kolei pomagają mu spojrzeć na życie z zupełnie innej strony, przy okazji dokonując zmian również we własnych.

„Drive My Car” zrealizowane jest z niezwykłą precyzją, szczególnie pod względem pełnych naturalności, nieprzerysowanych zdjęć i przemyślanego scenariusza. Ujęcia przyciągają wzrok, a wątki fabularne, na wskroś emocjonakne, poruszają głębokie strefy ludzkich przemyśleń, choć nierzadko bywają zbyt rozwlekane. Trzygodzinny seans spokojnie dałoby się skrócić przynajmniej o kilkanaście minut, ale z drugiej strony nie jest on na tyle nużący, by całkowicie stracić nim zainteresowanie. Atmosfera jest pełna napięcia czy nawet erotyzmu, akcja ciekawa, tylko czasem zbyt szczegółowa, ale być może ma to na celu przedłużenie nam obcowania z bohaterami i ich lepsze zrozumienie. Docenić należy właśnie grę aktorską japońskich odtwórców głównych ról. Mam tu na myśli chociażby Toko Miurę, wcielającą się w enigmatyczną Misaki Watari, która woziła Yusukego przez Japonię w trakcie jego służbowego pobytu w mieście. Jej postać jest wyobcowana, ale stopniowo otwiera się wraz z rozwojem fabuły i nawiązaniem bliższej, przyjacielskiej relacji z reżyserem Kafuku. Sama aktorka dobrze buduje swoją postać i wiarygodnie oddaje jej odczucia.

Kino Hamaguchiego prawdziwie porusza. Postaci są autentyczne, zbudowane z krwi i kości, a ich rozterki sprawiają, że chce się poznać przyczynę podejmowanych decyzji, albo pokierować ich działaniami. Niewątpliwie, zmagają się oni z traumą, którą usiłują przezwyciężyć i która w wielu przypadkach nie pozwala im ruszyć do przodu. Dążą do tego i okazują sobie wsparcie, w wyniku czego ich relacje pogłębiają się w sferze intymności i wzajemnym zrozumieniu. Tak jest chociażby w przypadku Yusukego i Toko, których zbliżył nie tylko czas wspólnie spędzony w trasie, ale także problem pogodzenia się z przeszłością.

Niezwykle ważnym elementem filmu Hamaguchiego są ślady. Przez cały seans przewija się ich naprawdę wiele i stanowią symbole, wokół których krąży cała tajemnica niespodziewanie zmarłej scenarzystki. Kobieta przewijała je regularnie w swoich opowieściach i tym samym zostawiała je swojemu mężowi, by nie mówić wprost o swoich winach. Zupełnie jakby liczyła, że będzie on w stanie zrozumieć ją bez zbędnych słów. Yusuke zaczyna łączyć układankę w momencie przygotowań do wystawienia sztuki, kiedy prowadzi rozmowy z Koshim, z którym Oko łączyła bliska, ukryta relacja. Młody aktor pozwala głównemu bohaterowi odkryć inną stronę osobowości żony, a tym samym podjąć kolejny krok do jej akceptacji.

Ciekawym zabiegiem kamery jest pokazywanie obrazu miasta przeważnie z perspektywy starego, czerwonego Saaba, którym poruszają się główni bohaterowie. Stanowi on symbol drogi, to w nim lub przy nim odbywają się najważniejsze rozmowy i wydarzenia. Jest on poniekąd świadkiem zmian w życiu Yusukego, towarzyszy mu w nich i nawet sam Kafuku podkreśla, że jest z nim bardzo związany. Kojarzy mu się z bezpieczną przystanią, przyzwyczajeniami oraz czasem, kiedy miał przy sobie żonę. Wraz z rozwojem akcji i obieraniem coraz szerszego spojrzenia na swoje życie, czerwony samochód staje się coraz bardziej zwyczajną, już nie tak wyjątkową, charakterystyczną tylko dla niego strefą bezpieczeństwa. Wskazuje na to chociażby scena, w której Yusuke, wraz z Misaki palą w trakcie jazdy papierosa, do czego nigdy wcześniej mężczyzna nie dopuszczał.

Już sam fakt, że produkcja nagrodzona został Złotym Globem za najlepszy film zagraniczny, Złotą Palmą w Cannes, a ostatnio również wyżej wspomnianym Oscarem, świadczy o docenieniu walorów produkcji Hamaguchiego. Co jednak najważniejsze, „Drive My Car” to jedna z produkcji skłaniających do przemyśleń nad kwestiami, których nie dotykamy na co dzień, a nad którymi warto się mimo wszystko pochylić. Pochylić się i szczerze zastanowić nad naszym postrzeganiem rzeczywistości.

Dominika MARCINIAK