Papież nie popiera wojny, chociaż nieustannie broni Rosji

źródło: Flickr, Mazur/Episkopat.pl
podpis: Papież Franciszek nie rozumie rosyjskiej idei miru. Dla niego to USA jest złym bohaterem wojny

Postawa papieża Franciszka wobec wojny w Ukrainie wywołuje spore kontrowersje. Co jakiś czas w mediach pojawiają się informacje o skandalicznych słowach lub decyzjach głowy Kościoła Katolickiego. Papież z jednej strony mówi o cierpieniu narodu ukraińskiego i wzywa do modlitwy, a z drugiej strony stara się bronić agresora. Zdaje się, że Franciszek po prostu nie chce do siebie dopuścić prawdy o krwawym rosyjskim imperializmie.  

O papieżu Franciszku można powiedzieć wiele dobrego. Podczas swojego pontyfikatu niejednorodnie podnosił tematy, które w Kościele były spychane na dalszy plan. Mówił  
o szacunku do osób LGBTQ+, ekologii czy powrocie kapłanów katolickich do istoty nauki Jezusa. Zdawało się więc, że w Stolicy Piotrowej urzęduje osoba, która doskonale rozumie problemy obecnego świata. Czar jednak prysł, gdy Rosja napadła na Ukrainę. Wojna za naszą wschodnią granicą pokazała, że papież nie rozumie, albo może nie chce zrozumieć, że prawdziwą ofiarą wojny jest Ukraina, a nie Rosja.  

Wymuszone pojednanie 

Na początku padały wyłącznie słowa o cierpieniu narodu ukraińskiego i nawoływanie do pokoju. Przez długi czas papież ani razu nie wspomniał o agresorze, jakby wskazanie winnego było niemożliwe. Zamiast słów potępienia Rosji, padały prośby o pojednanie i wybaczenie ze strony ukraińskiej. Niesienie krzyża wspólnie przez Ukrainkę i Rosjankę podczas drogi krzyżowej w kwietniu ubiegłego roku miało stać się tego symbolem. Strona ukraińska stanowczo sprzeciwiła się temu pomysłowi, wskazując, że nie ma mowy o wybaczeniu, dopóki Rosja nie opuści terytorium Ukrainy. Ostatecznie jednak stolica apostolska nie zrezygnowała całkowicie z tej koncepcji. Pod wpływem nacisków zmieniono jedynie treść rozważań.  

Cała ta sytuacja przypomina obrazy ze szkoły, gdy z ust nauczyciela padają słowa „nie obchodzi mnie, kto zaczął, macie się przeprosić”. W tym momencie nieważne jest, kto jest ofiarą a kto oprawcą. Są oni sobie równi. Jednak to pozór, tak naprawdę dręczyciel zwycięża, bo nie ponosi żadnych konsekwencji. Ofiara musi się w tym momencie upokorzyć się przed swym oprawcą.  Nie jest winna, a wymuszane są na niej przeprosiny. Zdaje się, że papież Franciszek nie odczytuje nawoływania do wybaczenia w ten sposób. Nie da się jednak patrzeć na to inaczej. Ofiara została w tym momencie po prostu zrównana z agresorem.  

Obrona oprawcy 

Papież Franciszek nie zatrzymał się na tym. W kolejnych swych wypowiedziach idzie o krok dalej. Z oprawcy robi pełnoprawną ofiarę. Koronnym przykładem tego podejścia jest wywiad udzielony dla „Corriere della Sera” w maju 2022 roku. Papież Franciszek mówi w nim między innymi o tym, że „szczekanie NATO pod drzwiami Rosji” być może doprowadziło do wojny w Ukrainie. Słowa te wzbudziły wiele kontrowersji i nic w tym dziwnego, bo papież, chcąc nie chcąc powielał rosyjską propagandę. Franciszek bez ogródek powiedział, że Rosja została sprowokowana, więc jej postępowanie jest usprawiedliwione. Winnymi sytuacji są więc Stany Zjednoczone, kraje członkowskie NATO i sama Ukraina, która ma aspiracje, żeby dołączyć do sojuszu. Papież tłumaczył się z tej wypowiedzi mówiąc, że słowa te padły z ust mądrego przywódcy państwa podczas ich rozmowy jeszcze przed wybuchem wojny. Ów rozmówca miał w rozmowie powiedzieć, że jest zaniepokojony ruchami NATO. Na pytanie papieża, dlaczego tak uważa, miał odpowiedzieć „Szczekają u drzwi Rosji i nie rozumieją, że Rosjanie są imperialni i nie pozwalają żadnej obcej sile zbliżać się do nich”. Wspomniany przez papieża przywódca rzeczywiście wskazuje, że NATO prowokuje Rosję, jednocześnie podkreśla silny imperializm Rosjan, który jest realną przyczyną wojny. Nie da się jednak zauważyć, że argument ten przywołuje na myśl komentarze dotyczące ofiar gwałtu, które według wielu sprowokowały oprawców na przykład tym, że szły nocą same przez miasto. Papież Franciszek, wypowiadając te słowa w wywiadzie, zachował się więc, jak wszyscy ci, którzy w bezczelny sposób usprawiedliwiają przestępców.  

Głowa Kościoła jednak na tym nie poprzestała. Po śmierci Darii Duginy, córki prokremlowskiego ideologa, z jego ust ponownie padły słowa, które są po prostu oburzające. Papież uznał rosyjską propagandzistkę, która otwarcie popierała rosyjską agresję, za biedną i niewinną ofiarę wojny w Ukrainie. Z kolei w listopadzie podczas konferencji prasowej powiedział, że uderza go okrucieństwo wojny, dlatego też nieustannie mówi o udręczonej Ukrainie. Dalej zaznacza jednak, że to nie naród rosyjski prowadzi wojnę, a żołnierze i najemcy. Wspomina także, że szanuje naród rosyjski i twórczość Dostojewskiego. Papież odrzuca więc myśl o tym, że wielu Rosjan popiera wojnę, a rosyjscy mężczyźni biorą bezpośredni udział w mordowaniu ludności cywilnej.  

Perspektywa Argentyńczyka  

Ta przychylność głowy Kościoła w stosunku do Rosji jest druzgocąca. Zdaje się, że Franciszek nie wie, na czym tak naprawdę polega idea rosyjskiego miru. Zachowuje się tak, jakby chciał pogodzić ze sobą skłócone rodzeństwo. Papież niejednokrotnie mówił o tym, że kilkukrotnie kontaktował się z prezydentem Ukrainy, ale także rozmawiał z ambasadorem Rosji przy stolicy apostolskiej. Zaznacza jednak przy tym, że celem rozmów z rosyjskim dyplomatą, jest znalezienie odpowiedniego rozwiązania tej sytuacji. Z kolei podczas konferencji na początku lutego wyraził gotowość do spotkania się z Zełeńskim i Putinem. Podkreślił też, że nie przybył z wizytą do Ukrainy, tylko wyłącznie z tego powodu, że podróż do Moskwy jest niemożliwa.  

Ta postawa papieża jest niezrozumiała i nie jest jednoznaczna. Z jednej strony modli się o pokój w Ukrainie, a z drugiej strony wykazuje zrozumienie dla rosyjskiego imperializmu. Nie potępia jednoznacznie Rosji, ale mówi o wybaczeniu ze strony ukraińskiej. W jego oczach naród rosyjski jest humanitarny i nie jest winny okrucieństw wojny. Zdaje się więc, że papież jest ślepy, na to, co realnie dzieje się w Ukrainie. Być może nie chce zmieniać swojego obrazu świata, który do tego momentu budował. Tomasz Terlikowski, katolicki działacz i dziennikarz, niejednokrotnie zaznaczał, że pochodzenie Franciszka może mieć realny wpływ na jego rozumienie wojny w Ukrainie. Papież, będąc Argentyńczykiem, na całą sytuację patrzy z perspektywy krajów Ameryki Łacińskiej. W tamtym regionie to Stany Zjednoczone są często tym złym bohaterem. Dlatego też w jego wypowiedziach wybrzmiewa brak ufności wobec polityki USA, a nawet krytyka działań przywódców tego kraju. Rosja z kolei w Argentynie jest cichym bohaterem, ponieważ nie ma znaczących wpływów w tamtym regionie.  

Czy to jednak usprawiedliwia tak oburzającą postawę papieża wobec wojny? Nie do końca. Papież nie chce zmienić swojego myślenia, nie chce poznać perspektywy krajów Europy Środkowej i nie chce dopuścić do siebie myśli, że rosyjski imperializm jest realizowany bezwzględnymi metodami. Dopóki jednak jego sposób patrzenia na tę konkretną wojnę się nie zmieni, to jego postawa będzie dalej taka sama. Papież Franciszek będzie wywoływał kontrowersje swoimi słowami i podejmowanymi działaniami jeszcze niejednokrotnie.  

Olimpia OLIK