Powódź stulecia w Italii. Podsumowanie katastrofy

Coraz częściej dochodzi do katastrofalnych w skutkach powodzi
Źródło: fot. Jonathan Ford – unsplash.com

Od początku maja we Włoszech, a szczególnie w regionie Emilia-Romania, notowane są opady deszczu niewidziane w takich ilościach od prawie stu lat. W ciągu 48 godzin (16-17 maja) w pasie między Bolonią a Rawenną spadło 135 litrów deszczu na metr kwadratowy, a więc trzykrotnie więcej niż średnio przyjmuje ziemia w ciągu całego miesiąca. Nadmiar wody spowodował gwałtowne wezbranie wielu rzek. W niektórych miejscach poziom wody doszedł aż do dachów budynków.

Ekstremalne warunki atmosferyczne trapiły Włochy już w połowie kwietnia, kiedy to w regionie Umbria na północy półwyspu Apenińskiego wystąpiły silne gradobicia. Średni pomiar wykazał, że spadło nawet 10-12 cm gradu, co spowodowało utworzenie „zaspy lodu”, która sparaliżowała ruch samochodowy (i nie tylko) w górskich rejonach Italii. Średnica gradzin wynosiła 1-4 cm, co czyni je bardzo podobnymi w wielkości do piłeczek pingpongowych. Lokalnie raportowano też o niespotykanym w tych rejonach zjawisku małych tornad. Jednakże, jak się miało okazać, to co stało się wtedy na północy Włoch, było tylko wstępem do majowych wydarzeń w centrum kraju.

„Sytuacja jest dramatyczna”

Tegoroczna wiosna nie była dla mieszkańców Emilii-Romanii łaskawa. Przez kilka tygodni w regionie panowała susza, która spowodowała zniszczenie upraw i niedobory wody. Kiedy na początek maja w końcu zapowiadano opady deszczu, mieszkańcy widzący ich finalny skutek mogliby mieć poważne wątpliwości co do tego czy chcą, żeby susza się skończyła. W ciągu niespełna pierwszych dwóch dni ulew spadło około 20% rocznych opadów w tym rejonie. Wylało wiele potoków i rzek. Jakby tego było mało, z gór zaczęły spływać lawiny błota, co sprowadziło na ośrodki miejskie Emilii-Romanii kolejne hektolitry wody. Doszło także do poważnych, zagrażających życiu i zdrowiu mieszkańców, osunięć ziemi. Odwołano zajęcia w wielu szkołach, zamknięto niektóre drogi oraz anulowano część połączeń kolejowych. Na początku maja żywioł zabrał ze sobą dwoje ludzi. Śmierć ponieśli 80-letni mężczyzna jadący wzdłuż rzeki Senio oraz 74-latek, którego dom w okolicach Bolonii zawalił się pod wpływem naporu wody. – Sytuacja na wielu obszarach jest dramatyczna – komentował na konferencji skalę zniszczeń w Emilii-Romanii minister rolnictwa Włoch Francesco Lollobrigida. Jak się jednak miało okazać, był to dopiero początek kataklizmu.

Ewakuacja 36 tysięcy ludzi

W kolejnych dniach sytuacja pogodowa zamiast się polepszać ulegała stopniowemu pogorszeniu. Przez następne dwa tygodnie (od 6 do 20 maja) z brzegów wystąpiło ponad 20 rzek i strumieni, a władze zarządziły masową ewakuację okolic Bolonii i Rawenny. Z terenów zagrożonych powodzią ponad 36 tysięcy ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia swojego miejsca zamieszkania. Na terenie całej prowincji Emilia-Romania ogłoszono najwyższy stopień alarmu pogodowego. Życie straciło 14 osób, a setki zostało rannych. Zanotowano kilkaset lawin błotnych i osuwisk, a ponad 500 dróg w całym regionie zostało tymczasowo zamkniętych. Doszło do zawalenia co najmniej jednego mostu, w pobliżu Bolonii. Z powodu kataklizmu odwołano również zaplanowane na weekend 19-21 maja Grand Prix Formuły 1, mające odbyć się na torze Imola. Swój pobyt na szczycie G7 w Hiroszimie skróciła premierka Włoch Giorgia Meloni, by osobiście doglądać i koordynować pomoc poszkodowanym w klęsce żywiołowej. – Doświadczamy katastrofalnych wydarzeń, których prawdopodobnie dotąd nie widziano – mówił w specjalnym oświadczeniu stojący na czele władz Emilii-Romanii Stefano Bonaccini. – Nadzwyczajna ilość deszczu spadła na ziemię, która nie jest już w stanie go wchłonąć – dodawał.

Część bazyliki San Vitale w czasie majowej powodzi znalazła się pod wodą
Źródło: fot. Uta Scholl – unsplash.com

Zniszczone dobra kultury

Podczas powodzi i innych towarzyszących jej katastrof zniszczeniu uległo wiele dóbr kultury, bardzo często znajdujących się pod ścisłą ochroną. Według najnowszych danych ucierpiało w sumie 75 zabytków, 12 bibliotek i 6 stanowisk archeologicznych. Najpoważniej zniszczona została biblioteka mieszcząca się w podziemiach katolickiego seminarium San Benedetto in Cava w prowincji Forlì. Aby uratować większość dzieł tam się znajdujących, każdą książkę zapakowano w plastikową torebkę, a następnie przewieziono w hermetycznych opakowaniach do przemysłowych zamrażarek w Cesenie. Sprzęt dostarczyła firma Orogel, która na co dzień specjalizuje się… w mrożonkach. – Zwykle używamy tego procesu do dojrzałych owoców i warzyw w ciągu trzech godzin od zbioru. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że ta szybka procedura może być również przydatna dla naszego dziedzictwa literackiego – powiedział agencji prasowej Ansa prezes firmy, Bruno Piraccini. Zamrażanie służy pozbyciu się nadmiaru wody z książek, które następnie będą suszone i doprowadzane do stanu używalności.

Dowód zmian klimatycznych

Klęska żywiołowa w Emilii-Romanii pokazuje, że zmiany klimatyczne są faktem i nie sposób ich zanegować. Ofiary, ranni, tysiące ewakuowanych, zniszczone pola uprawne, budynki, zabytki. A to wszystko w przeciągu kilkunastu wiosennych dni, kiedy wszystko powinno się raczej budzić do życia, a nie obumierać i być poddawane sile kataklizmu. Przerażający jest fakt, że po tygodniach suszy, woda, która powinna być przecież elementem, który ulży mieszkańcom, staje się zarzewiem kryzysu i zniszczeń. Wysuszona ziemia nie jest w stanie przyjąć tak wielkiej ilości wody, więc znowu dochodzi do katastrofy. Ten niebezpieczny krąg powtarza się na naszej planecie coraz częściej. Straty po kataklizmie w Emilii-Romanii wyceniono na siedem miliardów euro.

Filip STACHOWICZ