„Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata” – czy film dorównał wyjątkowości książki?

Twórcy filmu zapewnili widzom festiwalu wyjątkowe gadżety. Źródło: fot. Oliwia Garczyńska.

Odwiedziłam 41. Międzynarodowy Festiwal Filmów Młodego Widza AleKino!, aby obejrzeć jeden z tytułów, na który czekałam już od wielu miesięcy. Reżyser Aitch Alberto nie miał łatwego zadania, biorąc za materiał źródłowy bestsellerową, uwielbianą przez miliony czytelników powieść dla młodzieży. Książka Benjamina Alire Sáenza i u mnie plasuje się wyjątkowo wysoko…

O tym, że powstanie film na podstawie powieści „Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata” dowiedziałam się około rok temu. Przez cały ten czas w Polsce nie było o tym fakcie zbyt głośno, a oprócz zwiastunów nie dostaliśmy właściwie żadnej konkretnej informacji, czy produkcja trafi do kin, bądź pojawi się na jakimś serwisie streamingowym. Ku mojemu zaskoczeniu, po ponad 12 miesiącach od premiery w USA, wreszcie pojawiła się okazja, aby obejrzeć tą ekranizację. Poznański festiwal filmowy AleKino! umieścił w programie aż trzy seanse, a mnie, szczęśliwie, udało się na jeden z nich zdobyć bilety. Nie było to najprostsze zadanie, bo zainteresowanie okazało się bardzo wysokie – wszystkie pokazy wyprzedały się w błyskawicznym tempie.

Ciepłe przyjęcie fanów „Arystotelesa i Dante”

Całe wydarzenie miało miejsce drugiego grudnia w poznańskim Multikinie 51, gdzie tłumnie zjawili się fani książki – miło było zobaczyć ich aż tylu w jednym miejscu. Niektórzy widzowie przyjechali z różnych miast Polski, co można było zobaczyć na związanych z książkami kontach w mediach społecznościowych. Pozytywnym zaskoczeniem przed samym seansem okazało się też obecne przed salą stoisko wydawnictwa We Need Ya, którego nakładem ukazała się polska wersja powieści. Widzowie uzyskali szansę na kupno książek, zakładek i toreb związanych z filmem, a także otrzymali przypinki. 

Opowieść na wielkim ekranie – równie wybitna, co na papierze?


„Arystoteles i Dante odkrywają sekrety wszechświata” Benjamina Alire Sáenza należy do moich ulubionych tytułów literackich już od kilku lat. Miałam okazję przeczytać ją jeszcze w starym, praktycznie niedostępnym obecnie wydaniu, pod tytułem „Inne zasady lata”. Dlatego też moje oczekiwania co do filmu były dość wysokie – po świetnych zwiastunach liczyłam na wiarygodne oddanie relacji między postaciami i przesłania, jakie niesie ze sobą ta historia.

Fabularnie „Arystoteles i Dante” opiera się na z pozoru dość prostych wątkach – życiu dwóch nastoletnich chłopców, których drogi przypadkowo splatają się pewnego lata na basenie. Bohaterowie nawiązują niezwykłą relację, która powoli przeradza się w coś więcej. Wielu osobom może się wydawać, że jest to kolejna oklepana, queerowa opowiastka, których w ostatnich latach pojawiało się już wiele. Książka Sáenza ma jednak w sobie coś wyjątkowego – niesie czytelnikom wiele cennych lekcji i przemyśleń dotyczących ponadczasowych, nieśmiertelnych kwestii. Jakich? – najlepiej odkryć samemu podczas oglądania filmu. 

Klimat produkcji świetnie oddaje rzeczywistość końcówki lat 80. Nastrojowe, sentymentalne kadry były niezwykle urzekające, a lokacje, takie jak domy protagonistów wydawały się żywcem wyjęte z książki. Bohaterowie odpowiadali moim wyobrażeniom – zdecydowanie casting okazał się strzałem w dziesiątkę. Aktorzy tytułowi – Max Pelayo jako Ari i Reese Gonzales odtwarzający Dante, zaprezentowali grę aktorską na bardzo wysokim poziomie. Wcielali się w swoje role tak naturalnie, że nietrudno było uwierzyć w przeżycia i emocje odgrywanych przez nich postaci. 

Fabularnie, nawet bez znajomości oryginału, trudno jednak szukać tu czegoś zaskakującego, zwłaszcza jeśli wcześniej już widziało się sporo filmów spod znaku young adult. Akcja jest jednak na tyle wartka i dobrze wyważona, że raczej trudno się wynudzić. Istniały momenty zarówno wzruszające, urocze, jak i zabawne czy zapadające w pamięć, a cały seans należał do tych wywołujących sporo emocji – na sali kinowej można było usłyszeć mnóstwo śmiechów i żywych komentarzy. To, co wyróżnia tę produkcję od innych, to ogrom przedstawionych nam życiowych lekcji, które odkrywamy z każdym kolejnym wprowadzonym wątkiem. Trudne tematy poruszone są w wyważony, rzetelny sposób, skłaniający do własnych refleksji. Dla mnie jako miłośniczki książki, najlepsze okazało się przeniesienie na ekran najważniejszych, ikonicznych scen z lektury na ekran. Zabrakło jedynie dwóch scen, które zdecydowanie powinny pojawić się w filmie. Miłym zaskoczeniem były także minimalne, jednak łatwe do wychwycenia nawiązania do drugiej części powieści. 

Kwestia dystrybucji – dlaczego film jest tak trudno dostępny?


Skoro jest to tak udana ekranizacja, to jakie są powody, dla których nie trafiła ona do szerszej widowni? Sytuacja wyglądała w podobny sposób nie tylko w naszym kraju – za granicą także pokazywano film jedynie na festiwalach filmowych. Najbardziej prawdopodobne wydają się problemy ze znalezieniem dystrybutora albo chęć pokazywania przez twórców swojego dzieła najpierw kameralnie, jak dzieje się to obecnie, a następnie umieszczenia go w jakimś serwisie streamingowym, gdzie trafiłby on do masowego odbiorcy. 

Swego czasu książka Benjamina Alire’a Sáenza była w Polsce niezwykle popularna i przez wiele miesięcy znajdowała się na pierwszych miejscach bestsellerów w księgarniach. Dlatego właśnie nie tracę nadziei, że wkrótce nadarzy się okazja, aby film trafił do szerszej widowni. Uważam, że ekranizację z pewnością powinni obejrzeć fani pierwowzoru. Z kolei nowych widzów, nieznających jeszcze tej historii, dzieło Alberto ma dużą szansę zachęcić do przeczytania literackiego oryginału.

Oliwia GARCZYŃSKA