Pyrrusowe zwycięstwo hiszpańskiej lewicy

Czy Katalonia będzie w najbliższej przyszłości niepodległa? // Źródło: Transly Translation Agency, unsplash.com

Mijający rok upłynął w Hiszpanii pod znakiem wyborów parlamentarnych. W ostatnią niedzielę lipca do urn ruszyło prawie 25 milionów Hiszpanów. Jednakże rząd udało się sformułować dopiero pod koniec listopada. Do ostatniej chwili o poparcie parlamentarzystów walczyły dwa sojusze – lewica pod wodzą dotychczasowego premiera Pedro Sáncheza oraz prawica z Alberto Núñeza Feijóo na czele. Ostatecznie to socjaliści dalej będą rządzić Hiszpanią.

W niższej izbie parlamentu najwięcej mandatów uzyskała prawicowa Partia Ludowa – 136, a tuż za nią uplasowała się Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza (PSOE) – 122 mandaty). Podium zamknął prawicowy VOX (33 mandaty), a lewicowy sojusz Sumar zajął 4 miejsce z 31 mandatami. Kluczem do zbudowania koalicji rządowej były jednak partie, które zdobyły jednocyfrowy wynik mandatowy, w szczególności ugrupowania mniejszości – katalońskiej i baskijskiej.

Fiasko wotum zaufania

Tuż po ogłoszeniu oficjalnych wyników wyborów stało się jasne, że centroprawicowa Partia Ludowa w przypadku rządzenia stanie do koalicji z prawicowym VOX-em, a socjalistyczna partia premiera Sáncheza z lewicowym Sumarem. Sytuacja okazała się bardzo podobna do tej, która miała miejsce po wyborach w Polsce. Król Filip VI najpierw spotkał się z oboma liderami w Pałacu Zarzuela. W pierwszym kroku jednak postanowił powierzyć misję tworzenia rządu liderowi ludowców Alberto Núñezowi Feijóo, mimo iż ten miał niewielkie szanse na zgromadzenie większości w Zgromadzeniu Ustawodawczym. Monarcha tłumaczył decyzję tym, że to Partia Ludowa zdobyła w lipcowych wyborach największe poparcie.

Na 176 wymaganych głosów szef centroprawicowej partii miał pewne 172. Sytuacji lidera dotychczasowej opozycji nie poprawiał również jego stosunek do środowisk katalońskich. Pod koniec września Feijóo wystąpił do parlamentu o wotum zaufania. Jednakże, tak jak oczekiwano, nie uzyskał on wymaganego poparcia. Zabrakło mu czterech głosów. W tamtym momencie opcje były dwie. Albo Pedro Sánchez dogada się z katalońskimi separatystami, albo Hiszpanię czekają kolejne przyspieszone wybory. Padło na pierwsze rozwiązanie.

Twarde warunki

Wiedząc, że to od nich, czyli od partii separatystycznych, zależy „być albo nie być” ewentualnego rządu Pedro Sáncheza, zaczęły się negocjacje z wysokiego C, jeśli chodzi o warunki poparcia dla PSOE i Sumar. Przede wszystkim domagały się one amnestii dla 4000 aktywistów, którzy w 2017 roku brali czynny udział w organizacji referendum niepodległościowego Katalonii. W tym gronie znalazł się m.in. Carles Puigdemont, ówczesny przewodniczący Generelitat de Catalunya (główna instytucja polityczna autonomii katalońskiej), który był prowodyrem nielegalnego zdaniem Madrytu głosowania. Lider PSOE już w czerwcu 2021 roku ułaskawił kilku katalońskich przywódców, zasadnym więc było oczekiwanie przez separatystów dalszych kroków w tej kwestii.

– Podejmując decyzję o ułaskawieniu kilku katalońskich przywódców separatystycznych w czerwcu 2021 r., byłem przekonany, że przyczyni się ona do stabilności i normalizacji sytuacji w Katalonii. Teraz mamy pewność, że była to dobra decyzja i leżała w ogólnym interesie – podkreślał socjalista w jednej z październikowych wypowiedzi przed nieformalnym szczytem Rady Europejskiej w Grenadzie. Ponadto katalońscy separatyści domagali się ponownego referendum w sprawie samostanowienia Katalonii. Tę możliwość jednak wykluczyli sam premier oraz liderka Sumar, Yolanda Díaz.

Niełatwe porozumienia

Ostatecznie doszło do porozumienia między Sánchezem a katalońskimi secesjonistami w kwestii amnestii, w związku z czym dotychczasowy premier mógł w spokoju przygotowywać się do głosowania nad wotum zaufania w parlamencie. Zostało to jednak okupione silnym sprzeciwem społeczeństwa. Na kilka dni przed kluczową debatą na ulice hiszpańskich miast wyszło prawie milion ludzi domagających się wycofania się lidera socjalistów z porozumienia. Na transparentach osób buntujących się przeciwko proponowanym rozwiązaniom widniały hasła stwierdzające, że Sánchez „sprzedał swój kraj”. Do buntu przeciwko możliwej przyszłej władzy nawoływali liderzy Partii Ludowej – Alberto Núñez Feijóo oraz partii VOX – Santiago Abascal.

Ostatecznie jednak 16 listopada doszło do przegłosowania wotum zaufania dla koalicji rządowej PSOE oraz Sumar. Za nowym rządem głosowało 179 deputowanych. Rząd Sáncheza oprócz PSOE i Sumar poparło wszystkich 14 reprezentantów proniepodległościowych ugrupowań z Katalonii – Junts Per Catalunya i Republikańskiej Lewicy Katalonii, a także jedenastu posłów z baskijskich Nacjonalistycznej Partii Basków i EH Bildu. Przeciw było 171 posłów, głównie prawicowej opozycji.

Kobiecy rząd

Cztery dni po zdobyciu wotum zaufania Pedro Sánchez ogłosił skład swojego trzeciego rządu, który tworzy z lewicowym blokiem Sumar. Co ciekawe, kobiety stanowią ponad 50% nowej Rady Ministrów, posiadając 12 z 22 tek ministerialnych. Jeśli chodzi natomiast o podział stanowisk między PSOE a Sumar, to kreuje się on 17:5. Blok Yolandy Díaz wziął jednak pod swoje władanie bardzo ważne ministerstwa. Na czele resortu zdrowia stanęła Mónica García wywodząca się z lewicowej partii regionalnej Más Madrid, a resortem pracy i polityki socjalnej będzie zajmowała się sama Díaz, która otrzymała również funkcję wicepremierki. Oprócz tego „różowy blok” weźmie we władanie ministerstwa kultury, praw socjalnych oraz dzieci i młodzieży. Resztę stanowisk podzieliła między siebie PSOE.

Nadchodząca kadencja Pedro Sáncheza będzie zapewne tą najtrudniejszą. Największe wyzwanie może stanowić utrzymanie poparcia separatystów przy jednoczesnym wstrzymaniu wielkich protestów i strajków. Czas pokaże czy okaże się to w ogóle możliwe.

Filip STACHOWICZ